Ariana dla WS | Blogger | X X

poniedziałek, 30 lipca 2018

Merhaba - Witold Szabłowski

Autor: Witold Szabłowski 
Tytuł: Merhaba 
Ilość stron: 256
Gatunek: Literatura faktu, reportaż 
Wydawnictwo: W.A.B. 



Merhaba to opowieść o Turcji, stworzona w sposób bardzo przystępny i czytelny. Muszę przyznać, że początkowo bałam się czy przebrnę przez te książkę, ale moje obawy okazały się być nieuzasadnione. 



Co znajdziesz w książce?
Autor w Turcji wylądował całkowicie przypadkowo, ale zakochał się w tym kraju i co jakiś czas do niego wraca. W jego książce da się wyczuć miłość jaką darzy Turcję. Chciałabym kiedyś przeczytać taką książkę o Polsce napisaną przez obcokrajowca. 

Z książki nauczysz się paru słówek po turecku, ale przede wszystkim poznasz wady i zalety tego kraju jak i ludzi. 

Pojawiają się tam również reportaże z tomu "Zabójca z miasta moreli" i przyznam, że są naprawdę ciekawe. Jak już wyżej wspomniałam, oprócz tego mamy słowniczek turecko-polski i do każdego słówka mamy anegdoty lub ciekawostki. 

Autor wyjaśnia m.in. co w Turcji oznacza starszy brat - coś o wiele poważniejszego niż w naszej kulturze; jak ważnym napojem jest herbata - napój, którego parzenie jest na tyle ważne, że nie można zajmować się tym prowadząc jakiś inny biznes; jak należy dogadywać się z taksówkarzami, żeby nie zostać oszukanym i jak traktuje się kobiety oraz wiele, wiele innych. 

Poznasz kulturę Turków, ale też mnóstwo sprzeczności jakie zachodzą między ludźmi -z jednej strony mamy islamistów, a z drugiej ludzi, którzy są temu przeciwko. Turcja to nie tylko piękne zabytki, ale przede wszystkim właśnie ludzie. 

Mi osobiście Turcja kojarzy się z muzłumanami i kebabem i w sumie nie pomyliłam się w swoich skojarzeniach. Aczkolwiek to tylko cząstka tego co wiedziałam w porównaniu do tego czego się dowiedziałam o tym kraju. 


Czy po przeczytaniu tej książki chciałabym tam pojechać? 

Przyznam, że trochę tak, ale przerażałaby mnie wizja kieszonkowców lub ludzi, którzy mogą mnie w jakiś sposób oszukać. Nie wiem czy czułabym się tam bezpiecznie, chociaż trzeba przyznać, że autor pokazał nam tez piękno tego kraju, które w pewien sposób kusi, aby tam pojechać.      

Cieszę się, że urodziłam się w Polsce, w kraju, w którym nie istnieje coś takiego jak honorowe zabójstwa. Nie wyobrażam sobie zakrywania włosów czy siedzenia wyłącznie w domu lub bycia karana za to, że się uśmiechnęłam do mężczyzny czy z nim rozmawiałam. Zdecydowanie to jest wielkim minusem Turcji i czymś czego nigdy nie zrozumiem. 

Czy książka mi się podobała? 

Bardzo. Przeczytałam ją szybko, bo jest napisana w takiej formie, że czas przy niej jest naprawdę czasem mile spędzonym. Autor nie zanudza, przytacza ciekawe historie i można wiele wynieść z tej lektury. Jak to powiedział Marcin Meller „(...) Gdybyście mieli przeczytać jedną, jedyną książkę o Turcji, to macie ją właśnie przed sobą.”. 

Dlatego polecam Wam Merhabe, nawet jeśli nie jesteście fanami tego kraju lub nie czytacie książek o różnych państwach i kulturach. Myśle, że sposób w jaki została napisana przypadnie Wam do gustu, a oprócz tego coś o tym kraju zostanie Wam w głowie i kto wie.. może nawet skusicie się, aby tam pojechać? A może już byliście w Turcji i będziecie mogli porównać swoje doświadczenia? 

Powiem tak, na pewno nie będziecie żałować spędzonego czasu przy tej książce. :) 

Za egzemplarz i herbatkę dziękuję Wydawnictwu W.A.B. 
Było pysznie! 



czwartek, 26 lipca 2018

Seria "Kwiat Paproci" - Katarzyna Berenika Miszczuk

Hej, hej! W końcu mam dla Was recenzję serii, która oczarowała wielu bookstagramowiczów, w tym również mnie. A mowa tu o serii "Kwiat Paproci" Katarzyny Bereniki Miszczuk. Zanurzmy się w świecie słowiańskich wierzeń, bogów, którzy nie są zbyt sympatyczni, zabobonów i małym miasteczku, w którym każdy każdego zna, w świecie szeptuch i żerców.

Z racji, że pierwszą część zrecenzowałam już wcześniej, podam Wam do niej link tutaj, a niżej skupię się na trzech kolejnych tomach. 





Recenzja Szeptuchy (I tomu) 

A tym czasem przejdźmy do zarysów fabuły trzech tomów. 




"Noc Kupały" 



Gosia, którą problemy lubią (ona je niekoniecznie) znowu będzie w centrum uwagi bogów jak i istot nadprzyrodzonych. Tym razem w jej "spokojnym" świecie pojawi się Ote, była żona Mieszka, która zmarła tragicznie paręset lat temu. Ote kiedyś była szeptuchą, lecz po śmierci zamieniła się w strzygę, czyli jednego z najgorszych upirów. Niestety, choć już nie żyje od dawna, to wciąż odczuwa zazdrość, jeśli chodzi o Mieszka i jego kobiety. Zdecydowanie nie przypadnie jej do gustu fakt, że Mieszko tak bardzo jest związany z Gosią. 

Oprócz tego przed naszą młodą Szeptuchą, Noc Kupały, czyli święto podczas, którego ma zakwitnąć Kwiat Paproci. Gosia próbowała przechytrzyć bogów, lecz czy w ostatecznym rozrachunku na pewno jej się to uda? Czy zdobędzie kwiat dla siebie, dla konkretnego boga czy może dla Mieszka? Jak potoczą się losy tej pary? 



"Żerca" 




Do Bielin zawita nowy żerca, młody i przystojny Witek, którego pokocha cała wieś. Witek nie wierzy w zabobony ani w to, że bogowie mogą pojawić się w tak małym miasteczku. Gosia widząc jego niedowierzanie, ma ochotę mu wszystko opowiedzieć, ale przecież uznałby ją za wariatkę. 

Tym czasem Mieszko na jakiś czas opuszcza Bieliny i zostawia szeptuchę w Bielinach. Ta, jednak zaczyna mieć wątpliwości, że jej ukochany do niej wróci. Podczas jego nieobecności, nawiązuję swego rodzaju przyjaźń z Witkiem, który może nie do końca okazać się dobrym kandydatem na przyjaciela. 

Lecz jak to na wsi, ludzie zaczynają plotkować... 

Oprócz tego niespodziewanie zaczynają ginąć istoty nadprzyrodzone, a podejrzenia padają na Gosię, która w przeszłości miała trochę wspólnego ze śmiercią upirów. Czy uda jej się z tego wybronić? Plotki głoszą, że w lesie poluje "myśliwy", który nienawidzi istot nadprzyrodzonych. Kto zabijałby kogoś kto i tak jest martwy i nie robi nikomu krzywdy? 

I przede wszystkim.. w jakie jeszcze tarapaty wpadnie Gosia? 



"Przesilenie" 



Nadchodzą Dziady i Szczodre Gody. Szeptuchy będą musiały zakasać rękawy, aby przygotować się do świąt, chociaż nie tylko one. W mieście bowiem brakuje żercy, kto tym razem stanie na wysokości zadania? 

Gosia będzie musiała również oddać przysługę Swarożycowi, na którą wyjątkowo długo czekał. Jak sami wiecie, po bogu ognia można spodziewać się dosłownie wszystkiego. W końcu jego marzeniem jest chaos, kompletny nieporządek. Co takiego będzie musiała zrobić szeptucha? I przede wszystkim.. czy sprosta zadaniu? 

Oprócz tego Gosia dowie się wielu "ciekawych" rzeczy o swojej rodzinie i o swojej matce. W końcu będzie bliżej poznania swojego ojca, o ile uda jej się zapanować nad swoimi wizjami na tyle, by cofnąć się lata wstecz. 

W mieście pojawi się również jeden z najgorszego rodzaju upirów - spaleniec. Kto go stworzył i za niego odpowiada? I przede wszystkim jak wielkim jest zagrożeniem? 



Moim zdaniem: 

Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego. Widziałam wiele dobrych opinii i w końcu była moja kolej na zapoznanie się ze słowiańskim światem. Po pierwszej części - przepadłam. To było tak dobre, że będąc w pracy, odliczałam godziny, aż w końcu będę mogła dalej czytać. 

Bohaterowie są naprawdę dobrze wykreowani. Najbardziej oczywiście polubiłam Babę Jagę, Gosię oraz Mieszka. Gosia, choć naprawdę była momentami naiwna, w żaden sposób nie było to irytujące dla czytelnika. Oprócz tego łatwo było się do nich przywiązać i martwić o ich losy. 

Autorka przygotowała nam sporo zaskoczeń i niespodzianek. Wiele razy coś mnie zaskakiwało i naprawdę się czegoś nie spodziewałam. Gdybym mogła spojlerować, to wymieniłabym na pewno kilkanaście przykładów. 

Bardzo ciężko jest opisać to w słowach, ale naprawdę to jedna z najlepszych serii fantasy jakie czytałam. Autorka doskonale stworzyła słowiański świat, w który bardzo łatwo było się zanurzyć i po prostu przepaść. Ja tym bardziej byłam oczarowana, bo przypominało mi to nieco Wiedźmina, którego bardzo lubię. 

Zauważyłam tylko, że z każdą częścią szło mi nieco wolniej. Nie wiem czy to za sprawą tego, że miałam może mniej czasu na czytanie czy po prostu ciężej to przychodziło. Ciężko jest mi stwierdzić jaka była tego przyczyna, bo wszystkie tomy naprawdę mi się podobały. Wiadomo, że pierwszy był najlepszy, bo człowiek dopiero dowiadywał się o co w tym wszystkim chodzi i chyba był najbardziej zaskoczony obrotem sytuacji, ale nie doszukałam się niczego złego w innych. 

Uważam, że autorka skończyła to w dobrym momencie, bo kolejny tom mógłby być trochę "przegadany". 


Reasumując, ja się po prostu zakochałam w tej serii. Świat przedstawiony w książkach był naprawdę magiczny i taki zachęcający, mimo tych złych wydarzeń, człowiek i tak czasami się przyłapywał na tym, że chciałby się znaleźć w takim świecie. Magia, coś pięknego. Nie mówiąc już o okładkach, które są po prostu mega, bardzo mi się podobają kolory grzbietów i ładnie się prezentują na półce. A jeśli chodzi o autorkę, to wcześniej jej nie znałam, ale zdecydowanie mnie zachęciła do poznania też innych jej książek. 

P.S. Z racji, że jest to recenzja serii, nie mogłam zbyt wiele zdradzić, więc moje zarysy fabuły są naprawdę delikatne. Tak naprawdę to co tam się działo to był istny szok dla mnie i to wiele razy. Zaskoczycie się pewnie nie raz jak sięgnięcie po Kwiat Paproci i jestem pewna, że przepadniecie w tym pięknym, ale też momentami strasznym świecie. 

Za egzemplarze dziękuję Wydawnictwu W.A.B. Ogromnie się cieszę, że tak piękne okładki mogą gościć na mojej półce. Piękne na zewnątrz jak i w środku. Serio, serio :) 






piątek, 20 lipca 2018

[Przedpremierowo] Substancja - Klaudia Kloc-Muniak

Autorka: Klaudia Kloc-Muniak
Tytuł: Substancja
Data premiery: 24.08.2018
Ilość stron: 308
Gatunek: Thriller medyczny 
Wydawnictwo: Novae Res 



"Niektóre odkrycia powinny na zawsze pozostać tajemnicą."

„Substancja” to druga powieść Klaudii Kloc-Muniak, która zadebiutowała książką „Gdybym jej uwierzył”. W obu powieściach występują te same postacie, ale nie jest koniecznością czytanie ich w jakiejkolwiek kolejności. 

Klaudia jest biotechnologiem z wykształcenia, więc jej książki są bardzo związane z tą dziedziną nauki. Nie jest to, jednak bełkot naukowca, którego laik nie byłby w stanie zrozumieć. Mam wrażenie, że autorka prowadzi nas za rękę przez terminy, które nie do końca mogą być nam znane. 
Ale o tym później, najpierw skupmy się na fabule. 





O czym jest książka?

Julia studiuje biotechnologię i jest naprawdę w tym dobra. Nie chodzi o to, że zarywa noce, żeby zakuwać, jak określiła to jej współlokatorka - ona po prostu wszystko szybko załapuje, jest naprawdę inteligentna. Oprócz studiowania, uczęszcza też na kółko naukowe, które tworzy razem z piątka uczniów. Chcą stworzyć subtancję, która pomogłaby w leczeniu mukowiscydozy. 

Któregoś dnia, podczas jednej z hucznych imprez w akademiku ginie jedna ze studentek - Klaudia. Przyjaźniła się ona z Julią i razem były w kółku. Wszystko wskazuje na to, że dziewczyna przeholowała z alkoholem i wypadła z okna. 
A przynajmniej do czasu kiedy ginie kolejna osoba. Policja zaczyna wątpić w przypadek, bo ofiary uczęszczały do koła naukowego, wszyscy byli w jakiś sposób powiązani. 

Coś musiało wydarzyć się na spotkaniach koła i to coś na tyle poważnego, że spowodowało śmierć niewinnych osób. 

Jaki ma z tym związek Julia? Czy Kamil, jej nowy chłopak, będzie odpowiednią osobą, aby powierzyć mu najbardziej wstydliwe sekrety? 

Moim zdaniem: 

Książkę przeczytałam dosłownie w parę godzin, zaczęłam wieczorem a skończyłam po pracy. Sami możecie się domyślić dlaczego - „Substancja” naprawdę mnie wciągnęła. 

Akcja toczyła się naprawdę szybko, można powiedzieć nawet, że jak na taką fabułę człowiek spodziewałby się nieco obszerniejszej książki, a tutaj mamy zaledwie 300 stron. I proszę mnie źle nie zrozumieć, nie uważam tego za wadę, wręcz przeciwnie. Po drugiej przeczytanej książce Klaudii mogę śmiało powiedzieć, że autorka nie ma na celu zanudzania nas. Zaplanowała sobie akcję i chcę ją doprowadzić do końca bez zbędnych wkładek typu opis miejsca/przyrody na pięć stron i to się ceni! 

Jeśli chodzi o sam pomysł - bardzo ciekawy. Nie spodziewałam się takiego rozwoju wypadków, byłam przekonana, że autorka jednak więcej osób oszczędzi, a tu proszę, trochę jak u George R.R. Martina (oczywiście, to żart). Zaskoczyła mnie pozytywnie i jestem bardzo ciekawa co jeszcze siedzi w jej głowie i jak to wykorzysta przy okazji trzeciej powieści (bo będzie, prawda?). 

I skoro wymieniłam już same plusy, to czas do malutkiego, malusieńkiego minusa. Jeśli chodzi o bohaterów, czyli Julkę i Kamila, to naprawdę idzie się do nich przywiązać w jakiś sposób i są przyjemnie stworzeni, ALE wydarzyło się coś, czego nie czułam podczas czytania „Gdybym jej uwierzył”, a mianowicie.. Julka bywała czasami naprawdę denerwująca. Jak na tak inteligentną osobę, jej teksty lub zachowania bywały czasami słabe, ale szczerze mówiąc nie było to na tyle poważne, żebym przestała ją lubić. Przyłapałam się na tym, że już pod koniec powieści naprawdę martwiłam się o jej los, zapominając o tym, że początkowo nieco mnie irytował jej sposób bycia. 

Sami widzicie, że ten minus to raczej taki pikuś, który nie wpływa na moją ocenę. Reasumując powiem tylko tyle, że powinniście się zapoznać z twórczością Klaudii Kloc-Muniak, jeśli jeszcze nie mieliście okazji. Ja bardzo się cieszę, że miałam i to przedpremierowo, chociaż teraz czuję niedosyt i choć druga powieść jeszcze oficjalnie nie ujrzała światła dziennego, to ja już czekam na trzecią. 

Za egzemplarz przedpremierowy i dobrą rozrywkę podczas czytania dziękuję Wydawnictwu Novae Res i oczywiście Klaudii Kloc-Muniak. 



środa, 18 lipca 2018

Efektor - Thomas Arnold

Autor: Thomas Arnold
Tytuł: Efektor
Wydawnictwo: Vectra
Ilość stron: 368
Gatunek: thriller/sensacja/kryminał 

„Efektor” to pierwsza powieść tego autora jaką przeczytałam, ale wiem, że na pewno nie będzie ostatnią. O Thomasie Arnoldzie jest zdecydowanie zbyt cicho na bookstagramach i mam nadzieję, że to się zmieni. 





O czym jest książka? 

Detektyw wydziału zabójstw - David Ross jest specyficznym człowiekiem. Zdecydowanie lubi wdawać się w pyskówki ze swoimi przełożonymi i zdecydowanie nie lubi słuchać rozkazów. Widać to łatwo po tym jak zostaje wysłany na przymusowe wizyty u psychologa i  zawieszony w obowiązkach, gdyż zachował się zbyt agresywnie w stosunku do podejrzanego, a nic sobie z tego nie robi i wyjeżdża z miasta. 

Jednak Ross jest bardzo dobrym detektywem, dzięki czemu ma duży kredyt zaufania u swojego szefa. Słowem, może sobie pozwolić na nieco więcej, dlatego nie waha się kiedy przyjaciel prosi go o pomoc. 

Pomoc, która może kosztować go stanowisko lub nawet życie. Mianowicie Ross będzie miał za zadanie odgadnąć nad czym pracował jego przyjaciel (ma jedynie zapiski z datami urodzin i zgonów noworodków) i dowiedzieć się dlaczego nagle zniknął. Czy ktoś zrobił mu krzywdę czy może celowo się ukrył, gdyż dowiedział się zbyt wiele? 

Nie od dziś wiadomo, że im mniej tym lepiej śpisz, a detektyw Ross dowie się o tym na własnej skórze, gdy zacznie zadawać właściwie pytania niewłaściwym ludziom. W końcu w małych miasteczkach wszyscy się znają i często ukrywają wiele rzeczy przed przyjezdnymi. 

W co wpakował się przyjaciel Rossa i jak jego odkrycia wpłyną na mieszkańców miasteczka? Co czeka Rossa podczas odkrywania prawdy? 

Moim zdaniem: 

Thomas Arnold mógłby spokojnie uchodzić za obcokrajowca. Nie wiem jak reszta jego powieści, bo jeszcze nie miałam okazji sprawdzić, ale podczas czytania „Efektora” miałam ciągle wrażenie, że napisał to ktoś zza granicy, zdecydowanie nie było czuć, że to polski autor. Co moim zdaniem jest wielkim plusem, bo nie jestem wielką fanką polskich powieści, tzn. nie zrozumcie mnie źle, lubię je, czytam, ale zawsze jakoś przyjemniej mi się czyta, jeśli akcja się dzieje poza granicami Polski. 

Akcja książki dzieje się w USA, a autor nigdy w życiu tam nie był. Jak, więc udało mu się stworzyć takie dobre tło dla jego powieści? Coś naprawdę fantastycznego. 

Fabuła była naprawdę ciekawa, ciagle coś się działo, napięcie nie zanikało, a przy zakończeniu zbierałam szczękę z podłogi. Czyli wszystko to co powinno się znaleźć w dobrym kryminale. Ciągle się zastanawiałam jaki będzie finał tej historii, jakie niespodzianki autor dla nas przygotował.. szczerze? Nie sądzę, aby ktokolwiek był w stanie domyślić się zakończenia, bo było naprawdę zaskakujące i zdumiewające. To po prostu było takie dobre.. 

Bałam się, że to jednorazowy bohater i więcej nie będę miała z nim styczności, ale na całe szczęście Magda (@maobmaze) mnie uspokoiła. To nie koniec detektywa Rossa i bardzo dobrze!

Muszę przyznać, ze naprawdę mnie dziwi fakt, że nie słyszałam wcześniej o tym autorze i ze wciąż jest tak wiele osób, którzy go nie znają. Czasami trafiają się beznadziejne książki, które są promowane na każdym kroku, a jak przyjdzie do czegoś dobrego to cisza jak makiem zasiał. I dlaczego tak jest? Dlaczego chętniej sięgamy po coś o czym jest głośno? 

Może powinnismy zrobić głośno o Thomasie Arnoldzie? Chociaż.. nie może, a na pewno. Liczę, że przekonacie się sami i będziecie o nim mówić, bo to naprawdę dobry pisarz, jestem skłonna w to uwierzyć już po pierwszej przeczytanej jego książce! :)

Iii... nie mogę się doczekać kolejnych! 

Za egzemplarz dziękuję Autorowi i Wydawnictwu Vectra - dostawać takie dobre książki, to ja uwielbiam! 



poniedziałek, 16 lipca 2018

Emigrantki - Janice Y.K. Lee

Tytuł: Emigrantki
Autorka: Janice Y.K. Lee
Gatunek: Literatura współczesna
Wydawnictwo: Literackie
Ilość stron: 304

Emigracja to ciężka sprawa. Ludzie, którzy nie doświadczyli tego na własnej skórze, myślą, że to po prostu coś pięknego - spanie na pieniądzach, zero problemów i jeszcze piękne widoki. Żyć nie umierać. Gdyby to jeszcze była prawda.

Życie na emigracji jest ciężkie i wie to każdy kto tego doświadczył. Wiadomo, z gruntu żyje się lepiej niż w swoim kraju, choć podejrzewam, że nie zawsze. Ja mogę wypowiadać się tylko z własnego punktu widzenia i własnego położenia czyli życie w Wielkiej Brytanii vs życie w Polsce. Nie ma tu jednak czegoś takiego jak bogactwo za nic nierobienie. Nigdzie tak nie ma, no chyba że rodzisz się w bogatej rodzinie i nie musisz pracować, ale wtedy ludzie raczej nie wyjeżdżają "za chlebem", więc to nieco inna sytuacja.

I właśnie tą prawdziwą perspektywę przedstawia nam autorka "Emigrantek" - Janice Y.K. Lee. Pokazuje jak wygląda to naprawdę, tym razem z perspektywy Amerykanów, którzy wyprowadzili się do Hongkongu.






O czym jest książka?

