Ariana dla WS | Blogger | X X

czwartek, 21 lutego 2019

Piękno, które pozostanie - Ashley Woodfolk

Może niektórzy z Was wiedzą, że uwielbiam książki, które niosą ze sobą jakiś przekaz, które oprócz dania mi rozrywki czy pewnego rodzaju relaksu, dadzą mi również emocje, dzięki którym nie zapomnę ich tak łatwo. Wiadomo, że nie każda książka ma na celu wzbudzanie emocji takich jak smutek i współczucie, bo przecież są też takie, które na celu mają rozbawienie nas i tyle, a jeszcze inne służą wywołaniu strachu. Każda z książek niesie ze sobą inny cel. 




"Piękno, które pozostanie" to książka, która zapadnie mi w pamięć na dłużej. Jest to powieść młodzieżowa, która pokazuje jak sobie radzić z bólem po stracie bliskiej osoby. Nie każdy z Was stracił kogoś bliskiego, choć kiedyś wydawało mi się to nieprawdopodobne, ale im więcej osób poznaję, tym widzę, że bardziej dziwne jest stracić kogoś bliskiego niż go nie stracić. Wokół mnie jest mnóstwo osób, które mają szczęśliwych rodziców i całą rodzinę. U mnie tego nie ma i to już od kilkunastu lat. W lipcu minie piętnaście lat od śmierci mojej mamy. Nieprawdopodobne, co? Dla mnie nieprawdopodobne jest to, że tyle z Was wciąż ma swoich rodziców i oczywiście nie mówię tego z zazdrością i nie życzę nikomu źle, ale kiedy tracisz najważniejszą osobę w tak młodym wieku, to z czasem wydaję Ci się to takie jakby.. normalne. Nie wiem jak to dobrze wyjaśnić, ale po prostu ciężko jest mi uwierzyć, że padło akurat na mnie, chociaż staram się nie myśleć "dlaczego ja" czy "dlaczego moja mama a nie np. pani Zosia/Kasia czy Magda", nie o to przecież w tym chodzi. 
Po prostu ciężko jest się pogodzić z utratą kogoś bliskiego. Jednego dnia z nim/nią rozmawiasz, a drugiego dnia, albo nawet w przeciągu kilku sekund tej osoby już nie ma. Zostaje tylko pustka, ogromna, czarna dziura, która próbuje Cię pochłonąć. Żalu i smutku nie ma końca, ale też i złości czy wyrzutów sumienia. Ja przeszłam chyba wszystkie te etapy, choć byłam bardzo młoda i nie miałam z kim o tym porozmawiać, z kim przedyskutować moje uczucia i w ogóle to co się stało. Mam wrażenie, że wszystko to było tematem TABU i w pewnym sensie jest do tej pory. Być może, dlatego nie miałam komu powiedzieć, że czuję się odpowiedzialna, że gdyby tego dnia moja mama zgodziła się położyć do szpitala, to może wszystko byłoby zupełnie inaczej. Może wciąż by żyła i mogła cieszyć się ze mną moimi sukcesami? Ale ona uparła się, że wróci ze mną do domu, że musi się mną zająć, chociaż zapewniałyśmy ją z babcią, że mogę u niej zostać i nic mi nie będzie. 





Śmieszne jest to, że człowiek może nie pamiętać wydarzeń sprzed kilku dni, a pamięta te sprzed kilkunastu lat, chociaż pewnie to sprawa ładunku emocjonalnego jaki ze sobą niosą dane wspomnienia. Jedni wypierają traumatyczne wydarzenia, inni przyjmują do wiadomości i próbują jakoś sobie radzić. Mówi się, że nasz mózg chroni nas przed informacjami, których nie bylibyśmy w stanie znieść, dlatego np. kobieta, która dowiaduje się o śmierci męża, całkowicie ten fakt z głowy wyrzuca i przygotowuje mu kolację, zachowuję się jakby nic się nie wydarzyło. To zaprzeczenie, które nasz mózg stosuje w sytuacjach silnego stresu, podobno. Ja tak nie miałam. Można powiedzieć, że oprócz okropnego płaczu, który ktoś określiłby krzykiem mordowanego zwierzęcia, przyjęłam to stosunkowo dobrze jak na tak młodą istotę. Miałam dziesięć lat, kiedy moja mama zmarła, całkowicie przypadkowo. Kiedy myślę o tym, że za dwa lata mój chrześniak będzie w tym wieku, to coś mnie skręca, a to dlatego, że wydaję mi się taki kruchy, taki.. młodszy niż ja byłam. Nie wiem jak mogłam sobie z tym poradzić, serio. Tym bardziej, że nikt ze mną tego nie przepracował. 

Do tej pory miewam sny, tak jak jedna z bohaterek powieści, w których moja mama wraca do mnie i znów możemy być razem. W tym śnie zazwyczaj okazuję się, że była na jakiejś wycieczce, raz nawet śniło mi się, że była w więzieniu. Nieważne gdzie była, ważne jest, że wróciła i wiecie jakie przepełnia mnie szczęście? Pewnie nie wiecie, ale nie życzę nikomu tego bólu tuż po przebudzeniu, kiedy zdaję sobie sprawę, że to tylko sen. Z jednej strony radość, że możesz zobaczyć najbliższą Ci osobę chociaż we śnie, a z drugiej ten rozdzierający ból, kiedy to wszystko okazuję się złudzeniem. 

