Ariana dla WS | Blogger | X X

środa, 8 maja 2019

Nevermoor - Jessica Townsend

Nie jest tajemnicą, że jestem ogromną fanką Harrego Pottera i magicznego świata stworzonego przez J.K.Rowling. Mam wrażenie, że z tej serii się nie wyrasta i jestem przekonana, że jeśli kiedyś będę miała dzieci - będę je wprowadzała do tego świata od lat najmłodszych! Odkąd prowadzę bookstagrama i moją książkową działalność, zaczęłam się otwierać na więcej gatunków, ale i powróciłam do tych, które czytałam będąc nastolatką, czyli do młodzieżówek. Pochłaniają mnie one jak dzieciaka, co jest trochę niepokojące być może, ale cóż.. w końcu w każdym z nas jest to dziecko, to ja z przeszłości. Czasem warto go wypuścić. ;) 

Do czego dążę? A no, do tego aby przedstawić Wam pierwszy tom z serii, która chyba stanie się jedną z moich ulubionych. Powiało tutaj dużą świeżością i mam wrażenie, że takim oryginalnym pomysłem. Na pewno nie jest to książka jedynie dla młodzieży, bo ja już do niej nie należę, a bawiłam się świetnie. 
Przejdźmy jednak najpierw do fabuły, abyście mieli jakiekolwiek pojęcie o czym mowa ;) 



Morrigan Crow jest Przeklętym Dzieckiem, a to oznacza, że wszystkim wokół przynosi pecha. Każdy, jednak wie, że przeklęte dzieci nie żyją długo - umierają w swoje jedenaste urodziny. Morrigan ma już prawie jedenaście lat, nie zostało jej już wiele czasu. Jej rodzina jest dosyć specyficzna, tak naprawdę wydawać by się mogło, że tylko czekają na ten dzień. Na dzień, w którym ich pech się skończy i będą mogli odetchnąć pełną piersią. 

Kiedy nadchodzi jej dzień i Morrigan nie ma już żadnych złudzeń, że jest to jej ostatni dzień na tym świecie - niespodziewanie pojawia się w jej domu pewien tajemniczy człowiek, który ma dla niej propozycje nie do odrzucenia. Mianowicie jest sposób, aby Morrigan uniknęła śmierci tej nocy. Jupiter North - bo tak nazywa się ten jegomość, ma zamiar zabrać ją do całkowicie innego świata - do Nevermooru. Tam dziewczynka będzie musiała przejść cztery próby, czyli eliminacje do Towarzystwa Wunderowego. Każda z osób, która jest w tym stowarzyszeniu musi wykazać jakiś niesamowity dar. Dziewczynka jest przekonana, że jej jedynym „darem”, a raczej przekleństwem, jest przynoszenie innym pecha. Nie widzi w sobie nic wyjątkowego i uważa, że to wszystko było kompletnym nieporozumieniem. 

Czy Morrigan ma jakiś dar czy może tak naprawdę to wszystko było nieporozumieniem? 
Jakie czekają ją próby i czy zdoła je przejść? 

Moim zdaniem: 



Ja jestem zdecydowanie na TAK. Jeszcze nie zawiodłam się chyba na żadnej przeczytanej książce od Wydawnictwa Media Rodzina. Nevermoor to kraina niezwykle kusząca, aczkolwiek nie brakuje tam osób, których nie chciałabym spotkać, gdybym miała tam zamieszkać. Oczywiście nie brakuje tutaj czarnego charakteru, legendarnego Wundermistrza, którego wszyscy się boją, aczkolwiek nikt nie wie czy ów człowiek jeszcze żyje, istnieje. Niektóre wydarzenia wskazują na jego powrót, ale czy to nie są tylko plotki? 

Autorka przygotowała dla nas naprawdę niesamowity świat, aż chciałoby się go obejrzeć na ekranie telewizora i móc do niego powracać tak często jak wracamy do Harrego Pottera - a wiem, że nie jestem jedyną, która często go ogląda! 

Ja zostałam kupiona już po pierwszym tomie i wiem, że za moment chwycę drugi tom, bo już czeka na mojej półce i jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy naszej bohaterki. 

Książka została napisana bardzo przystępnym językiem, nie ma tam miejsca na nudę, a poczucie humoru autorki jest podobne do mojego, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Czarny humor always welcome. ;) 

Jupiter North okazał się intrygującym bohaterem i momentami naprawdę zastanawiałam się czy nie jest on zbyt roztrzepany na bycie patronem. To jego roztrzepanie na szczęście było takie hmm.. słodkie? Jeśli można to tak określić. Sama nie należę do bardzo zorganizowanych osób, więc może temu nie bardzo mi przeszkadzała ta cecha u niego. Tym bardziej, że koniec końców okazało się, że wszystko miało swoje powody. 

Postać tajemniczego Wundermistrza przypominała mi w pewnym momencie Voldemorta z pierwszej części. Czyli Człowieka, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Wiecie, człowiek-legenda, ale nie do końca, jednak wiadomo czy tylko legenda. Czuje, że w kolejnym tomie może być naprawdę ciekawie! 

Co tu dużo mówić.. jak lubicie czasem dopuścić do głosu tego dzieciaka, którego w sobie macie, to śmiało sięgajcie. Ja dałam się ponieść i pokochałam ten świat. W najbliższym czasie sięgnę po drugi tom, to jest pewne! Ogromnie mnie ciekawi co się wydarzy. I przede wszystkim bardzo się cieszę, że poznałam ten świat! 



niedziela, 5 maja 2019

Inna Blue - Amy Harmon

Jak wiecie, jestem osobą, która uwielbia książki rodzące we mnie pewne przemyślenia, takie książki, które mają głębszy sens. Wiadomo, czytam też takie typowo rozrywkowe, ale na pewno na dłużej w mojej głowie zostają książki poruszające ciężki temat. 



"Inna Blue" to książka opowiadająca o losach Blue - dziewczyny, która nie ma pojęcia jak się naprawdę nazywa, którego dnia się urodziła, nie wie kim są lub byli jej rodzice. Jedyne informacje jakie ma, to fakt, że zaopiekował się nią wspaniały człowiek, po tym jak jej matka zmarła,  którego niestety i tak straciła. Blue jest buntowniczką, w szkole nie przepuści okazji, aby rzucić uszczypliwą uwagę, ale w głębi duszy jest kimś zupełnie innym. Trzyma się z dala od dziewczyn, a faceci są jej potrzebni jedynie, aby odczuć krótkie ukojenie. Wszystko zaczyna się zmieniać, kiedy do szkoły przychodzi nowy nauczyciel, młody człowiek, który naprawdę interesuje się swoimi uczniami i ich przeżyciami. Zaczyna drążyć w życiu Blue, chcąc się dowiedzieć, dlaczego dziewczyna zachowuje się w określony sposób. 

Czy uda się uratować prawdziwą Blue? Czy uda jej się znaleźć swoje korzenie i dojść prawdy? 

Moim zdaniem: 



Książka przede wszystkim nie jest obszerna, więc przy dobrych chęciach jest to lektura na wieczór lub dwa. Nie spodziewałam się, że tyle się w niej będzie działo. Poznajemy bohaterkę dokładnie, ale i  towarzyszymy jej podczas jej drogi ku poznaniu siebie oraz swojej przeszłości. Tak naprawdę każdy kogo znam ma rodziców albo chociaż wie co się z nimi dzieje, więc historia Blue kompletnie mnie zszokowała. Zastanawiałam się co przydarzyło się jej matce i dlaczego wybrała akurat tego mężczyznę, aby zaopiekował się jej córką, jeśli to faktycznie był świadomy wybór, a nie przypadkowa decyzja. 

Próbowałam postawić się w sytuacji Blue. Co bym czuła nie wiedząc kim jest mój ojciec, dlaczego moja mama zmarła, czy mam jakąś rodzinę.. nie wiedząc ile dokładnie mam lat, kiedy się urodziłam i jak naprawdę mam na imię? To coś okropnego, coś przez co żaden człowiek nie powinien przechodzić. 

Bardzo podobali mi się bohaterowie tej książki oraz styl autorki. Zwłaszcza pan Wilson, który choć był w podobnym wieku do Blue, był stworzony jakby z innej gliny, miałam wrażenie, że był dużo starszy i poważniejszy, a to za sprawą jego charakteru. Zdecydowanie zaimponował mi tym, że nie ocenił Blue, nie odrzucił jej, tylko próbował za wszelką cenę poznać prawdę, pomóc jej w odkryciu siebie, w zaakceptowaniu siebie. Każdy chciałby mieć takiego przyjaciela, który nie poddaje się, tylko pomaga nam w każdym momencie. 

Historia Blue jest dosyć dramatyczna, nie należy na pewno do łatwych, jakby los rzucał jej same kłody pod nogi. Podobało mi się zakończenie książki, bo uważam, że dziewczyna w pełni na nie zasłużyła, choć to tylko bohaterka książki, postać fikcyjna, to baaaaardzo jej kibicowałam. 

Jeśli szukacie książki, która nie jest banalna, historii, która Was poruszy, to Inna Blue jest właśnie dla Was. Sami dokonajcie wyboru ;) 

niedziela, 28 kwietnia 2019

Lepsza niż ja - Louise O'Neill

Wyobraź sobie, że zostałaś zaprojektowana by być idealna. Tak, dobrze przeczytałaś, ZAPROJEKTOWANA. Mieszkasz i uczysz się w szkole, która ma Cię przystosować do bycia idealną towarzyszką, konkubiną bądź guwernantką. To do jakiej kategorii trafisz określa ranking, który zmienia się codziennie, w zależności od tego jak się prezentujesz. Może masz szczęście bycia w pierwszej dziesiątce - oznaczać to będzie, że masz szansę być wybrana na towarzyszkę. Będziesz miała męża i urodzisz mu dzieci, jeśli dziewczynki - zostaną odesłane do szkoły, jeśli chłopców - będziesz mogła ich zatrzymać i wychowywać. Niestety, jednak masz termin ważności. Nie chcesz wiedzieć co się wtedy dzieje. 

Co jeśli trafisz do innych kategorii? A może będziesz jak bohaterka książki? 

"Guwernantki wciąż mnie pytają, czemu nie mogę spać. Dostaję najwyższą dopuszczalną dawkę śpiocha – mówią, patrząc z niepokojem i marszcząc podejrzliwie brwi.

Czy bierzesz je prawidłowo, freida?
Czy bierzesz wszystkie, które dostajesz, freida?
Tak. Tak. A czy mogę dostać trochę więcej? Proszę.
Nie można przepisać więcej. To niebezpieczne, mówią.
Ostrzegają przed skurczami mięśni, wewnętrznym krwawieniem, uszkodzeniami narządów wewnętrznych.

Ale ja nie widzę tych „narządów” w lustrach. Widzę tylko

cienie pod oczami i bladoszarą cerę, jakby moją twarz posypano popiołem. Dowody na zbyt wiele nieprzespanych nocy, kiedy przewracałam się z boku na bok, pragnąc dołączyć mój oddech do idealnie zsynchronizowanych oddechów moich sióstr. Słyszę je teraz, jak chciwie wciągają sztuczne ciepło do swoich płuc, nieświadome tego, że ja leżę napięta niczym skręcona sprężyna.
– Jestem dobrą dziewczyną. Jestem ładna. Jestem zawsze beztroska. – Mechaniczny głos sączy się ze ścian i pełza po podłodze, szukając chłonnego ucha.
A my, jałówki, jesteśmy bardziej chłonne, gdy śpimy. Jesteśmy niczym gąbki, wciągamy piękno, stajemy się coraz cudowniejsze, gdy śnimy.
Coraz cenniejsze.
Tylko nie ja."





Imiona jałówek pisane są małą literą, guwernantki zazwyczaj nie używają nawet imion, tylko numerów. Tak właśnie wygląda życie freidy. Jedynym celem jest idealny wygląd, nie muszą dbać o intelekt, bo nie mogą być zbyt mądre, podlega to surowej karze. Jedyne co się liczy to kalorie, waga.. 

Czy takie rzeczy mają miejsce tylko w książce? Czy jest to tylko świat przedstawiony czy może coraz częściej możemy zauważyć podobne zachowania w prawdziwym życiu? Wiadomo, nie mamy jeszcze takich szkół i projektowania ludzi, aczkolwiek jak często porównujemy siebie do innych? Jak często zmuszani jesteśmy poprzez jakieś reklamy czy filmy do tego, aby zrzucić wagę, dbać o linię i dążyć do bycia perfekcyjną? Temat dotyka głównie kobiet, aczkolwiek myślę, że panowie widząc umięśnione ciała innych mężczyzn, również mogą poczuć się nieco przymuszeni do uzyskania takiego samego efektu na swoim ciele. Wszystko byłoby w porządku, bo przecież to dobrze dbać o siebie i stawać się lepszą wersją samego siebie, gdyby nie prowadziło to do szaleńczego wyścigu, do wyniszczania organizmu coraz to głupszymi dietami i zagłębianiu się w wiecznym niezadowoleniu z siebie. Jak wielce cierpi nasza pewność siebie poprzez kreowanie idealnych sylwetek, mówiących, że tylko FIT jesteśmy coś warci? A co z ludźmi, którzy mają plus kilka lub kilkanaście kilogramów, ale są dużo bardziej porządnymi ludźmi, skłonnymi do pomocy, przyjacielskimi i po prostu dobrymi? Mają być traktowani gorzej, bo nie mają sześciopaku? 




Jak bardzo to wszystko nas przytłoczyło? Ja przyznam się bez bicia, że czuję się brzydsza od wielu kobiet. Często sobie myślę: chciałabym wyglądać jak ona, mam problem z samoakceptacją, a jakieś dodatkowe kilogramy sprawiają, że jest mi smutno, chociaż nie mam dużych skłonności do tycia, a jem za dwoje. Są dni, kiedy zdarza mi się siebie lubić, nie porównywać do innych i po prostu próbuję siebie zaakceptować, ale to nie powinny być tylko pojedyncze dni. Tak powinno być cały czas. 

Nie pozwólmy wmówić sobie, że jesteśmy gorsze. Pamiętajmy, że każda z nas jest piękna i zasługuje na wszystko co najlepsze. Nie dajmy sobie również wmówić, że powinniśmy być idealne dla swoich partnerów. W związku powinny starać się dwie osoby, nie jedna. Zasługujemy na o wiele więcej niż tylko na bycie służącymi swoich mężów. 

Moje zdanie na temat książki: 

Czy mi się podobała? TAK. Mam wrażenie, że książka ma na celu uświadomienie nam jak bardzo chore jest porównywanie się do innych ludzi, jak bardzo szkodliwe jest ślepe dbanie tylko o wygląd zewnętrzny. W życiu nie chciałabym trafić do takiego miejsca, pełnego zawistnych osób, dla których liczy się tylko własny wygląd i to jak można dokuczyć innym osobom. 

Było mi okropnie szkoda freidy i choć bardzo często nie rozumiałam jej wyborów to współczułam jej wielokrotnie. Nie wiem jak ja bym się zachowała na jej miejscu. Czy umiałabym bronić swoich racji czy może starałabym się przypodobać innym? Samotność to okropna przyjaciółka i człowiek często jest bardzo zdesperowany i postępuje wbrew sobie, byle tylko się jej pozbyć, byle tylko zaznać nieco towarzystwa. 

Myślę, że jest to dobra książka dla młodzieży, może pozwoli im nieco uświadomić, że takie dążenie do perfekcyjnego wyglądu bywa bardzo zgubne? Że w życiu są ważniejsze wartości niż to? 

Lubię książki, które pozostawiają nam pole do refleksji, takie które zapadają w pamięć. Jeśli autorzy poruszają ważne tematy, jestem w stanie pominąć różnego rodzaju błędy, oczywiście takie, które nie psują mi lektury i nie przeszkadzają w czytaniu. Tutaj były momenty, kiedy musiałam książkę odłożyć, bo mnie trochę przytłaczała, ale nie jestem pewna czy chodziło tutaj o samą książkę czy moją ostatnio niemoc czytelniczą. W każdym razie świat przedstawiony na pewno do przyjemnych nie należał. Mam nadzieję, że osoby, które książkę przeczytają, dojdą do właściwych wniosków i zrozumieją, że nikt nie jest idealny. Każdy z nas ma jakieś wady i to jest piękne. 

Polecam, szczególnie młodzieży, ale myślę, że książka trafi również do kobiecego grona czytelniczek. 

środa, 24 kwietnia 2019

Jego banan - Penelope Bloom

"Jego banan" to książka, z którą wiele osób może mieć różnego rodzaju skojarzenia, brudne myśli i tak dalej. Zdecydowanie jest to książka dla starszych czytelniczek, choć nie jest jakaś mocno wulgarna. Autorka gra na skojarzeniach i nie jest to pojedynczy zabieg. W tym roku mają zostać wydane również inne jej powieści, które również swoimi opisami zadziałają na naszą wyobraźnię. 





Przejdźmy do fabuły. 



Najpierw, dla zobrazowania Wam o czym mówię, wstawiam Wam fragment opisu od wydawcy. 



"Mój szef lubi jasne zasady, jednej z nich nikt nie śmie złamać…


Chodzi o jego banana.
Poważnie. Facet jest uzależniony od potasu.
Oczywiście, to ja po niego nieopatrznie sięgnęłam.
Technicznie rzecz ujmując, wsadziłam go sobie do ust.
Co więcej przeżułam… a nawet połknęłam.
Taaak, wiem. Niedobra, niedobra dziewczynka.
I wtedy go zobaczyłam. Wierzcie mi lub nie, ale to, że właśnie dławiłam się jego bananem, raczej nie zrobiło na nim najlepszego wrażenia. ''


Natasha jest młodą reporterką, która dostaje w końcu poważne zadanie. Ma dostać się na staż do prestiżowej firmy i znaleźć brudy na jej właściciela. Niestety jej pierwszy dzień jest kompletną katastrofą, jednak mimo to, a raczej dzięki temu, dostaję się na staż i ma być blisko szefa co znacznie ułatwi jej wykonywanie misji. 

Tylko, że szef okazuje się być niezwykle przystojny i niezwykle arogancki. Jego banan jest jego świętością, doszło nawet do tego, że jeśli nie zje banana o wyznaczonej porze, robi się bardzo drażliwy i zdecydowanie nie jest sobą. Pech chciał, że Natasha przypadkowo w swój pierwszy dzień, zjadła tego banana. Możecie się domyślić jaką reakcje na twarzy swojego szefa zobaczyła. 

Tak rozpoczyna się jej przygoda. I 'przygoda' to doskonałe słowo, bo Natasha ma niezwykły talent do sprowadzania na siebie kłopotów i jest niesamowitą niezdarą. W połączeniu z szefem pedantem i człowiekiem lubiącym kontrolę.. nie wygląda to dobrze. 

Czy uda jej się wykonać misję zleconą przez swojego prawdziwego szefa? Co ukrywa Bruce Chamberson? 


Moim zdaniem: 

"Jego banan" to książka, którą przeczytałam w kilka godzin. Jest to lekka lekturka, od której nie powinniście oczekiwać wielkich emocji czy też refleksji. Natomiast sprawdzi się dobrze, jeśli szukacie czegoś 'odmóżdżającego' przy czym nie musicie zbyt wiele myśleć czy się skupiać. 

Mnie się podobała, akurat czytałam ją, kiedy byłam przeziębiona i nie bardzo mogłam się skupić na czymkolwiek, więc "Jego banan" doskonale się tutaj sprawdził. Autorka pisze w sposób rozrywkowy, widać, że lubi się bawić słowem, wywoływać skojarzenia, używać zwrotów dwuznacznych. 

Przyznam, że polubiłam głównych bohaterów i wywoływali uśmiech na mojej twarzy. Wiedziałam, że książka pewnie nie zaskoczy mnie jakoś mocno, mimo wszystko wciągnęłam się w relacje tej dwójki i im kibicowałam. 

Jeśli szukacie czegoś mocno ambitnego, albo wywołującego w Was duużo emocji, to nie będzie książka dla Was. Ta tutaj ma formę wyłącznie rozluźniającą, rozrywkową i jest takim idealnym przerywnikiem, odpoczynkiem od kryminałów, thrillerów, fantastyki czy innych gatunków. Książka na kilka godzin, lektura typowo kobieca :) 




wtorek, 16 kwietnia 2019

Szept syberyjskiego wiatru - Dorota Gąsiorowska

Hej Kochani! 

Jak już może niektórzy z Was wiedzą - jestem zwolenniczką thrillerów i kryminałów. Był czas kiedy czytałam książki tylko z tych dwóch gatunków i niechętnie sięgałam po inne. Był też, jednak czas jeszcze przed kryminałami, kiedy czytałam tylko romanse i melodramaty. Na moich półkach królował Sparks i do tej pory go lubię i mam do niego wielki sentyment. 

Obecnie sięgam po różne gatunki, nie ograniczam się do jednego. Kiedy przeczytałam opis książki "Szept syberyjskiego wiatru", pomyślałam, że to może mi się spodobać. Trochę skojarzyło mi się z książkami Jojo Moyes nie wiedzieć czemu. Jeśli mam czytać obyczajówki, to muszą to być książki, które będą na mnie oddziaływać w jakiś sposób, może zmuszą do refleksji, utkną w głowie na dłużej. 



Czy tak też było tym razem? 

Kalina mieszkała w Szkocji i tam miała ułożone życie, dopóki bliska jej osoba nie wpędziła jej w długi. Zmuszona okolicznościami kobieta wraca do Polski, gdzie ma przejąć biznes swojej babki - Leonii. Babcia namawiała ją do tego już długi czas, ale Kalina nigdy nie była do tego przekonana. Babkę widziała ostatni raz na pogrzebie rodziców i jawiła jej się ona bardzo nieprzyjemnie. Niestety tym razem nie miała wielkiego wyboru, musiała spróbować. Przeszkolić ją na stanowisko miał niejaki Sergiusz, który od pierwszego dnia nie przypadł jej do gustu. 

Kalina, choć znalazła sobie w pracy przyjaciół, to wciąż nie mogła zrozumieć o co chodzi Sergiuszowi, który momentami zachowywał się normalnie, a innym razem jak typowy gbur. Nie mogła go całkowicie rozgryźć. W dodatku wydawał się być ulubieńcem jej babki. 

Dziewczyna miała odkryć wiele tajemnic, które całkowicie zburzą jej wszechświat. A wszystko to za sprawą prośby Leonii. Mianowicie Kalina razem z Sergiuszem mieli wybrać się na Syberię, aby odnaleźć pamiątki po matce Leonii. 

"Słuchaj swego serca, wtedy na pewno nie miniesz się ze szczęściem." 

Moim zdaniem: 




Książka bardzo mi się podobała, mimo malutkich minusów. Oczywiście nie były to jakieś gigantyczne wady, które przeszkadzały w czytaniu. Należy zaznaczyć, że było to moje pierwsze spotkanie z autorką, które jednak z pewnością zachęciło mnie do sięgnięcia po inne jej książki. Powieść obyczajowa/romans to nie są gatunki, po które sięgam bardzo często, ale lubię czasami zanurzyć się w nich i po prostu poddać całkowicie. Wiadomo wszystko zależy od nastroju, czasami człowiek ma ochotę czytać o morderstwach a czasami o miłości, nawet tej przesłodzonej. 
Nie wiem czy każdy czytelnik tak ma, ale ja zdecydowanie tak. 

Tutaj było może trochę przesłodzona relacja pewnych bohaterów, może nawet nie tyle co relacja, ale dialogi. Przyznam, że choć zazwyczaj nie razi mnie to w oczy, to tutaj momentami troszkę raziło. Nie mocno oczywiście, ale na tyle, żeby o tym powiedzieć. Wiem, że są osoby, którym może to bardziej przeszkadzać, temu ostrzegam! :D To oczywiście żart, bo sama fabuła na tyle mi się spodobała, że przymykałam oko na minusy. 

Autorka dobrze powiązała losy bohaterów. Wszystko zgrało się w sensowną całość i myślę, że ciężko było się domyślić całości. Były fragmenty, których mogliśmy się domyślić, poskładać w całość, ale nie pełen obraz. Po raz kolejny przekonujemy się jak czasami jedno zdarzenie potrafi nieść za sobą wiele innych nieszczęść. 

Jeśli chodzi o powyższy minus, to mogę podczepić do tego fakt, że relacja między bohaterami wywiązała się w bardzo szybkim tempie. Autorka mogła troszeczkę zwolnić tutaj tempo, chociaż być może zastanowicie się czemu mówię takie rzeczy, skoro książka mimo to jest obszerna. Nie wiem czy chodziło tu o tempo samej relacji czy o co, ale mam wrażenie, że dorośli ludzie potrzebują nieco więcej czasu, by powiedzieć sobie "Kocham Cię" i to chyba jedyna rzecz, która mnie raziła. 

Podsumowując: 

"Szept syberyjskiego wiatru" będzie świetnym wyborem dla osób lubiących obyczajówki czy romanse.  Fabuła jest ciekawa, powiązanie między bohaterami również. Główna bohaterka nie działa na nerwy i wydaję się być dosyć racjonalną osobą, wiadomo miała swoje momenty, ale mam wrażenie, że była przedstawiona dosyć realistycznie. Autorka ma przyjemne pióro, książkę czytało się szybko, wciągała i zachęciła do sięgnięcia po więcej. Nie przywiązała mnie tak do siebie jak niektóre obyczajówki, które czytałam, ale wciąż trzeba przyznać, że to dobra książka. Jestem ciekawa innych tej autorki i na pewno kiedyś po nie sięgnę. 

PS. Wydaję mi się, że książka może być odpowiednia na prezent dla mamy czy też dla babci. ;) 

wtorek, 9 kwietnia 2019

Zupełnie normalna rodzina - M.T. Edvardsson

Wiecie, że uwielbiam thrillery. "Zupełnie normalna rodzina" to książka, która swoją premierę będzie miała 17 kwietnia i gorąco Was zachęcam do sięgnięcia po nią. 
Zanim rozpiszę się nad zaletami i przybliżę Wam nieco moje zdanie, najpierw przedstawię Wam zarys fabuły. 

Na pewno znacie powiedzenie "z rodziną dobrze tylko na zdjęciu". Może wielokrotnie nawet sami tak mówiliście. Każda rodzina ma swoje za uszami, niektórzy mniej, inni więcej. Tak jak nie ma ludzi idealnych, tak samo nie ma rodzin idealnych. Każda skrywa jakieś sekrety czy to przed obcymi czy też między sobą. Tak już jest i to się nie zmieni. Tak samo było w przypadku pewnej rodziny mieszkającej w Lund. Zupełnie normalnej rodziny. Ojciec pastor, matka prawniczka wychowujący dziewiętnastoletnią córkę - Stellę. Ich życie jest naprawdę zwyczajne, typowe.. piątki przed telewizorem, jedzenie na wynos, soboty w centrum handlowym. Niestety jedna noc wszystko rujnuje. Stella zostaje aresztowana. 

"Co widział ojciec, czego nie mówi matka, co ukrywa córka?"



Wyobraź sobie, że to Twoja córka zostaje aresztowana. Jest podejrzana o morderstwo. Oczywiście nie wierzysz w coś tak niedorzecznego, mimo wszystko robisz wszystko aby ją wyciągnąć  z aresztu i przede wszystkim zapewnić jej alibi. Nie myślisz racjonalnie, nie obchodzi Cię ofiara, fakt czy Twoja córka miała coś wspólnego z morderstwem, liczy się tylko jej dobro. Tak bardzo kochasz swoją rodzinę, nie pozwolisz się jej rozpaść. 

Niestety sytuacja jest bardzo skomplikowana. W tej rodzinie zdecydowanie coś nie gra i choć wydają się grać do jednej bramki, to ciężko im jest się komunikować, zaufać sobie stuprocentowo, tak aby nie działać za plecami drugiego. 

Stella ma ciężki charakter, zdecydowanie nie należy do osób, które mają mnóstwo przyjaciół i wszyscy ją uwielbiają. Jest dosyć specyficzna. Tak naprawdę najbliższą jej osobą jest jej przyjaciółka - Amina. Dziewczyny nieco różnią się charakterami, ale są sobie bardzo bliskie. Znają się od wielu lat, tak samo jak ich rodzice. 

Niestety Amina nie do końca chce 'współpracować' z rodzicami Stelli. Czeka ją świetlana przyszłość i nie bardzo chce być powiązana ze sprawą o morderstwo. Twierdzi, że nie ma pojęcia gdzie była Stella i co wydarzyło się tej feralnej nocy. Czy to prawda? 

Kto mówi prawdę? Kto zamordował tego mężczyznę i co tak naprawdę się wydarzyło tej nocy? 




Moim zdaniem: 

Ta książka jest niesamowicie dobrze skonstruowana. Z jednej strony podejrzewamy kto może być mordercą i tworzymy możliwe scenariusze, a z drugiej mamy wrażenie, że nie wiemy nic. 

"Zupełnie normalna rodzina" to książka, która przedstawia nam sytuację, która może spotkać każdego. Często chcemy pokazać przed innymi, że nasza rodzina jest lepsza od innych, że jesteśmy tacy idealni, poukładani i tacy zgrani. Dopiero w obliczu tragedii, dociera do nas, że to wszystko były kłamstwa, że tak naprawdę jesteśmy zdani na samych siebie, aczkolwiek to też idealny moment, aby udowodnić swoje oddanie. Takie sytuacje dopiero otwierają nam oczy, pokazujemy do jakich poświęceń jesteśmy zdolni, aby uratować bliskie nam osoby. Naszą rodzinę. 

Człowiek tak naprawdę nigdy nie wie do czego jest zdolny, dopóki sytuacja nie zmusi go do pewnych działań. Możemy sobie wyobrażać, że ktoś celuje z pistoletu w głowę naszej ukochanej, my stajemy w jej obronie. Czy tak by było? Może byśmy byli sparaliżowani strachem i nie moglibyśmy się ruszyć? A co jeśli wybuchnie pożar czy rzucimy się w ogień, aby ratować bliską osobę czy spanikujemy i uciekniemy? Mam nadzieję, że ani ja, ani Wy nie zostaniecie nigdy postawieni w takich sytuacjach. Nikomu tego nie życzę. Trzeba, jednak uważać co się mówi, nie rzucać słów na wiatr. 

Wracając do książki.. mamy tutaj ciężką sytuację i miliony tajemnic, małych sekretów bądź dużych, które tak naprawdę doprowadziły do tego jednego wydarzenia. Nie wiadomo kto mówi prawdę, ale wiadomo, że ktoś z tego grona miał coś wspólnego z morderstwem. Chociaż czy tak naprawdę wiadomo? Być może chodzi tutaj o coś zupełnie innego? Zdecydowanie nie możemy być pewni niczego, każdy człowiek przedstawia inną wersję wydarzeń i choć najpierw byłam pewna, że ojciec mówi prawdę, to potem wydawało mi się, że jednak coś pominął. Poznając wersję córki i matki, już niczego nie byłam pewna. To właśnie świadczy o tym, że to naprawdę dobry thriller. 

Książka wciąga od pierwszych stron, sprawia, że nawet po jej odłożeniu, zastanawiamy się co się wydarzyło i chcemy szybko wrócić do czytania, żeby się przekonać. Finał może wydawać się dosyć "prosty", bez fajerwerków, aczkolwiek tutaj chyba należy się skupić na przyczynach. Jakie wydarzenia miały wpływ na bohaterów? Co ich doprowadziło do tej feralnej nocy? 

Jestem pod wrażeniem. Autor naprawdę ma prawo do dumy. Bardzo dobry thriller psychologiczny. Daje wiele do myślenia. Pokazuje jak wielki wpływ mają na nas wydarzenia z przeszłości, nierozwiązane sprawy. 

Polecam. 


poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Szklany tron - Sarah J. Maas

Hej Kochani! Dzisiaj przychodzę do Was z delikatnie starszą książką. Pewnie większość z Was już ma tę lekturę za sobą i być może wstyd przyznać, że ja jestem dopiero na początku tej drogi, ale cóż.. pierwszy krok już wykonałam! 

Mowa tutaj oczywiście o znanej Maas, której twórczość pokochało tysiące a może nawet i miliony czytelników! Co prawda ja jeszcze do tej grupy nie mogę zaliczyć siebie, ale myślę, że jestem na dobrej drodze. Początkowo miałam sięgnąć po Dwory, pierwszy tom nawet już od roku czeka na półce, ale jakoś nigdy nie było wystarczająco czasu. W końcu w ramach początku współpracy postanowiłam sięgnąć po Szklany Tron, bo książki tej autorki były dla mnie takim trochę wyrzutem sumienia. Już dawno obiecywałam, że się za nie wezmę i jakoś nigdy mi to nie wychodziło. 

Przejdźmy, jednak do zarysu fabuły, dla tych którzy tak jak ja, nie mieli jeszcze okazji wcześniej sięgnąć po twórczość autorki. 



O czym jest książka? 

Cealena odbywa niezwykle ciężką karę w kopalni soli. Dziewczyna jest znaną zabójczynią.. a raczej była, bo jej dotychczasowe życie uległo nieodwracalnej zmianie, a przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Jest zakazana na dożywotnią karę i to jeden z głównych powodów, dla których się godzi na udział w turnieju na Królewskiego Obrońcę. Z powyższą propozycją wychodzi książę Dorian, który chce nieco utrzeć nosa swojemu ojcu. Tak naprawdę jest przekonany, że dziewczyna ma największe szansę na wygraną i też z całych sił jej tego życzy. Cealena nie do końca jest zadowolona ze swojego wyboru, a mianowicie nie widzi jej się służyć akurat TEMU królowi, ale kto na jej miejscu by postąpił inaczej? 

Jeśli wygra turniej, to po czterech latach służby będzie wolna. Jeśli przegra - wraca do kopalni. Wybór jest prosty, ale zadanie już niekoniecznie. Czeka ją ciężka droga, zwłaszcza, że oprócz ciężkim próbom będzie musiała stawić czoła również nieprzychylnym jej osobom. 




Moim zdaniem: 

Muszę przyznać, że ja jestem na TAK. Bałam się początkowo, że książka nie przypadnie mi do gustu, a to dlatego, że duuuużo się o niej nasłuchałam i naczytałam opinii i pomyślałam, że pewnie nastawię się na niewiadomo co, a okażę się byle czym. Na szczęście mogę Was zapewnić, że tak nie było. Oczywiście pierwszy tom można by nazwać takim wprowadzeniem, choć nie brakuje tu akcji i wielu zaskoczeń, to jednak jestem pewna, że w kolejnych tomach szczękę będę zbierała z podłogi. Przeczuwam, że to może być naprawdę świetna seria młodzieżowej fantastyki. Czytając Szklany Tron byłam tak zafascynowana jak Buntowniczką z Pustyni i choć to nieco inne klimaty, to takie właśnie powieści fantastyczne z chęcią będę czytała. Nie do końca chyba mi po drodze z typową fantastyką dla starszych czytelników, bo to po prostu nie moje klimaty, aczkolwiek Grę o Tron uwielbiam, ale nie wiem czy byłabym nią tak zafascynowana, gdybym najpierw sięgnęła po książki, nie oglądając serialu. Podejrzewam, że pewnie gubiłabym się w bohaterach! 

Wróćmy, jednak do Szklanego Tronu. Cealena jest bohaterką, którą zdecydowanie da się lubić i to od pierwszych kartek. Jest typową buntowniczką i taką dziewczyną, przy której zdecydowanie będziesz czuł/a się bezpiecznie! Oczywiście nie wyobrażajcie sobie tutaj herod-baby, bo to zupełnie nie taka osoba! Cealena, mam wrażenie, to bohaterka do tańca i różańca, można by z nią konie kraść! 

Wydarzenia w książce również były ciekawe, ciągle coś się działo i nie było tam miejsca na nudę. Bohaterowie barwni, można powiedzieć, że na każdego temat mogliśmy sobie wyrobić zdanie, a przynajmniej stwierdzić czy go lubimy czy nie, w zależności czy byliśmy w obozie Zabójczyni czy przeciwko niej ;)

Podobała mi się postać Księcia oraz Kapitana. Trzeba im przyznać, że mimo iż oboje mieli pewną słabość do Cealeny, to nie brakowało im ciętych ripost i humorku, który zdecydowanie przypadł mi do gustu. Nie było tutaj miejsca na cukierkowe i słodkie do porzygu miłostki. 

No cóż tu dużo mówić.. Szklany Tron okazał się naprawdę przyjemną i zaskakującą lekturą. Myślę, że prędko sięgnę po drugi tom, aby przekonać się jakie losy czekają naszą Zabójczynie. Seria cieszy się niezwykłą popularnością, więc mogę się spodziewać, że kolejne tomy będą tylko lepsze! 

Czytaliście już Szklany Tron? Może macie już też za sobą Dwory i możecie się wypowiedzieć, która seria bardziej przypadła Wam do gustu? Chętnie poczytam Wasze opinie! 

Miłego wieczoru! ;)