Trzy kobiety. Trzy historie, które je ze sobą połączą, niekoniecznie w sposób w jaki by chciały. Każdej z nich życie rozsypie się na milion kawałeczków, po to by mogły je na nowo poskładać i nauczyć się przebaczać, akceptować swój los i iść do przodu.

Mercy jest młodą kobietą, która ciągle czuje się gorsza od swoich bogatych znajomych. Będąc w Hongkongu tak naprawdę zamyka się na ludzi, nie ma pracy i można powiedzieć, że jest bardzo wyobcowana. Któregoś dnia spotyka na swojej drodze miłe małżeństwo, które proponuje jej pracę - ma zajmować się ich dziećmi podczas wakacji, które oczywiście jej opłacą. Mercy jest szczęśliwa, praca nie wygląda na ciężką - dzieci są już dość duże i wyraźnie ją polubiły, w dodatku będzie miała wakacje - czego chcieć więcej?


Margaret jest szczęśliwą kobietą, ma wspaniałego męża i trójkę uroczych dzieci. Jest piękna, zadbana i bogata. Żyje im się bardzo dobrze, do czasu pewnych wakacji, które spędzą w towarzystwie Mercy. Maksymalnie pięć sekund - tyle trwała chwila nieuwagi, która odmieni nie tylko życie Mercy, ale również życie Margaret i jej całej rodziny. Czy uda jej się pozbierać? Jak może żyć dalej po tym co się wydarzyło? 


Hillary, kiedyś uczyła się w jednej szkole razem z Margaret i przypadkowo spotyka ją w Hongkongu. Wcześniej nie wiedziały nawet, że przeprowadziły się do tego samego miasta. Tak naprawdę nie były jakoś wielce zaprzyjaźnione i nie wyglądają jakby chciały to zmienić, jednak jak to czasem bywa, trzeba zachować się z klasą, więc od czasu do czasu zdarzy im się umówić. Hillary nie do końca chciała mieć takie życie jakie ma. Choć niczego jej nie brakuje, jest bogata, nie musi pracować, ma męża, służbę i kierowcę, to czegoś jej brakuje. Czegoś konkretnego, a mianowicie potomstwa. Hillary chciałaby mieć dziecko, lecz ciągle im się nie udaje. W końcu ich małżeństwo przypomina raczej coś na zasadzie życia obok siebie, nie ze sobą. Jak potoczą się jej losy i w jaki sposób połaczą się z losami Margaret i Mercy? 



Moim zdaniem:

Książka nie tylko opowiada losy trzech kobiet. Autorka pokazuje nam, że na emigracji życie bywa naprawdę skomplikowane. Zwłaszcza, jeśli w Ameryce było się zwykłym człowiekiem, a w Hongkongu można pozwolić sobie na posiadanie służby i naprawdę dostatnie życie. Innych nieco to zraża, tzw. lokalsów. Oprócz tego, należy zdać sobie sprawę, że ludzie którzy wyjeżdżają z własnego kraju, są zdani sami na siebie. Mało kto ma w swoim otoczeniu babcię, dziadka, rodzeństwo czy rodziców, a wiadomo, że często taka pomoc by się przydała.

Emigrantki to bardzo dobrze skonstruowana książka. Wygląda to tak, jakby autorka doskonale wiedziała o czym mówi, nie pokazuje nam jaki to świat jest piękny, lecz pełny przykrości i trudności, które trzeba pokonać, aby móc iść dalej.

Należy pamiętać o tym, że każdy z nas ma jakieś problemy i zmartwienia. Ludzie mogą wyglądać na niewiadomo jak szczęśliwych, a kryć pod uśmiechem naprawdę wielkie przeżycia. Wiadomo, niezbyt przyjemnie się patrzy na kogoś kto nie musi pracować, ma kupę pieniędzy i dla nas, jego życie wygląda jak w bajce, ale wierzcie mi.. każdy ma problemy, bo często tam gdzie są pieniądze, nie ma miłości.

Polecam zapoznanie się z "Emigrantkami", mnie bardzo książka wciągnęła i zaciekawiła, zwłaszcza jak przeczytałam, że losy trzech kobiet się łączą. Byłam ciekawa w jaki sposób, co im się przydarzyło i jak po tym wszystkim potoczy się ich życie.

Grunt to pamiętać, że po każdej burzy wychodzi słońce i trzeba umieć rozprawić się nawet z tymi najcięższymi przeżyciami i żyć dalej, nie wegetować, bo to nie zmieni niczego, nie naprawi naszej sytuacji w żaden sposób.