Teraz mogę mówić o tym swobodniej, aczkolwiek ten ból i pustka wciąż we mnie są. To nie zniknie już nigdy, choć może być mniej odczuwalne. Bardziej od tego boli fakt, że już nie pamiętam jej głosu, czasami nie mogę sobie wyobrazić jak wyglądała, nie mam jej twarzy przed oczami wyobraźni i to powoduje we mnie panikę, ale z czasem i do tego da się przyzwyczaić. W końcu trzeba jakoś żyć, strata nie może każdego dnia powodować w nas rozpaczy, bo nie zostanie w nas już nic. 

                                                                 * * * 

"Piękno, które pozostanie" to książka z wielkim ładunkiem emocjonalnym. To historia trzech osób, których łączy muzyka, ale w pewnym sensie również strata bliskiej osoby, choć początkowo nawet nie wiedzą, że każdemu z nich coś takiego się przytrafiło. 

Shay straciła siostrę bliźniaczkę. Autumn swoją najlepszą przyjaciółkę. Logan swojego byłego chłopaka. 

Każdy z nich próbuje w jakiś sposób żyć dalej po stracie bliskich, ale nie jest to łatwe. Czeka ich mnóstwo potknięć i przykrości, ale czy się poddadzą? 

Czują pustkę, której nie powinni odczuwać w tak młodym wieku. Powinni być szczęśliwi i mieć swoich bliskich wokół siebie. Tym bardziej nie powinni się obwiniać o coś co nie było ich winą, ale... przecież tak łatwo jest siebie krytykować. 

Jedynym wytchnieniem pewnego rodzaju jest muzyka, zwłaszcza zespół, który niestety się rozpadł, ale ich piosenki dają ukojenie wielu osobom. Z tym zespołem również wiążę się historia, o której wiedzą nieliczni. 


Moim zdaniem: 

Mam wrażenie, że książkę docenią osoby, które również kogoś straciły i być może nie umiały sobie z tym poradzić. Zresztą, nieważne czy umiały czy nie, ale fakt, że wiedzą jakie to uczucie. Ta książka zawiera w sobie dużo smutku, ale też w pewnym sensie podnosi na duchu. Z jednej strony wywołuje w nas ogromne współczucie i jest taka dosyć melancholijna, a z drugiej daje nadzieje na lepsze jutro, pokazuje, że warto podzielić się z kimś naszym smutkiem. 

W przypadkach śmierci bliskiej osoby często nie mamy z kim o tym porozmawiać, tłumimy cały ból i rozpacz w sobie, ale ona w końcu prowadzi nas do autodestrukcji. Tak ważne jest, żeby rozmawiać, nawet jeśli ma to się zdarzyć dopiero po kilku latach tak jak to było u mnie. W końcu powiedziałam komuś, że jest we mnie trochę winy, że nie zadzwoniłam po pogotowie szybciej, że moja mama nie została w szpitalu, kiedy namawiali ją do tego lekarze. Ta osoba powiedziała mi: NIE JESTEŚ TEMU WINNA. NIE OBWINIAJ SIĘ. TO NIE TWOJA WINA. NIE MOGŁAŚ WIEDZIEĆ. I wiecie, co? Te słowa podziałały. Nie nagle, nie w tym samym momencie, ale zaczęłam to rozpracowywać, powtarzać sobie i w końcu w to uwierzyłam. Nie mogę zmienić biegu wydarzeń i nie zrobiłam celowo nic co by pogorszyło stan mojej mamy. Nie mogłam wiedzieć co się wydarzy i nie mogłam zareagować szybciej, bo byłam tylko dziesięcioletnim dzieckiem, przerażonym dzieckiem. 

To samo chciałam powiedzieć tym trzem bohaterom książki, którzy w pewien sposób się obwiniali. To nie jest Wasza wina. Autorka sprawiła, że poczułam więź z bohaterami i ogromnie im kibicowałam. Naprawdę chciałam, żeby im się powiodło, żeby ich życie znów nabrało sensu i żeby udało im się funkcjonować bez osób, które stracili. Nie tylko funkcjonować, ale żyć w pełni, nawet jeśli często wydaję nam się, że nie powinniśmy już być szczęśliwi, że nie powinniśmy się uśmiechać. 
To nie prawda. Jestem pewna, że te osoby, które straciliśmy, chciałyby, żebyśmy byli szczęśliwi, a nie za nimi rozpaczali. Jestem pewna, że moja mama byłaby ze mnie dumna, nawet jeśli ja nie do końca z siebie jestem. 

Uważam, że jest to książka, którą młodzież powinna przeczytać, choćby dlatego, aby umieć postąpić w sytuacji, kiedy to nasi przyjaciele stracą kogoś bliskiego. Trzeba umieć być wsparciem dla drugiego człowieka, a to często wymaga wiele nauki. "Piękno, które pozostaje" pokazuje nam również jak nauczyć się samoakceptacji - Logan, który jest gejem, nie miał pojęcia o swojej odmiennej orientacji, dopóki Bram go nie pocałował. Nie wiedział, że kręcą go mężczyźni i po zerwaniu z chłopakiem, tak naprawdę to do niego dociera i zaczyna akceptować ten stan rzeczy. 

Wiecie jak określiłam tę książkę tuż po jej skończeniu? 
PIĘKNA. I z tym słowem Was pozostawię, a Wy zdecydujecie czy chcecie po nią sięgnąć czy nie. Nie namawiam, aczkolwiek mam ochotę wcisnąć ją w rękę każdej napotkanej osoby i zmusić do czytania i przemyśleń, ale no cóż.. lepiej, aby ktoś sięgnął po nią z własnej, nieprzymuszonej woli. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz