Ariana dla WS | Blogger | X X

wtorek, 30 stycznia 2018

Czasami kłamię - Alice Feeney

Książka "Czasami kłamię" zachęciła mnie do siebie tytułem jak i opiniami na instagramie. Nie wczytywałam się za dużo w recenzję, bo lubię jak książka jest dla mnie całkowitą niespodzianką. Oczywiście nie zawsze, ale tutaj przeważyła ta ciekawość. 

"Czasami kłamię" jest to debiut Alice Feeney i uważam, że wyszło jej to bardzo dobrze. Są malutkie minusiki, ale nie zmieniają one mojego zdania na temat tej książki. Ta powieść jak i poprzednia, którą przeczytałam, czyli "It ends with us" Colleen Hoover będą dwiema, które będę polecać wszystkim, którzy mnie spytają o to. 

Wracając do "Czasami kłamię" książka zaczyna się bardzo zagadkowo, a mianowicie tak: 



"Nazywam się Amber Reynolds. Są trzy rzeczy, które powinniście o mnie wiedzieć: 
1. Jestem w śpiączce. 
2. Mój mąż już mnie nie kocha. 
3. Czasami kłamię. 

Wydawać, by się mogło, ok czyli mąż doprowadził do tego, że znalazła się w śpiączce, wszystko jasne. Jednak ten trzeci podpunkt nie dawał mi spokoju przez całą książkę, bo przecież "czasami kłamię", więc czy te dwa podpunkty są prawdą? 

Mogę Wam zdradzić tylko tyle, że pierwszy na pewno. Amber jest w śpiączce i na swoje szczęście lub nieszczęście słyszy wszystko co się wokół niej dzieje, przez co powoli próbuje sobie przypomnieć jak się tu znalazła. Zawsze się zastanawiałam co się dzieje z ludźmi w śpiączce, czy nas słyszą czy nie i to zachęciło mnie do odkrycia co się stało z Amber. 

Amber, choć jest świadoma (pół na pół) co się wokół niej dzieje, nie może się poruszyć ani otworzyć oczu, więc nikt z ludzi, którzy ją odwiedzają, nie ma pojęcia, że może ich słyszeć. 

Książka dzieli się na trzy ramy czasowe, "teraz" przeplata się z tym co działo się przed wypadkiem - "wtedy", co dodatkowo przeplata się z latami dziecięcymi Amber, czyli wpisami z pamiętnika. Dowiadujemy się jak wyglądało jej życie i co mogło doprowadzić do tego, że znajduje się w śpiączce. 

Całość jest tak zaskakująca, że książka od razu wpisała się do listy moich ulubionych. 
Choć muszę przyznać, że wielokrotnie zastanawiałam się o co w tym wszystkim chodzi, książka jest tak zawiła momentami, że ciężko jest poukładać to sobie w głowie. Zapewniam jednak, że na końcu autorka praktycznie poprowadzi nas za rękę i wyjaśni wszelkie zawiłości, które z pewnością Was zaskoczą. 

Oprócz zaskoczenia momentami odczuwałam bardzo wielki niesmak, bo to co się wydarzyło w życiu Amber jest naprawdę hmm.. niesmaczne, momentami tak szokujące, że brakuje słów by to opisać. Nie wyobrażam sobie tego co ją spotkało i nie chcę nawet wiedzieć jak się musiała czuć. 

Podsumowując:

Książkę naprawdę warto przeczytać, jest to naprawdę oryginalny pomysł, chociaż tak naprawdę parę pomysłów na dobrą powieść połączonych w jedno. Jedyny minus jaki przychodzi mi do głowy i o jakim mówili mi inni - zawiłość, momentami nie wiadomo o co chodzi, ale w sumie dzięki temu autorka właśnie tak mnie zszokowała, mój mózg podpowiadał mi zupełnie co innego. Jedyna rada - wczytajcie się dokładnie, skupcie się. Ja po skończeniu miałam wrażenie, że musiałabym przeczytać to jeszcze raz, aby ułożyło mi się to w głowie tak dokładnie, ale inne pozycje czekają w kolejce. 


A może już czytaliście? Podobała Wam się? 

czwartek, 25 stycznia 2018

Książki - co w nich uwielbiam, a czego nie lubię?

Z racji, że na razie recenzji brak (powinna się pojawić już niedługo) chciałabym się podzielić z Wami tym co lubię w książkach, czym mnie do siebie przyciągają, a czym odpychają. :) 

Dużo osób kupując książki kieruje się recenzjami, bądź opisem na tylnej okładce. Kiedyś też tak robiłam, jak ktoś mi mówił, że super to czytałam, a nie zbliżałam się do tych, które ktoś uważał za nudne. Często wybierałam książki po okładce lub po tym jak obejrzałam ekranizację. 

Teraz wygląda to troszkę inaczej. Po tylu latach czytania mam już krąg swoich ulubionych autorów i często lubię ten krąg zamykać i czytać po kolei tylko ich. Kiedy kupuję książki, robię to w dużych ilościach, gdyż mieszkam za granicą i jakby nie patrzeć, w Polsce opłaca się bardziej. ;-) 
Dlatego jeśli szperam sobie po promocjach to zwracam uwagę na okładki, tytuły i na czcionkę. 

Moimi faworytami są książki z białymi kartkami i wyraźną, troszkę większą czcionką. Nie męczą mi się przy nich oczy, wyglądają bardzo ładnie i przede wszystkim - przyjemnie się je czyta. 

Nienawidzę wydań kieszonkowych, chociaż często myślę "ooo taka cena, może jakoś przebrnę", a później tkwię z jedną książką miesiąc czasu, bo nie jestem w stanie czytać tak małych literek przez długi czas. Po prostu koniec z przyjemnością - zaczyna to przypominać czytanie lektur, czyli czytasz, bo musisz. 

Najczęściej jednak kieruję się gatunkami. Nie przekonają mnie książki historyczne czy tanie romanse. Uwielbiam kryminały, thrillery i to samo tyczy się filmów. Najchętniej oglądam takie, które w jakiś sposób mnie zaskoczą. 

Kiedyś czytałam głównie Sparksa i Coelho i do tej pory czekam aż wydadzą coś nowego, bo oprócz treści, bardzo podoba mi się to jak są wydane ich książki. Powieści Coelho to już w ogóle bajka, książki są z reguły dość cienkie, rozdziały są krótkie, więc czytanie idzie szybko i w dodatku papier jest biały, a czcionka idealna! 

Bardzo rzadko jednak można trafić na białe kartki, więc nie przychodzą mi do głowy inni autorzy, których powieści są wydawane właśnie w taki piękny sposób. Często czytam na instagramie "o biały papier, to znaczy, że jest to wydanie recenzenckie" i nie rozumiem, dlaczego ludziom nie odpowiada biały papier, a wolą czytać na pożółkłym. :D Serio, przygarnęłabym każdą (ok, nie historyczne) na białym papierze, dla mnie to bajka. 

A co do powiedzenia "Nie oceniaj książki po okładce." to serio, akurat okładka to jedna z ważniejszych elementów książki. To, przecież pierwsze wrażenie. Jeśli podoba Ci się okładka, zerkasz na tytuł i ewentualnie sprawdzasz krótki opis książki. Jak okładka Ci się nie podoba, to z reguły pomijasz książkę, a przecież mogłoby się trafić coś dobrego. Dlatego nie rozumiem czemu wydawnictwa czasem odwalają taką chałę z tymi okładkami. 


Jestem ciekawa czy ktoś z Was też ma ulubiony sposób wydania książki? Czy są to okładki ze skrzydełkami czy bez? Czy w twardej oprawie czy może w miękkiej?

Pozdrawiam ;)  

wtorek, 23 stycznia 2018

It ends with us - Colleen Hoover

Hej, długo się zbierałam do napisania recenzji książki "It ends with us" i postanowiłam podzielić to na dwie części. Pierwsza będzie tradycyjna, ale druga będzie spojlerem, bo miałam trochę przemyśleń i chciałabym się nimi podzielić ;-) 

Powieści Colleen Hoover zaliczamy do kategorii New Adult. (Taka informacja dla ludzi, którzy nie mieli okazji poznać jej twórczości. PS. Szybko to zmieńcie. ;-)) 

"It ends with us" 




Lily Bloom to młoda kobieta, której historię poznajemy od momentu pogrzebu jej ojca. Ojca, którego nienawidziła i którego śmierć w pewnym sensie sprawiła jej ulgę. Nie może jednak tego okazywać przed swoją matką, która zawsze go broniła i choć powinna - nie chciała od niego odejść. Lily czuła do niej ogromny żal za to i obiecała sobie, że nigdy nie będzie taka jak matka - czyli kobietą krzywdzoną przez własnego męża. Dopiero po śmierci ojca i przeprowadzce matki do Bostonu, zaczynają mieć ze sobą dobry kontakt, taki jaki powinna mieć matka z córką. 

Lily poznaje pewnego mężczyznę w chwili kiedy ten próbuje wyładować złość na krześle. Przyszła na dach, by pomyśleć o pogrzebie ojca oraz o swoim zachowaniu. Zaczynają ze sobą rozmawiać, lecz wkrótce mężczyzna musi jechać do pracy, jest neurochirurgiem i dostał wezwanie, zresztą okazało się, że oczekują czegoś innego od życia. Ona - związku, on - jednorazowej przygody. 
Mimo, że się sobie spodobali, nie zamierzają zmieniać swoich przekonań. Jednak mimo tego, nie będzie to ich ostatnie spotkanie, choć tak właśnie im się wydaję. 

Wkrótce Lily postanawia otworzyć kwiaciarnię. Jest przerażona, że jej nie wyjdzie, ale gdy tylko kupuje lokal, szybko pojawia się kobieta, która chciałaby u niej pracować, a oprócz tego pomaga jej bardzo dużo w remoncie i innych sprawach. Kobiety szybko znajdują wspólny język i stają się najlepszymi przyjaciółkami, aczkolwiek na ich drodze staje ktoś kto może to wszystko zepsuć. 

Jak wiadomo życie nie zawsze bywa usłane różami, choć przez jakiś czas może nam się tak wydawać. Lily ma chłopaka, przyjaciółkę i mamę blisko siebie, oprócz tego spełniła swoje marzenie i otworzyła kwiaciarnie. Wydawać, by się mogło, że lepiej być nie może. 

Kiedyś Lily uratowała chłopaka, z którym chodziła do jednej szkoły,  tym razem on będzie chciał uratować ją. Tylko przed czym? Czy istnieje dla niej jakikolwiek ratunek? 

________________________________________________________________________________

Colleen Hoover po raz kolejny pokazała klasę. Czytałam cztery jej powieści i każda mnie wzruszyła lub zmusiła do pewnych przemyśleń, aczkolwiek jak sama autorka pisze - to jest pierwsza powieść, która miała na celu poruszyć konkretny temat i zmusić do przemyśleń lub zmiany zachowania. Tym tematem była przemoc w związku, coś co jest powszechne i tak często ukrywane. Z początku nie zapowiadało się, że sprawy potoczą się w takim kierunku w jakim się potoczyły. Sięgając po tę książkę, byłam przekonana, że to będzie coś w stylu poprzednich powieści tej autorki. Muszę przyznać, że cała ta książka mnie po prostu zmiażdżyła. Nie zdawałam sobie sprawy ile sprzecznych emocji można czuć czytając książkę. 

Były momenty kiedy miałam ochotę ją po prostu odłożyć i do niej nie wracać, temat jest naprawdę ciężki i miałam już wyrobione zdanie w tej kwestii, aczkolwiek autorka podważyła je parokrotnie. Na końcu po prostu siedziałam osłupiała, nie wiedziałam co mam o niej powiedzieć lub napisać. Każde słowo wydaję się być zbędne, bo jedyne co przychodzi mi na myśl to : musisz ją koniecznie przeczytać. 

Najbardziej denerwującą bohaterką oczywiście była Lily, bo naprawdę były momenty kiedy jej nienawidziłam, lecz ze strony na stronę pojawiał się we mnie pewien podziw dla niej. Nie mogę postawić się w jej sytuacji i nie chcę, ale cały czas zadawałam sobie (jej) pytanie "czemu nikomu nie powiesz?!". Naprawdę momentami jej nienawidziłam. 

Jest to książka, o której chce mi się rozgadać, ale pewnie byłoby to spojlerem. Mam nadzieję, że tutaj tego nie zrobiłam, ale potrzebuję wylać z siebie pewne słowa, więc zapraszam poniżej tych, którzy już ją przeczytali. 

PS. Po skończonej lekturze przeczytajcie notkę od autorki i zapraszam do dyskusji na jej temat. ;-) 





________________________________________________________________________________

UWAGA: SPOJLER.
TREŚCI ZAWARTE NIŻEJ MOGĄ ZEPSUĆ WAM CZYTANIE KSIĄŻKI LUB DO NIEJ ZACHĘCIĆ JESZCZE BARDZIEJ. 


A więc teraz mogę wylać swoje żale. Może to być nieco chaotyczne, ale naprawdę mam wiele przemyśleń. 

 Po książkę sięgnęłam z wielką chęcią i takim nastawieniem "o Boże znowu jakieś cudeńko w stylu 'Losing hope' czy 'November 9'". Jak wielkie było moje rozczarowanie kiedy sytuacja się rozwinęła. Oczywiście nie rozczarowanie w stylu "co za badziewie, odkładam to", tylko rozczarowanie raczej na zasadzie "no tego to się nie spodziewałam". Nie czytałam opinii o tej książce, ale doszły mnie słuchy innych blogerów, że ta książka mnie zniszczy lub że jest trudna. Oczywiście nie przejęłam się tym. Nawet gdybym się przejęła, to nikt by mnie nie zniechęcił do Hoover, skoro nie była to pierwsza jej powieść, którą czytałam. 

Przejdźmy do rzeczy. 

Po przeczytaniu "It ends with us" zdałam sobie sprawę, że nigdy nie podchodziłam do sprawy przemocy w domu, w taki sposób jak autorka, czyli że można być beznadziejnym mężem, ale dobrym ojcem. Uważałam, że skoro mężczyzna podnosi rękę na kobietę, to zwyczajnie przestaje być mężczyzną, a staje się zwykłym śmieciem. Nigdy nie dzieliłam tego na kategorie ojciec/mąż tylko raczej po prostu:  mężczyzna lub go brak. 

Nigdy też nie rozważałam powodów takiego zachowania, a Hoover pokazuje nam, że przyczyny przemocy w małżeństwie są różne, może to być właśnie traumatyczna sytuacja w dzieciństwie, która przekłada się na zachowanie w życiu dorosłym. Nie jestem jednak chyba na tyle wyrozumiała, by stwierdzić, że takie coś da się w jakikolwiek sposób usprawiedliwić. 

Cieszę się, że Hoover nie ciągnęła tego "wracam, nie wracam, kocham go, nienawidzę, to moja wina" zbyt długo, bo naprawdę ten moment był dla mnie denerwujący. Jako kobieta szczęśliwa w małżeństwie, powiem tak: powinna odejść za pierwszym razem i do niego nie wracać. Ciężko jednak jest postawić się w takiej sytuacji, gdy nie ma się z nią styczności w aż takim stopniu. 
Hoover otwiera nam oczy na tę sytuację. Bohaterka sama się zastanawia, dlaczego zawsze myślała, że kobieta powinna odejść, a nikt nigdy nie zastanawiał się dlaczego mężczyźni tak postępują. Fakt, zawsze sama oceniam to tak, że facet to śmieć, a kobieta jest głupia, że tak się daje. Jednak do tego wszystkiego dochodzi też strach, strach o siebie, o dzieci (jeśli takie są), fakt że nie mamy wokół siebie nikogo, kto wyciągnąłby do nas pomocną dłoń, dał bezpieczne schronienie. Oprócz strachu jest też miłość, ona przecież nie wygasa w jeden dzień, w parę sekund. Podejrzewam, że właśnie dlatego kobiety tkwią w takich związkach. Bo kochają, bo się boją lub dlatego, że ich granica wytrzymałości (jak wyjaśniła matka Lily) cały czas się powiększa. Z każdym kolejnym "wypadkiem" ta granica się oddala i w końcu zachodzą zbyt daleko, by mogły wrócić. 

Moje stanowisko w kwestii bicia kobiet jest naprawdę stanowcze, może niektórym wydać się brutalne, ale uważam, że powinni ich albo kastrować albo obcinać ręce, które podnoszą na swoje lub nie swoje kobiety. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla takiego zachowania. 

U Hoover było ciężko utrzymać mi takie stanowisko i zrobiła to z pewnością celowo, pokazując brutala najpierw jako takiego Pana Idealnego, a w dodatku przedstawiając przemoc w taki sposób, że naprawdę były to wypadki. Dwa razy ją popchnął przez co raz się uderzyła, a drugim razem spadła ze schodów, ok można powiedzieć, że to był wypadek, no ale przecież ją popchnął tak? 

Szczerze? Mimo tego wszystkiego co jej zrobił i tego jakie mam stanowisko w tej sprawie miałam nadzieje, że im się jakoś ułoży, bo autorka nie przedstawiła go jako typowego brutala tylko raczej zagubionego człowieka, który nie panował nad swoim ciałem. Jednak koniec końców można powiedzieć, że był tu happy end i w sumie się cieszę z takiego obrotu sprawy. Chciałabym, aby każda z kobiet, która związała się z potworem, umiała odejść i odnaleźć szczęście. 

Przecież o tym trzeba mówić! I to jak najgłośniej! Nieważne, że zniszczycie im karierę, oni niszczą Wam życie. 

Jak widzicie ta powieść wzbudziła we mnie naprawdę silne emocje. Myślę, że mogłabym rozwodzić się nad tym jeszcze jakiś czas, chociaż wciąż jak widać ciężko ubrać mi myśli w słowa.. 

niedziela, 21 stycznia 2018

Jeden krok - Heather Gudenkauf

Wyobraź sobie, że jest zwykły dzień, jeden z najnormalniejszych dni, prowadzisz dziecko do szkoły jak zwykle, potem idziesz do pracy lub wracasz do domu. Twoje dziecko uczy się w podstawówce, jest więc za małe, żeby do szkoły chodzić samo. To ma być zwykły, szary dzień, jeden z wielu, nie przeczuwasz, więc nic, działasz jak z automatu. Z córką bądź synem, żegnasz się jak zawsze, dajesz buziaka, życzysz miłego dnia lub po prostu mówisz, że zobaczycie się za parę godzin. 

Jednak dłuższą chwilę potem słyszysz w radiu bądź od znajomego rodzica, że  w szkole zamknął się uzbrojony człowiek i Twoje dziecko jest w niebezpieczeństwie. Jak najszybciej udajesz się do szkoły, aby dowiedzieć się czy to prawda. Jak zwykle podczas takich wydarzeń krąży mnóstwo plotek. Teraz zamiast informacji o uzbrojonym mężczyźnie, słyszysz także inne pogłoski... że w szkole jest bomba, że to jakiś były uczeń lub któryś z rodziców. 

Oczywiście nie pozwalają Ci wejść do szkoły, jedyne co możesz zrobić to stać tam i modlić się, aby Twoje dziecko bezpiecznie wróciło do domu, aby to wszystko okazało się tylko snem. 

Widzisz ludzi wokół, których tak samo jak Ciebie dotyczy ta tragedia.. Widzisz mężów nauczycielek, żony nauczycieli, innych rodziców, których dzieci są dzisiaj w szkole lub rodziców, których dzieci dzisiaj nie posłali do szkoły, lecz muszą tam być, bo to ich praca. Każdy z Was ma powód, aby tam stać i czekać na jakikolwiek ruch policji lub tego kogoś kto znajduje się w szkole. Zastanawiasz się tylko nad tym jaki powód ma ta osoba, aby narażać na niebezpieczeństwo dzieci. 

Czy to możliwe, aby był to jakiś dawny uczeń, który próbuje się zemścić na nauczycielu lub nauczycielce? Czy może rodzic, który chce się zemścić na żonie za to, że nie pozwala mu się widzieć z dzieckiem? Czy to jednak wystarczający powód, aby wchodzić do szkoły z bronią? 


"Jedna szkoła. 
Jeden uzbrojony mężczyzna.
I Twoje dziecko." 



______________________________________________________

To moja kolejna zdobycz za dziesięć złoty. Tym razem kupiłam to w księgarni, nie w Biedronce. Muszę przyznać, że dzięki takim promocjom poznaję ciekawe książki, na które być może bym nie spojrzała, gdyby stały grzecznie na półce pośród innych dzieł autorów, których nazwisko zaczyna się na literę "G". Z reguły jak wchodzę do księgarni to zerkam na promocje lub nowości, na inne półki patrzę, gdy szukam konkretnego autora. 

Cieszę się, że trafiłam na Heather Gudenkauf, bo być może będzie to początek mojej przygody z tą autorką. Muszę przyznać, że ta książka mnie naprawdę pochłonęła. Jest w formie relacji paru osób, poznajemy ich oraz możemy dowiedzieć się jak wyglądało ich życie do tej pory, jak wpłynęło na nich to wydarzenie i jak to przeżywają. Oprócz tego autorka trzyma nas w niepewności do ostatnich stron, nie wiadomo kto jest na tyle zdesperowany, aby wejść do szkoły z bronią i nie wiadomo czy wszyscy wyjdą z tego cało. Chyba właśnie przez tą niepewność książka tak wciąga, chcesz czytać kolejną stronę i kolejną, bo liczysz, że zaraz wszystko będzie jasne, ale gwarantuję - tak nie będzie. 

Po raz kolejny nie zgadłam kto stoi za tym wszystkim i właśnie po tym poznaję czy książka jest dobra czy nie. Nie chcę się rozwodzić nad językiem, bohaterami i innymi sprawami, bo takie rzeczy rzadko kiedy kogoś zachęcają do przeczytania danej książki. 

Gdybym miała szybko powiedzieć kto w tej książce mi zaimponował, to muszę powiedzieć, że jest to Pani Oliver i jej mąż oraz uczennica o imieniu Augie. 

A jeśli chodzi o powód, dla którego kupiłam tę książkę to jest to oczywiście jej cena, ale też cytat, który dodałam wyżej. ;-) 




czwartek, 18 stycznia 2018

Kaznodzieja - Camilla Lackberg

"Kaznodzieja" to drugi tom z serii o Fjallbace. Książki Lackberg trafiają na listę bestsellerów bezproblemowo, ma wielu fanów. Ja jestem do niej nastawiona z dystansem, książka mi się podobała, ale jakoś nie mogę stuprocentowo się do niej przekonać. Na pewno jednak nie będzie to ostatnia książka tej autorki, którą przeczytam ;) 

Camilla Lackberg już jako mała dziewczynka pisała opowiadania kryminalne, aczkolwiek nie poszła na studia związane z tym zajęciem. Z zawodu jest ekonomistką, jednak nigdy nie porzuciła marzeń o pisaniu, przez co rodzina w ramach prezentu gwiazdkowego sfinansowała jej kurs pisania kryminałów. I tak zaczęła swoją pierwszą powieść "Księżniczka z lodu", a idąc za radą swojego nauczyciela, umieściła bohaterów w miejscu, które dobrze zna, czyli we Fjallbace, w której mieszkała. Oprócz kryminałów, napisała także książeczki dla dzieci i książki kulinarne. 

Kaznodzieja 



Młody chłopczyk bawiąc się w Wąwozie Królewskim odnajduje przypadkiem zwłoki kobiety, która została mocno zmasakrowana. Na miejsce przyjeżdża Patrik, którego znamy już z poprzedniej części. Jest to bardzo uczciwy i pracowity policjant, a za jego ciężką pracę pochwały zawsze dostaje komendant, który z reguły nie jest zbyt miły. Tego lata, jednak coś go odmieniło, zleca Patrikowi dowodzenie w tej sprawie, sam niewiele się wtrąca i wydaję się być jakoś dziwnie szczęśliwy i miły. Zauważa to każdy na komisariacie, lecz nikt nie zna powodu jego nowego zachowania, zupełnie odmiennego od zwyczajnego. Jego podwładni nie do końca potrafią powiedzieć, które z jego wcieleń wolą. 

Oprócz zwłok kobiety, odnajdują tam też szczątki dwóch innych. Od razu domyślają się kto to jest, gdyż latem 1979 roku zaginęły dwie młode dziewczyny i wygląda na to, że znaleziono je dopiero teraz. Miasteczko znalazło, jednak kozła ofiarnego, wszyscy mówili, że zrobił to niejaki Johannes Hult, który tego samego roku popełnił samobójstwo, gdyż rzekomo nie wytrzymywał już z wyrzutami sumienia i oskarżeniami mieszkańców. 

Kobieta okazuję się być niemiecką turystką, nikt nie ma pojęcia co mogłaby robić w tym miejscu. Dopiero wnikliwe dochodzenie pomaga Patrikowi ustalić, że może mieć ona jakiś związek z kobietami, których szczątki znaleźli na miejscu zbrodni. 

Jednocześnie żona Johannesa wydaję się być szczęśliwa z powodu kolejnej zbrodni, gdyż twierdzi, że to automatycznie oczyszcza jej męża z zarzutów. Jednak policja kieruje swój wzrok na jej synów, którzy często miewali problemy z prawem. To jedyna rodzina, która przychodzi im na myśl. Sprawy zaczynają się komplikować, gdyż Hultowie mają cały ogrom tajemnic, Johannes i Gabriel byli braćmi, ich rodziny są do siebie wrogo nastawione, mimo to iż ich ojciec był kiedyś sławnym Kaznodzieją. Wydawać by się mogło, że wszyscy powinni żyć zgodnie z religią, być dla siebie oparciem i prawdziwą rodziną. Jednak jak sami wiecie z rodziną wygląda się dobrze tylko na zdjęciach i to powiedzenie idealnie pasuje do rodziny Hultów. 

Przed Patrikiem wielkie wyzwanie, nie dość, że dowodzi, co jest wielką odpowiedzialnością, to musi się zmierzyć ze swoimi kolegami z pracy, którzy nie są za bardzo zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Na dodatek jego kobieta - Erika, jest w ciąży, nie zbyt dobrze ją znosi przez upały panujące we Fjallbace, z czego nie zdają sobie sprawy dawni znajomi lub krewni, którzy postanawiają spędzić tam wakacje i zatrzymać się w ich domu. 

Erika nie potrafi usiedzieć bezczynnie, jednak po wizytach gości, stwierdza, że zdecydowanie woli lenistwo. Pociesza ją fakt, że udało jej się naprawić relacje z młodszą siostrą,  którą zawsze traktowała jak córkę. Jednak jak to w rodzeństwie - dobre relacje nie trwają zbyt długo i Erika znów będzie musiała stanąć przed dylematem, czy za wszelką cenę chronić swoją siostrzyczkę czy może pozwolić jej kierować swoim życiem tak jak tego chce? 

Kto ostatecznie jest mordercą? Czy to możliwe, aby była to jedna i ta sama osoba? Po co miałaby czekać tyle lat, aby znów zacząć zabijać? Co łączy te trzy kobiety? Jaki związek z tym wszystkim ma rodzina Hultów? 

________________

Zaczynam zauważać, dlaczego ludzie tak bardzo kochają Lackberg. Moim zdaniem chce nas jak najbardziej zapoznać z bohaterami, z ich zachowaniami, odczuciami i relacjami. Bardzo się cieszę, że znów pojawił się tutaj Patrik i Erika, byłam ciekawa ich losów i jest to właśnie powód, dla którego sięgnę po kolejną część - aby znowu sprawdzić co u nich słychać. Jestem ciekawa jak to rozegrała, czy ich skłóci w jakiś sposób, czy wprowadzi jakąś tragedię do ich jak na razie, w miarę sielankowego życia? Pewnie większość z Was już  to wie, ja odkryłam tę autorkę chyba troszkę późno, chociaż na dobrą książkę nigdy nie jest za późno. 

Camilla Lackberg nie przynudza opisami, czyta się to bardzo szybko i przyjemnie, zwłaszcza, że naprawdę w pewien sposób zżyłam się z bohaterami. Podoba mi się fakt, że tyle o nich pisze, że nawet mi wydało się dziwne zachowanie komendanta, bo pamiętałam, że nie był zbyt miłym człowiekiem. Oprócz tego podoba mi się postać Patrika, myślę, że będzie wzorowym ojcem, a policjant na pewno z niego wzorowy. Fajnie by było, gdyby istnieli tacy policjanci w prawdziwym życiu, może takie sprawy byłyby rozwiązywane dużo szybciej. Tak wiem, książka to nie życie, ale czasem można sobie pomarzyć. ;-) 

Jestem ciekawa co wymyśliła Lackberg na dalsze części, bo Fjallbacka wydaję się być małym miasteczkiem, do ilu więc zbrodni mogłoby tam dojść? 
Jak znacie odpowiedzi na moje pytania, nie zdradzajcie mi ich. Co prawda ja jestem osobą, która lubi wiedzieć co się stanie, ale w tym przypadku chyba wolę niewiedzę. ;-) 

Polecam tę książkę ludziom lubiących ten gatunek. Jak sama nazwa wskazuje, ze sprawą będzie miał pewien związek Kaznodzieja. Jeśli, więc lubicie takie klimaty, polecam ;-) 

Czy może już czytaliście? Jeśli tak, dajcie znać co uważacie i którą jej powieść lubicie najbardziej. ;-) 

Zaczytanego wieczoru! 



niedziela, 14 stycznia 2018

#A gdybym zniknęła? - Meg Rosoff

Wybieranie książek po tytułach nie zawsze okazuje się dobrym trafem. Warto przeczytać recenzje lub chociaż tył okładki. Ja rzadko kiedy tak robię, głównie kieruję się tytułem lub autorem/ką. I tutaj popełniłam malutki błąd, chociaż nie wiem czy można to tak nazwać. 

Meg Rosoff, jak się okazało później, pisze książki dla młodzieży, porusza w nich problemy współczesnych nastolatków. Gdybym przeczytała tą informację wcześniej nic by to nie zmieniło, tak naprawdę. Książka kusiła również swoją ceną, bo kosztowała jedynie dziesięć złoty, dlatego nie żałuję wydanych pieniędzy, ale umówmy się.. oczekiwałam mrożącego krew w żyłach thrillera i dopiero po przeczytaniu całej zerknęłam na tył okładki. Sprawa banalnego zakończenia wyjaśniła się w przeciągu paru sekund. 

Zacznijmy, więc od początku... 

A gdybym zniknęła? Nie wiem skąd taki tytuł, bo książka opowiada o mężczyźnie, który rzekomo zaginął. Tytuł, jednak przykuwa oko i sugeruje o gatunku książki. Ja myślałam, że to thriller, ale nie o tym teraz. 



Powieść tę można nazwać relacją dwunastolatki z poszukiwań przyjaciela jej ojca. Otóż Matthew wyszedł z domu (sam lub z czyjąś pomocą) i nie ma po nim żadnego śladu. Zostawił żonę, dziecko i psa, który chyba najbardziej za nim tęskni. Sytuacja staje się jeszcze dziwniejsza, gdy okazuje się, że stało się to chwilę przed planowanym przez obojga przyjazdem jego przyjaciela - Gila. Wszystko wskazuje na to, że nie opuścił domu sam, nigdy mu się to nie zdarzało, w dodatku czekał z niecierpliwością na przyjazd przyjaciela, z którym nie widział się osiem lat. 

Żona Matthew - Suzanne, informuje Gila o sytuacji, lecz mimo to nalega, aby przyjechał. Gil postanawia zabrać ze sobą córkę - Milę, która pomimo swojego wieku jest bardzo bystra i obdarzona niezwykłym zmysłem obserwacji. Mila porównuje siebie czasem do psów, gdyż tak jak one potrafi zauważyć wszystko, jest bardzo wyczulona na emocje innych, czyta z twarzy jak z książek. Dodatkowo łączy ze sobą fakty zdecydowanie szybciej niż jej ojciec. 

Kiedy oboje z ojcem szukają śladu po Matthew na jaw wychodzą dziwne sekrety skrywane przez niego, sprawa przez to wygląda na coraz bardziej zagmatwaną niż na początku. Teraz nie są już tacy pewni, że ktoś go porwał, chociaż nie do końca mogą wyzbyć się obu teorii. Mila ukradkiem wysyła smsy zaginionemu, licząc na cud, że może dostanie odpowiedź. "Cud" się zdarza, lecz wprowadza ją w jeszcze większe zakłopotanie. Na pytanie gdzie jest, ktoś odpisał: "Nigdzie mnie nie ma", nic więcej, żadnej wskazówki. 

Dokąd zaprowadzą ich poszukiwania? Czy to już czas, by angażować policję? Co takiego ukrywa Matthew? Czyżby miał coś wspólnego z wypadkiem swojego syna? 

___________

Długo zwlekałam z napisaniem recenzji o tej książce, bo byłam troszkę rozczarowana zakończeniem. Jak dla mnie było za słabe, ale postanowiłam mieć w głowie fakt, że jest to książka młodzieżowa, więc autorka pewnie celowo nie dała tam nic, po czym nastolatkowie nie mogliby spać po nocach. Fakt jest też taki, że jest to relacja dwunastolatki, która może być nad wiek rozwinięta, ale pewne sprawy nie powinny docierać do jej uszu. Ja to tak traktuję, aby nie być do tej książki zrażoną. 

Poleciłabym ją dla młodzieży, aczkolwiek dla dorosłych może być po prostu słaba. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak ja, kto uwielbia kryminały i thrillery, po przeczytaniu ich tylu ciężko mnie zaskoczyć. 

Plusem był dla mnie język, zero niepotrzebnych opisów czy bezsensownych wstawek. Dużo dialogów, przez co przeczytałam tę książkę w jeden wieczór. Zaciekawiła mnie bardzo, być może dlatego spodziewałam się mocnego zakończenia, a tak naprawdę sprawa nie do końca została wyjaśniona, przynajmniej dla mnie. Gdybym, jednak przeczytała ją parę lat wcześniej, na pewno przypadłaby mi bardziej do gustu, bo będąc w gimnazjum czy liceum czytałam głównie Sparksa i powieści tego typu. 

Książka jest naprawdę prosta, bohaterka jest bardzo ciekawa, czasami nawet można zapomnieć jak bardzo jest młoda. Wydaję się być bardzo dojrzała i dorosła, dlatego nie czyta się tego jak pamiętnika typowej dwunastolatki (Wstałam, zjadłam, poszłam spać), tylko jak opowieść osoby dorosłej. Zadziwiający był fakt, że tak młoda dziewczynka była bardziej spostrzegawcza od swojego ojca, wydawała się być również bardziej od niego zorganizowana i rozważniejsza. 

Sam pomysł na powieść jest również ciekawy, aczkolwiek autorka w celu wyjaśnienia mogła dodać rozdział typu: "Rok później" czy "Dwa lata później", bo jestem ciekawa jak sytuacja się potoczyła. 

Jestem na tak, jeśli chodzi o powieść młodzieżową, polecam ją właśnie tej grupie wiekowej. Starszym również, chociaż mogą czuć niedosyt tak jak i ja, brak mocnego zakończenia, może Wam zepsuć całą radość z czytania jej. Następnym razem będę musiała chyba rozważniej dobierać książki, aby uniknąć takich sytuacji. ;-) 

PS. Książkę dorwałam z Biedronki za jedyne 10 zł, nie żałuję :) 


niedziela, 14 stycznia 2018

#17 Marsjanin - Andy Weir

Kiedyś zawsze wydawało mi się, że pisarze są po prostu pisarzami, taki mają zawód i tyle. Ciężko było mi sobie wyobrazić, że mogą być prawnikami, księgowymi, informatykami, lekarzami czy kimkolwiek innym. Czytając troszkę o autorach, okazuje się, że większość z nich ma lub miało zupełnie inny zawód, czy skończył zupełnie inny kierunek niż ten zbliżony pisarzowi. Jak w przypadku Andy'ego Weira, można być informatykiem i programistą, a w wolnym czasie napisać powieść, która zostanie zekranizowana. Jestem naprawdę pełna podziwu jak ludzie znajdują na to czas i pomysły. Pisarzem nie trzeba się wcale urodzić, ale talent do pisania trzeba mieć.

Andy Weir pisał od wielu lat i publikował to na stronie internetowej, jednak dopiero powieść "Marsjanin" przyniosła mu sukces i rozgłos. Jest to jego debiut i muszę przyznać, że jestem tym zaskoczona, bo książka jest naprawdę dobra. Byłam przekonana, że napisał ją fizyk lub astronauta, bo choć jest to powieść science-fiction to wydaję mi się, że do stworzenia takiego czegoś potrzebna jest wiedza z zakresu fizyki. Nie wiem do końca na ile są zmyślone jego teorie, czy opierał się na prawdziwych informacjach co do sprzętu, naprawy go lub pomysłów na przeżycie, bo na fizyce nie znam się wcale, a już tym bardziej na Marsie. ;-)

"Marsjanin" został wydany w języku angielskim  w roku 2011 nakładem własnym autora, później w 2014 nakładem wydawnictwa Crown Publishers. W Polsce ukazała się 19 listopada 2014 roku przez wydawnictwo Akurat. (źródło: Wikipedia)  
Natomiast ja usłyszałam o niej dopiero w tym roku, dzięki moim przyjaciołom.

Początkowo byłam do niej nastawiona sceptycznie, bo rzadko czytam taki gatunek, a poza tym fizyka to naprawdę dla mnie czarna magia. Jako, że staram się nie odkładać książek niedokończonych, to przemogłam swoją niechęć i okazało się, że było warto. Kolejna rada dla innych czytelników, zawsze oceniajmy całokształt, a nie pierwsze 100 stron, które często są niezbyt wciągające.

Nie ma co się oszukiwać, "Marsjanin" nie jest leciutką książką, trzeba jednak trochę się skupić, aby zrozumieć pewne sprawy. Pokazuje nam walkę o przetrwanie, wielką chęć do przeżycia. Początkowo niemożliwe staje się możliwym, bo przecież jeśli czegoś bardzo chcemy, to jesteśmy to w stanie osiągnąć.. podobno.

_____________________
                                     


Mark Watney był członkiem załogi Ares 3, której misją była podróż na Marsa. Niestety załoga była zmuszona do powrotu, gdyż zaskoczyła ich burza piaskowa. Mark został zraniony przez antenę, nikt nie wiedział gdzie się znajduje, lecz wedle wszelkich obliczeń powinien już nie żyć. Z racji wielkiego ryzyka, załoga nie mogła poświęcić zbyt wiele czasu na poszukiwanie swojego kompana, tym bardziej jeśli nie miał on szans na przeżycie.
Jednak Mark Watney żył, przynajmniej do tej pory i został sam na Marsie, bez możliwości kontaktu z załogą lub Ziemią. Na szczęście zostały mu zapasy jedzenia i wody, choć niewielkie, to po zmniejszeniu dziennych racji oblicza, że starczyłoby mu to na rok. Oprócz tego ma do użytku dwa łaziki, Hab oraz panele słoneczne, czyli może się poruszać i ma miejsce do spania.

Jego sytuacja jest na tyle opłakana, że nawet gdyby NASA wiedziała o tym, że Mark żyje, nie miałaby wystarczającej ilości czasu, aby go stamtąd zabrać. Watney jednak nie traci humoru i dzięki temu, że był mechanikiem i botanikiem misji szybko wymyśla plan na przetrwanie. Nie wie w jaki sposób uda mu się opuścić Marsa i czy w ogóle do tego dojdzie, lecz na razie jego głównym celem jest przeżycie czterech lat, gdyż wtedy przybywa Ares 4.

Mark jest niesamowicie zdystansowany, umie żartować z własnego losu i dzięki pozytywnemu nastawieniu udaje mu się wymyślać coraz to nowe pomysły. Pomaga mu również w tym jego zawód, gdyż nie działa na oślep, no może czasem, ale w gruncie rzeczy wie co powinien zrobić. Jego nieustający upór jest cechą godną naśladowania, nie pozwala mu się poddać.


Książka nie należy do łatwych i pewnie nie tylko mi początkowo było ciężko przez nią przebrnąć. Moim zdaniem autor troszkę przesadził z tymi szczegółami, gdyż nie są one zbyt interesujące dla kogoś kto jest laikiem w tym temacie. Uważam, że można było wprowadzić więcej dialogów NASA bądź opisać to w bardziej przystępny sposób. Nie są to jednak zupełnie suche fakty, bo mimo wszystko autor stara się wyjaśniać wszystko łopatologicznie, jednak byłabym za tym, aby częściej przeplatał sytuacje Marka z sytuacją na Ziemi. Zdecydowanie łatwiej by się to czytało, gdyby było troszkę więcej przerw od całej tej terminologii.

Myślę, że większość z Was miałaby problem z przeczytaniem jej jednym tchem, bo naprawdę bywa troszkę męcząca, aczkolwiek jak się już rozkręci, robi się dużo ciekawiej. Mnie bardzo interesowało to czy przeżyje, jeśli tak to w jaki sposób, czy wróci na Ziemie. No i pożyczyła mi ją para przyjaciół, więc musiałam to przeczytać. ;-)

Narracja w "Marsjaninie" jest pierwszoosobowa, pisana w formie dziennika. Jest on przeplatany z relacją innych bohaterów, czy to załogi Ares 3 czy pracowników NASA. Widzimy w jednym czasie co się dzieje w paru miejscach, jak ludzie reagują na dane sytuacje i jaka jest ich rola. Dzięki temu czyta się to przyjemniej, gdyż jest to relacja bezpośrednio od głównego bohatera, jego odczucia, samopoczucie i cała reszta drobiazgów. 

Autor pozwala sobie na przekleństwa, co obrazuje nam jeszcze bardziej tragizm sytuacji. Nie przeszkadzały mi one bardzo, wręcz nawet dobrze, że tam były, bo książka była momentami zabawna. 

Na podsumowanie powiem tak: 
Gdybym znalazła taki tytuł w księgarni, na pewno bym po nią nie sięgnęła. Tylko dlatego, że ja nie przepadam za science - fiction. Nie jest to mój gatunek, ale jak już wyżej pisałam przyjaciele powiedzieli, że też byli sceptycznie nastawieni, a jednak im się podobała. Postanowiłam ją przeczytać, aby nie było im przykro i nie poddawałam się po paru pierwszych stronach, jak często robią inni ludzie. Przeczytałam i uważam, że warto. Zwłaszcza dla ludzi, którzy lubią ten gatunek książek, a innym też nie zmarnuje czasu. ;) Trzeba też wziąć poprawkę na to, że jest to debiut, więc autor na pewno z czasem się jeszcze podszkoli i zrobi coś bardziej pod kątem czytelników, tak aby wciągało już od pierwszych stron. Cieszę się, że Agnieszka z Tomkiem zmusili mnie do przeczytania tej książki, dziękuję Wam bardzo ;-) 

A Wy? Czytaliście już Marsjanina? Co powiecie na temat tej książki? ;) 
Pozdrawiam. 

niedziela, 7 stycznia 2018

#16 Mama kłamie - Michel Bussi

Przypadkowo wybrana książka, często okazuję się być strzałem w dziesiątkę i tak właśnie było w tej sytuacji, no może w dziewiątkę.  Nie słyszałam jeszcze o Michelu Bussi, ale skusił mnie tytuł i okładka. 

Michel Bussi to francuski pisarz i politolog. Jego książki zaliczamy do thrillerów. Z tego co udało mi się znaleźć wychodzi, że na język polski zostało przetłumaczone tylko sześć powieści. Z chęcią sprawdzę resztę. ;-) 


Mama kłamie



Malone to trzyletnie dziecko, które uważa, że jego mama nie jest jego prawdziwą mamą. Aby to podkreślić zawsze nazywa ją Mama-nda. Wychowawczyni postanawia skierować go do szkolnego psychologa, aby przyjrzał się bliżej temu dziecku. 

Vasile Drogonmann - psycholog, dowiaduje się, że Malone twierdzi, że jego pluszowa zabawka (Guti) codziennie opowiada mu historie. Jedna na każdy dzień tygodnia, po to aby nie zapomniał, że jego mama gdzieś na niego czeka. Nikt nie chce w to uwierzyć z prostego powodu, istnieje cały szereg dokumentacji, że Malone jest dzieckiem Amandy i Dimitriego. No i w dodatku fakt, że przecież pluszaki nie mogą mówić. Tylko dlaczego Malone twierdzi inaczej? W jaki sposób pluszak miałby opowiadać mu historie, skoro zabawki nie mówią? 

Psycholog postanawia zaangażować w sprawę komendantkę policji - Marianne, ale tylko nieformalnie. Jest uparcie przekonany, ze dziecko mówi prawdę i chce rozwiązać ta zagadkę. 

Komendantka jest nastawiona do sprawy sceptycznie, gdyż ma na głowie zupełnie poważniejsze zadanie. Muszą znaleźć ludzi odpowiedzialnych za napad markowych sklepów. W dodatku nie ma żadnego śladu po łupie. 

Ktoś jednak nie chce, aby sprawa Malone’a była w jakikolwiek sposób ruszana i jest gotowy posunąć się bardzo daleko, by prawda nie wyszła na jaw. 

Obie sprawy okazują się bardzo skomplikowane i wydają się jakoś ze sobą łączyć. 
Kim jest Malone? Czy mówi prawdę? 



____________________________________________
To moje pierwsze spotkanie z tym autorem i uważam, że było warto. Książka jest całkiem obszerna, lecz czytało mi się ją przyjemnie. Temat ciekawy, możemy dowiedzieć się troszkę na temat pamięci dzieci, dlaczego nie pamiętamy niczego z pierwszych lat, a dlaczego niektóre wydarzenia pamiętamy. Oprócz tego było parę zaskoczeń, wydawać by się mogło, że coś się rozwikłało, a jak się później okazało - zagmatwało jeszcze bardziej. Takie sytuacje są ok, jeśli na koniec autor wyjaśnia dobrze po kolei co się wydarzyło i rozwiązuję te zagmatwania. Tutaj tak było, udało mi się wszystko uporządkować w głowie dopiero po zakończeniu, bo chronologia tam była troszkę skomplikowana. A przynajmniej ja odnosiłam wrażenie, że panuje tam lekki bałagan i nie wiedziałam czy wszystkie wątki odgrywają się w tym samym czasie czy nie. Oprócz tego, momentami przydługie opisy, troszkę zanudzające, ale starałam się szybko je czytać, aby przejść do przyjemniejszej części. Takie dwa minusiki, które dają nam "strzał w dziewiątkę", o którym pisałam na początku. 

Reasumując - polecam. Wybrana po okładce okazała się dobrym strzałem, a mówią "nie oceniaj książki po okładce"
 ;-)

Może dałoby się to opowiedzieć nieco mniej obszernie i byłoby to wtedy idealne, bo tutaj troszkę autor poszalał z długością, jakby chciał uzyskać konkretnie taką ilość stron. Jednakże czyta się to przyjemnie, z malutkimi przerwami. :-) 


niedziela, 7 stycznia 2018

#15 Klub mało używanych dziewic - Monika Szwaja

Każdy z nas na jakimś etapie życia traci kontakt z ludźmi, z którymi kiedyś widywaliśmy się codziennie. Zazwyczaj jest to spowodowane zmianą szkoły, wyprowadzką lub zmianą charakteru. Czy da się naprawić relacje, które zaprzepaściliśmy? Nie jestem do końca przekonana, chociaż Monika Szwaja pokazuje nam, że może warto odnowić kontakty. Chciałabym wybrać się na taką studniówkę dwadzieścia lat później. Ciekawe jak życie każdego z nas się zmieni, kto z kim będzie utrzymywał kontakt i w jakim miejscu na świecie będzie. Każdy z nas obiecywał komuś, że ta relacja będzie trwać nawet po zakończeniu szkoły.. Ilu z Was wytrwało w takich szkolnych przyjaźniach? 

Monika Szwaja debiutowała całkiem późno, chociaż można powiedzieć, że cały czas była w tych kręgach, gdyż zajmowała się dziennikarstwem. Posiadała własne wydawnictwo - SOL, w którym publikowała książki. Zmarła w roku 2015 w Szczecinie. (źródło: Wikipedia) 



Klub mało używanych dziewic



Grupa absolwentów po 20 latach postanawia urządzić sobie drugi bal maturalny, aby dowiedzieć się czegoś o sobie i powspominać dawne czasy. Cztery kobiety odnawiają swoją przyjaźń i postanawiają zrobić coś nowego. Z pomocą przychodzi im zwariowany kolega, który wymyśla nazwę dla ich stowarzyszenia - klub mało używanych dziewic, gdyż trzy z nich nie mają mężczyzny. 

Michalina musiała przeprowadzić się do schorowanej mamy, która jest wiecznie niezadowolona, nawet więcej, myśli, że Michalina chce ją wpędzić do grobu. Na nic zapewnienia, że wcale tak nie jest. Mama się uparła i już. Przez to dziewczyna nie ma łatwego życia, musiała porzucić pracę, zrezygnować z miłości i pracować właściwie na cmentarzu. 

Marcelina jest zakochana w swoim narzeczonym, którego reszta dziewczyn nazywa szczurkiem i uważa za idiotę. Spodziewają się dziecka, więc jako jedyna ma względnie ułożone życie, a przynajmniej tak się wydaję jej samej i wszystkim wokół. Niestety pozory często mogą mylić, chociaż dzięki swoim przyjaciółkom zderzenie z rzeczywistością okazuje się nie być takie trudne. 

Agnieszka, dyrektorka prywatnej szkoły.
Wszyscy ludzie wokół niej są zdziwieni, że tak piękna kobieta nie ma mężczyzny, lecz ona na to nie narzeka, bo wystarczają jej ci, których sobie wymyśla. A wymyśla ich całkiem łatwo, problemem jest tylko fakt, że jej przyjaciółki chciałyby poznać tego szczęściarza. 

Alina ma córkę, którą wychowuje sama i która aktualnie przechodzi fazę buntu. Alina boi się swojej córki, woli się wycofać przez co wyglada jakby nic jej nie ruszało. Nic bardziej mylnego. Ta kobieta przejmuje się zdecydowanie zbyt wiele, ale nie ma pomysłu na to jak mogłaby poprawić swoją sytuację. 

Każda z nich chciałaby mieć jakiś cel w życiu, pomagać innym, aby czuć się spełnioną. Wyjątkiem jest Marcela, której cel życiowy ma się niedługo narodzić. 

Kobiety szybko znajdują sobie zajęcia, które odmieniają je w jakiś sposób. Pozwolą dostrzec wady, słabe i mocne cechy charakteru, pozwolą również znaleźć miłość życia lub ją stracić. 

Trzy z nich łączy też fakt, że leczą się u tego samego lekarza, jednak nie są tego świadome. A wkrótce i czwarta z nich pozna sławnego doktora. 

_____________________________________________________

Książka jest lekka, bo jest napisana łatwym językiem i opisuje samo życie.  Każdy z nas ma jakieś problemy, mniejsze lub większe i myślę że wielu ludzi mogłoby się utożsamić z jedną z bohaterek. 
Wybrałam ją, bo zaintrygował mnie tytuł, ale muszę przyznać, ze mnie nie zachwyciła. Prawdopodobnie wszystko przez to, ze jednak wolę kryminały i thrillery, jak dla mnie w książce musi się dziać coś na tyle, żebym nie chciała jej odkładać. Tutaj tego zabrakło, ale nie ma co się dziwić, bo jest to zupełnie inny gatunek niż ten, który jest moim ulubionym. 

Myślę, że na pewno przypadłaby do gustu ludziom, którzy lubią takie delikatnie powieści, o życiu codziennym. Jednak nie polecę jej miłośnikom kryminału.

Książka raczej nie zapadnie mi w pamięć (może tylko tytuł), ale też nie mogę powiedzieć, że całkowicie mi się nie podobała. Jest w porządku, tak po prostu.  

Obiektywnie oceniałbym ją na 4,5, bo jest napisana przyjemnym językiem, dzięki czemu łatwo mi się ją czytało. Pomysł nie był zły, aczkolwiek też nie rewelacyjny. Subiektywnie na jakieś 3, ale to tylko dlatego, ze jak już wyżej pisałam jestem zwolenniczką innego gatunku, więc to nie było dla mnie zbyt wciągające. 

sobota, 6 stycznia 2018

#14 Pragnienie - Jo Nesbø

Kolejny tom, jak na razie ostatni z serii o Harrym Hole. Chciałabym znaleźć się na początku drogi, nie na końcu. Te powieści są tak wciągające i zaskakujące, że nie mogę się nadziwić jaki talent trzeba mieć, aby tak pisać. Przeczytałam już chyba wszystko co do tej pory wyszło z pod pióra Jo Nesbø oczywiście nie liczę tutaj książek dla dzieci, bo takie też pisze. 
Lubię ten moment, kiedy czytam i mój umysł podpowiada mi o kim jest rozdział (zawsze wydaje mi się, że chodzi o główną postać), choć Nesbø nie podaje imienia i okazuje się, ze byłam w błędzie. Wracam wtedy do początku, aby przekonać się czy na pewno nie podał imienia ani żadnej wskazówki, przez którą mogłabym pomyśleć o tej osobie, ale on tak sprawnie nabiera czytelników, że nie da się tego wychwycić za pierwszym razem. No i znów mnie nabrał i to nie tylko raz.


"Pragnienie"



W mieście grasuje morderca, giną kobiety pozornie ze sobą niezwiązane. Jednak jest coś co je łączy, sposób w jaki morderca je wybiera. Mieszkańcy Oslo nie czują się bezpiecznie, a sprawa jest na tyle poważna, że policja znów musi się zwrócić do Harry’ego Hole. 

Harry jest byłym śledczym, a właściwie człowiekiem legendą. Nie ma drugiej tak skutecznej osoby w wydziale zabójstw, a mimo to nie jest zbytnio lubiany. Są osoby, które go wręcz nienawidzą, lecz nie do końca wiadomo czy z zazdrości czy z powodu jego nietypowego charakteru. Harry zawsze nagina zasady, bo złapanie mordercy staje się dla niego osobistym polowaniem, zawsze tak było. 
Oprócz tego jest byłym alkoholikiem, a chęć wypicia wraca do niego zbyt często podczas pracy w Wydziale Zabójstw. Właśnie z tego powodu chciałby się odciąć, zmienił pracę, ma żonę i przybranego syna, ale demony przeszłości nie dają o sobie zapomnieć. 

Sprawa, nad która obecnie pracuje policja okazuję się być powiązana z Harrym i właśnie dlatego zgadza się on pomóc. 
Dręczą go koszmary, bo ostatnim razem nie udało mu się ująć mordercy, a teraz ten prześladuje go w snach. 

Prawda jest taka, ze Harry nie umie żyć bez pracy w policji, a przynajmniej niezbyt długo. To jest silniejsze od niego, ściganie zabójcy to jego pragnienie. Tym razem sprawa jest bardziej skomplikowana niż zwykle, bo może za tym stać więcej niż jedna osoba. Tylko skąd dowiedzieć się o tych powiązaniach? Skąd się one wzięły? 
Tak jak i poprzednio Harry korzysta z pomocy psychologa, aby dowiedzieć się więcej o profilu zabójcy, jednak tym razem nie jest to Stale Aune, lecz człowiek który ma manię na punkcie wampiryzmu. 

Przez chwile Harry miał sielankowe życie, lecz po raz kolejny coś zburzy to szczęście. Czy uda mu się tym razem ująć mordercę? Czemu znów angażuje się w pracę tak bardzo? Czy jego małżeństwo z Rakel przetrwa próbę czasu i wszystkie przeciwności losu? Kto zginie tym razem, a komu uda się przeżyć? 
W kręgu Harry’ego nikt nie jest bezpieczny. 

____ 
Jestem zachwycona sposobem pisania Jo Nesbø. Jak dla mnie jest mistrzem, a jedyną osobą, która moim zdaniem mu dorównuje jest Remigiusz Mróz. Uwielbiam skandynawskie kryminały, właśnie dzięki niemu. Sięgając po powieść tego autora wiem, że się nie zawiodę. Nie tylko jeśli chodzi o serię z Harrym, ale też o resztę jego powieści. To jest po prostu coś pięknego, jak on potrafi zaskoczyć i budować napięcie. Tutaj nic nie jest oczywiste.. mogłoby się wydawać, że Harry powinien umrzeć już co najmniej z 5 razy, więc jestem pełna podziwu dla pomysłowości autora. Tylko czy tym razem uda mu się go uratować czy może już wyczerpał limit?

Nie odłożysz tej książki tak prędko, chociaż polecam zacząć od początku, czyli od „Człowiek nietoperz”. Ja swoją przygodę z Nesbø zaczęłam przypadkowo od „Wybawiciela” i troszkę żałuję, ale później nadrobiłam straty i wszystko ułożyło mi się w całość. To nie jest tylko historia o Harrym Hole, ale też o jego bliskich, o pracownikach. Poznajemy tak wielu bohaterów i do wielu się przywiązujemy, chociaż Nesbø jest trochę jak George R.R. Martin, lubi uśmiercać tych, których polubimy. 


Podsumowując, musisz to przeczytać, jeśli znasz już Nesbø i jesteś na bieżąco. Jeśli nie, zacznij od części pierwszej, nic nie stracisz a zyskasz wiele. Dla ludzi o słabych nerwach - nie czytajcie tego przed snem :-) 
Polecam, polecam, polecam!! Jo Nesbø jest mistrzem! 


A zakończenie - bajka, nie spodziewałam się takiego, ale co tu się dziwić.. to w końcu Jo Nesbø :-)