A Wy, mieszkacie w Polsce czy może również na emigracji? 

czwartek, 5 lipca 2018

Dziesięć poniżej zera - Whitney Barbetti

Autorka: Whitney Barbetti
Tytuł: Dziesięć poniżej zera
Wydawnictwo: NieZwykłe
Ilość stron: 304
Gatunek: Literatura obyczajowa, romans 


Już wcześniej Wam mówiłam, że chyba zostanę fanką wydawnictwa NieZwykłego i nabieram coraz większej pewności. Do tej pory przeczytałam ich trzy książki, więc nie jest to jakiś specjalny wynik, aczkolwiek trzy mi się baaardzo podobały i niosły za sobą jakiś przekaz, wywołały silne emocje. Kiedyś natknęłam się na czyjąś recenzję "Córki smoka" i na zdanie, że książka wywołała kaca czytelniczego i tak właśnie miałam po każdej z książek od tego wydawnictwa. Nie wiem o co chodzi, co w sobie mają, ale po prostu każda z nich zostaje w pamięci, ok może nie powinnam jeszcze mówić każda, ale już nie mogę się doczekać aż sięgnę po kolejną. :) 

Przy ostatnich zakupach postanowiłam dorzucić do koszyka "Dziesięć poniżej zera" i w końcu znalazłam chwilę, żeby ją przeczytać. 




O czym jest książka? 

"Jeden SMS wysłany pod niewłaściwy numer okazał się moją zgubą."

Parker dostaje smsa, który najwidoczniej jest pomyłką, ale postanawia na niego odpisać i tym samym umówić się z obcym człowiekiem w barze. Jest to do niej całkowicie niepodobne, bo ona nie wychodzi na randki, nie umawia się z nikim, nie imprezuje i tak naprawdę nie ma wokół siebie nikogo bliskiego. Coś jednak sprawiło, że postanowiła postąpić wbrew temu co zawsze. Parker jest osobą, która blokuje dostęp do jakichkolwiek emocji, nie uśmiecha się, nie odczuwa nic oprócz wiecznej irytacji. Z tego też powodu ciężko jest jej nawiązać jakiekolwiek relacje z innymi ludźmi. 

Tego wieczoru poznaje Everetta, który nie dość, że jest "aroganckim dupkiem", to w dodatku narusza jej przestrzeń osobistą, denerwuje ją jak nikt inny, ale przede wszystkim jest nieziemsko przystojny. Jest jeden poważny problem.. Everett umiera i swoje ostatnie chwile życia postanawia wykorzystać na to, by nauczyć Parker życia - przede wszystkim chce, żeby Parker w końcu coś odczuwała. 


„– Tutaj – powiedział, naciskając nieco powyżej mojego serca – tutaj masz dziesięć poniżej zera. I jesteś bliższa śmierci niż ja”.

Nazywam się Parker. Moje ciało jest oszpecone bliznami, pamiątkami ataku, którego nie pamiętam. I nie chcę pamiętać. Wolę obserwować życie, niż go doświadczać.
Ludzie dookoła śmieją się, całują, rozmawiają – a ja jestem sama, w kącie, obserwując, jak żyją. Nie zależy mi na nikim i niczym. Czuję tylko jedną emocję. To irytacja. I czuję ją bardzo często."


Moim zdaniem:

Jak dla mnie powieść jest rewelacyjna. Nie dostaniesz tu typowego romansu, w którym para ludzi zakochuje się w sobie i jest super słodko. Nie. 
Tutaj ciężko o jakąś słodycz, dlatego powieść wydaję się bardziej prawdziwa, bardziej realistyczna. 

Książkę czytało mi się bardzo szybko i przyjemnie, na końcu mnie zaskoczyła, choć tutaj nie o samo zaskakiwanie chodziło, lecz o fabułę, która moim zdaniem jest po prostu piękna. 
Bardzo podoba mi się pomysł na powieść i książkę na pewno będę polecać innym. Choć rzadko się wzruszam przy czytaniu, to tutaj jednak były momenty kiedy łezka mi się w oku kręciła. 

Czy Parker zacznie w końcu coś czuć i czy okaże się to dla niej dobre? Czy Everett umrze? A przede wszystkim.. w jaki sposób zechce nauczyć Parker życia? 

Co się wydarzyło w ich życiu, że stanęli na takim rozdrożu? 

"Everett: Lubię patrzeć, jak dostajesz rumieńców. Kiedy jesteś wściekła, Twoje policzki robią się żywoczerwone.
Lubię oglądać, jak doświadczasz jakichś emocji. Nawet złości.
Stajesz się przez to bardziej ludzka. Na co dzień jesteś taka zimna, że czasem mam wrażenie, jak gdyby nie było w tobie ani trochę ciepła.
Ale z zaróżowionymi policzkami przestajesz mieć dziesięć poniżej zera. Powiedziałbym, że masz minus pięć." 


Przekonajcie się sami, a na pewno nie pożałujecie. Historia zostanie w mojej głowie na dłużej, to na pewno. Takie książki właśnie chciałabym czytać.. coś pięknego. W końcu każdy z nas ma jakieś blizny, czy widoczne gołym okiem czy nie. Nigdy nie wiadomo co spotkało człowieka i jakie spustoszenie zasiało w jego organizmie czy psychice. Nie oceniaj ludzi po wyglądzie, poznaj ich historie. 



środa, 4 lipca 2018

Sprintem do marzeń - Marta Radomska

Autorka: Marta Radomska
Tytuł: Sprintem do marzeń
Gatunek: Literatura obyczajowa
Ilość stron: 400
Wydawnictwo: Czwarta Strona 

Już dawno Wam mówiłam, że lubię sięgnąć czasami po powieści, które nie skłaniają zbyt wiele do myślenia, nie są krwawe, jakoś specjalnie zagadkowe, bardziej bym je nazwała takimi rozrywkowymi pozycjami. Nie jest to mój ulubiony gatunek, bo jak wiecie, uwielbiam kryminały, ale takie książki istnieją dla mnie po to, aby się zresetować. 
Tym razem mój wybór padł na "Sprintem do marzeń", który dostałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czwarta Strona.







O czym jest książka?

Ola postanawia wesprzeć swoją podopieczną i razem z nią pobiec w maratonie. Choć zdrowo się odżywia, oprócz miodu i tortów, na które pozwala sobie dosyć często, jest aktywna fizycznie, to jednak ciągle zatrzymuje się na trzydziestym kilometrze. Dalej całkowita blokada, nie jest w stanie tego "przeskoczyć". Ola może nie byłaby tym tak załamana, gdyby nie fakt, że tej blondynie się udaje! Nie ma żadnej zadyszki, wygląda dosłownie jak milion dolców... czy ona się w ogóle poci?! 

Na domiar złego blondyna okazała się być sąsiadką Oli i to taką, która w kółko robi remont i podrywa sąsiadów! No nie, tego już za wiele. Ola wraz ze swoją przyjaciółką - Beatą są coraz bardziej zirytowane tą sytuacją i kombinują jak mogłyby się pozbyć natrętnej sąsiadeczki. 

Do czasu, aż w parku znajdują jej zwłoki...

Kto chciałby zgładzić piękną blondynkę? Policja podejrzewa kilka osób, zamierzają przesłuchać wszystkich sąsiadów. Jakie tajemnice wyjdą na światło dzienne? Czy Oli uda się uniknąć więzienia? 


Moim zdaniem: 

"Sprintem do marzeń" to bardzo humorystyczna powieść, traktująca wszystko z wielkim przymróżeniem oka. Ludzie, którzy nie lubią kryminałów, nie mają się czego obawiać, nie ma tu krwawych scen czy przerażających opisów. Zbrodnia, owszem, miała miejsce, aczkolwiek można powiedzieć, że była tylko gdzieś w tle. Bardziej chodziło o rozwikłanie zagadki, kim jest blondyna i do czego doszło między nią, a mężczyznami Oli i Beaty. 

Pierwszych kilka stron ciężko było mi się wkręcić, bo dużo było mowy o bieganiu, a sport nie jest moją bajką, chyba że oglądanie piłki nożnej na ekranie się zalicza. ;) Jednak książka szybko się rozkręciła i tym samym, wciągnęła. Niby lekka lektura, ale podejrzewam, że zostanie mi w głowie na jakiś czas. 

Zawsze mnie zadziwia umiejętność autorek powieści humorystycznych, jak one gładko "wprowadzają" do akcji trupa i wątek ten zamiast straszyć w pewien sposób, to bawi. Niesamowite. Choć tutaj ten trup zapoczątkował przebieg pewnych wydarzeń, to mimo wszystko jest to wydarzenie jakby w tle jak już wcześniej mówiłam. Autorka bardziej skupiła się na relacjach międzyludzkich, podejrzeniach i dziwnych sekretach oraz przygodach bohaterki. Przy okazji.. zagadka się rozwiązała. 






Dla kogo jest "Sprintem do marzeń"? 

Tego typu lektury są zdecydowanie dla osób, które lubią takie humorystyczne powieści z wątkiem miłosnym i "delikatną" zbrodnią w tle. Jeśli czytając, nie szukacie czegoś co Was mocno zaskoczy, wbije w fotel lub będzie trzymać w napięciu podczas czytania, to zachęcam do sięgnięcia po "Sprintem do marzeń", nie zawiedziecie się. 

Ja, choć uwielbiam kryminały, to ta książka również mi się spodobała, choć w moim przypadku była tylko przerywnikiem od tych, które uwielbiam. A Wy, jakie najbardziej gatunki lubicie? 

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona :)