Ariana dla WS | Blogger | X X

wtorek, 26 lutego 2019

Król bez skrupułów - Meghan March

Hej Kochani, dzisiaj przychodzę do Was z czymś całkiem innym. Mam wrażenie, że już dosyć dawno nie było na blogu recenzji erotyku, więc oto i ona! Powiem Wam szczerze, że nie jest to gatunek, który darzę jakąś wyjątkową sympatią, ale to chyba dlatego, że rzadko trafiam na dobry erotyk, taki który mimo wszystko nie będzie niesmaczny. Wiadomo, że główny motyw większości erotyków, to brutalny mężczyzna i kobieta, która go odmienia, albo coś w tym rodzaju, ale wydaję mi się, że można napisać to ze smakiem, mimo tej całej brutalności. Myślę, że tej autorce się to udało. Przejdźmy do fabuły. 

O czym jest książka? 




Keira Kilgore jest rudowłosą właścicielką destylarni. Jej charakter i temperament jest dokładnie taki jak kolor jej włosów - ognisty. Ciężko ją przestraszyć, a przynajmniej takie chce sprawiać wrażenie. Oprócz tego lubi stawiać na swoim i mam wrażenie, że ciężko ją złamać. Destylarnia jest jej dziedzictwem i ogromnie jej zależy, by przetrwała jak najdłużej, niestety jest to dosyć ciężkie zadanie, bo firma jest zadłużona i to konkretnie. 

Któregoś dnia w jej biurze zjawia się człowiek - legenda. Bardzo niebezpieczny typ, który trzyma w garści cały Nowy Orlean i Keira była pewna, że tak naprawdę to tylko legenda, że on nie istnieje naprawdę. Aż do czasu.. 

Lachlan Mount uświadamia Keirę, że jej zmarły mąż zadłużył się u niego na pół miliona i teraz to ona jest odpowiedzialna za spłatę. Mężczyzna oferuje jej układ - albo Keira go spłaci w tydzień, albo odda mu siebie w zamian za anulowanie długu. Kobieta miałaby oddać się dobrowolnie, aż do czasu kiedy Mount uzna dług za spłacony. 

Choć pomysł nie podoba jej się ani trochę, wygląda na to, że będzie zmuszona się zgodzić. Mount żąda od niej całkowitego poddania - wszystko co ma zamiar z nią robić, ma być dobrowolne, aczkolwiek tak czy siak przypomina to zmuszanie i tak naprawdę nie ma tu nic z dobrowolności. Keira nie ma zamiaru mu się poddać. Jak, więc ten układ miałby wyglądać? Czy kobieta jest na tyle odważna, by sprzeciwić się najgroźniejszemu człowiekowi w mieście? 



Moim zdaniem: 

Przyznam szczerze, że to naprawdę jeden z lepszych erotyków jakie czytałam. Co prawda moja skala nie jest mocno rozszerzona, bo wiele ich nie przeczytałam, ale ten naprawdę mi się spodobał. 

Początkowo myślałam, że będzie ciężko, bo erotyki to jednak nie moja działka i nie bardzo wiem czym się odznacza dobry od tego złego. Postanowiłam, jednak nie nastawiać się w żaden sposób - po prostu czytać. Było naprawdę przyjemnie, a to głównie temu, że w końcu w książce o seksie nie było słowa "wypieprzyć". No, przepraszam, ale to słowo mnie po prostu bardzo irytowało i nie wiem dlaczego osoby odpowiedzialne za tłumaczenie używają takiego słowa. Chodzi mi o zdanie, np. "Chcę cię wypieprzyć" - nie sądzicie, że to brzmi źle? Lepiej już byłoby: "Chcę cię pieprzyć" albo coś bardziej w tym kierunku, ale nie wypieprzyć! Może to głupie, ale to słowo naprawdę mnie irytuje i cieszę się, że w tej książce nie było go ani razu. 

Końcówka mnie zszokowała na tyle, że chciałabym mieć od razu drugi tom! Niestety pewnie będę zmuszona trochę poczekać, zważając, że premiera pierwszego była w tym miesiącu. 

Bohaterowie, moim zdaniem, też byli dobrze wykreowani, nie czułam w sumie ani razu niesmaku czy obrzydzenia, nawet mimo tego, że Mount bywał brutalny, to miałam wrażenie, że Keira go nieco łagodziła. Wydaję mi się, że drugi tom może być naprawdę bardzo ciekawy i pewnie bardziej szokujący, tym bardziej, że autorka zostawiła nas w takim momencie, że większość czytelników będzie wyczekiwała kolejnej części z niecierpliwością. Cieszę się, że Keira nie była jakaś ułomna ani głupiutka, można powiedzieć, że była przedstawiona bardzo realnie. Wiadomo, że mało kto chciałby być w takim układzie, ale skoro nie masz wyjścia, to musisz się zgodzić. Myślę, że ja bałabym się tak sprzeciwiać jak ona, ale właśnie to było w niej dobre i ciekawe. Na pewno nie była nijaka. 

Co tu dużo mówić? Jeśli chodzi o kategorię - erotyk, ten uważam za bardzo przyjemną lekturę. Ciekawa jestem co wydarzy się dalej. 

Lubicie erotyki? Jaki był najlepszy przeczytany do tej pory? 

niedziela, 24 lutego 2019

W imię dziecka - Ian McEwan

"W imię dziecka" to książka, co do której miałam wiele oczekiwań. Bardzo zainteresował mnie opis fabuły i poruszony w niej problem, więc postanowiłam po nią sięgnąć. Mianowicie, chodziło o transfuzje krwi dla niepełnoletniego świadka Jehowy. Chłopak odmówił przyjęcia krwi, jego rodzice również byli przeciwko, aczkolwiek z racji, że był niepełnoletni, szpital skierował jego sprawę do sądu, prosząc o szybką decyzję. Adam potrzebował krwi bardzo szybko, w innym wypadku powoli jego ciało odmawiałoby posłuszeństwa, jego ostatnie chwile miały mu przynieść ogrom bólu i sędzia - Fiona, miała wrażenie, że chłopak nie do końca sobie zdaje sytuacje z powagi problemu.



To jedna z wielu spraw jakie ma do rozstrzygnięcia Fiona, aczkolwiek można powiedzieć, że najbardziej na nią wpłynęła. Oprócz tego w jej życiu prywatnym, również nie jest kolorowo. Jej mąż stwierdził, że powinni dać sobie więcej swobody i z racji, że dochodzi między nimi do zbliżeń, to on chciałby móc uprawiać seks z innymi kobietami za pozwoleniem Fiony. Łatwo się domyślić, że Fiona nie przyjęła tego dobrze. 

Czy Fiona powinna zaakceptować decyzję młodego człowieka czy może mimo wszystko zezwolić na transfuzję? 

Moim zdaniem: 

Książka mnie zawiodła. 
Spodziewałam się rozłożenia tego problemu na części pierwsze, skupienia się głównie na tej sprawie, a mam wrażenie, że tak naprawdę została opisana pokrótce, tak jak reszta spraw Fiony. 

Książkę mogę podzielić na dwie części - jedna mnie mocno zaciekawiła i autor w pewnym sensie mnie oczarował swoim stylem pisania, a po ogłoszeniu werdyktu książka mnie już nudziła i jakoś nie mogłam znowu się w nią wciągnąć. Co prawda dużo tej nudy nie było, bo powieść nie jest obszerna, ale nie do końca dostałam to czego chciałam. 

Autor mógł skupić się bardziej na tym wątku, skoro opis z tyłu książki porusza tę sprawę. Czytelnik nastawia się na coś innego, a dostaje coś innego. 

Myślę, że gdybym wzięła tę książkę w ciemno i nie sugerowała się opisem, to pewnie by mi się bardzo spodobała, zwłaszcza, że autor swoim stylem pisania przypominał mi nieco Erica Emmanuela Shmitta. Podejrzewam, że nie każdemu czytelnikowi spodoba się ten styl i niektórym być może ciężko będzie przebrnąć przez tę książkę. 

Sama bohaterka wydawała się intrygującą osobą, aczkolwiek nieco mnie zaskoczyła swoim zachowaniem względem chłopaka, czyli totalnym ignorowaniem. Przyznam, że każdy z bohaterów był nieco specyficzny, taki troszkę inny, ale nie działało to mocno na niekorzyść, po prostu ciężko było mi znaleźć swojego ulubieńca. 

Końcówka uratowała trochę moją opinię o książce, bo nie spodziewałam się takiego zabiegu. Myślałam, że zostanie ona utrzymana w miarę spokojnym tempie i nie wydarzy się tam nic spektakularnego po ogłoszonym werdykcie, który był punktem kulminacyjnym. 

Podsumowanie: 

Nie jest to całkowicie zła książka, bo do połowy naprawdę mnie ciekawiła, intrygowała i mocno poruszyła. Postawiłam się w roli lekarzy, potem w roli sędzi, pacjenta i jego rodziców. Ciężko decydować o czymś takim, z drugiej strony będąc tym chłopakiem nie mogłabym zrezygnować z życia w tak młodym wieku, aczkolwiek ciężko powiedzieć co bym zrobiła, bo dużo zależy od tego co nam wpajają rodzice przez całe życie. 

Ja się zawiodłam, dlatego, że moim zdaniem za mało było powiedziane o całej tej sytuacji, autor mógł poświęcić więcej uwagi dla tej sprawy, przez co stałaby się ona wyraźnie najważniejszym "wydarzeniem" tej powieści. 

Całość na pewno zostanie mi w głowie na dłużej z racji, że to trudny temat, ale też z powodu postawy sędzi oraz chłopaka. No i przede wszystkim z racji zakończenia. 

Czy polecam? Chyba się wstrzymam, aczkolwiek jestem ciekawa opinii osób, które po nią sięgnęły. Ja jej nie skreślam całkowicie, można powiedzieć, że jestem nastawiona tak pół na pół. 


czwartek, 21 lutego 2019

Piękno, które pozostanie - Ashley Woodfolk

Może niektórzy z Was wiedzą, że uwielbiam książki, które niosą ze sobą jakiś przekaz, które oprócz dania mi rozrywki czy pewnego rodzaju relaksu, dadzą mi również emocje, dzięki którym nie zapomnę ich tak łatwo. Wiadomo, że nie każda książka ma na celu wzbudzanie emocji takich jak smutek i współczucie, bo przecież są też takie, które na celu mają rozbawienie nas i tyle, a jeszcze inne służą wywołaniu strachu. Każda z książek niesie ze sobą inny cel. 




"Piękno, które pozostanie" to książka, która zapadnie mi w pamięć na dłużej. Jest to powieść młodzieżowa, która pokazuje jak sobie radzić z bólem po stracie bliskiej osoby. Nie każdy z Was stracił kogoś bliskiego, choć kiedyś wydawało mi się to nieprawdopodobne, ale im więcej osób poznaję, tym widzę, że bardziej dziwne jest stracić kogoś bliskiego niż go nie stracić. Wokół mnie jest mnóstwo osób, które mają szczęśliwych rodziców i całą rodzinę. U mnie tego nie ma i to już od kilkunastu lat. W lipcu minie piętnaście lat od śmierci mojej mamy. Nieprawdopodobne, co? Dla mnie nieprawdopodobne jest to, że tyle z Was wciąż ma swoich rodziców i oczywiście nie mówię tego z zazdrością i nie życzę nikomu źle, ale kiedy tracisz najważniejszą osobę w tak młodym wieku, to z czasem wydaję Ci się to takie jakby.. normalne. Nie wiem jak to dobrze wyjaśnić, ale po prostu ciężko jest mi uwierzyć, że padło akurat na mnie, chociaż staram się nie myśleć "dlaczego ja" czy "dlaczego moja mama a nie np. pani Zosia/Kasia czy Magda", nie o to przecież w tym chodzi. 
Po prostu ciężko jest się pogodzić z utratą kogoś bliskiego. Jednego dnia z nim/nią rozmawiasz, a drugiego dnia, albo nawet w przeciągu kilku sekund tej osoby już nie ma. Zostaje tylko pustka, ogromna, czarna dziura, która próbuje Cię pochłonąć. Żalu i smutku nie ma końca, ale też i złości czy wyrzutów sumienia. Ja przeszłam chyba wszystkie te etapy, choć byłam bardzo młoda i nie miałam z kim o tym porozmawiać, z kim przedyskutować moje uczucia i w ogóle to co się stało. Mam wrażenie, że wszystko to było tematem TABU i w pewnym sensie jest do tej pory. Być może, dlatego nie miałam komu powiedzieć, że czuję się odpowiedzialna, że gdyby tego dnia moja mama zgodziła się położyć do szpitala, to może wszystko byłoby zupełnie inaczej. Może wciąż by żyła i mogła cieszyć się ze mną moimi sukcesami? Ale ona uparła się, że wróci ze mną do domu, że musi się mną zająć, chociaż zapewniałyśmy ją z babcią, że mogę u niej zostać i nic mi nie będzie. 





Śmieszne jest to, że człowiek może nie pamiętać wydarzeń sprzed kilku dni, a pamięta te sprzed kilkunastu lat, chociaż pewnie to sprawa ładunku emocjonalnego jaki ze sobą niosą dane wspomnienia. Jedni wypierają traumatyczne wydarzenia, inni przyjmują do wiadomości i próbują jakoś sobie radzić. Mówi się, że nasz mózg chroni nas przed informacjami, których nie bylibyśmy w stanie znieść, dlatego np. kobieta, która dowiaduje się o śmierci męża, całkowicie ten fakt z głowy wyrzuca i przygotowuje mu kolację, zachowuję się jakby nic się nie wydarzyło. To zaprzeczenie, które nasz mózg stosuje w sytuacjach silnego stresu, podobno. Ja tak nie miałam. Można powiedzieć, że oprócz okropnego płaczu, który ktoś określiłby krzykiem mordowanego zwierzęcia, przyjęłam to stosunkowo dobrze jak na tak młodą istotę. Miałam dziesięć lat, kiedy moja mama zmarła, całkowicie przypadkowo. Kiedy myślę o tym, że za dwa lata mój chrześniak będzie w tym wieku, to coś mnie skręca, a to dlatego, że wydaję mi się taki kruchy, taki.. młodszy niż ja byłam. Nie wiem jak mogłam sobie z tym poradzić, serio. Tym bardziej, że nikt ze mną tego nie przepracował. 

Do tej pory miewam sny, tak jak jedna z bohaterek powieści, w których moja mama wraca do mnie i znów możemy być razem. W tym śnie zazwyczaj okazuję się, że była na jakiejś wycieczce, raz nawet śniło mi się, że była w więzieniu. Nieważne gdzie była, ważne jest, że wróciła i wiecie jakie przepełnia mnie szczęście? Pewnie nie wiecie, ale nie życzę nikomu tego bólu tuż po przebudzeniu, kiedy zdaję sobie sprawę, że to tylko sen. Z jednej strony radość, że możesz zobaczyć najbliższą Ci osobę chociaż we śnie, a z drugiej ten rozdzierający ból, kiedy to wszystko okazuję się złudzeniem. 

Teraz mogę mówić o tym swobodniej, aczkolwiek ten ból i pustka wciąż we mnie są. To nie zniknie już nigdy, choć może być mniej odczuwalne. Bardziej od tego boli fakt, że już nie pamiętam jej głosu, czasami nie mogę sobie wyobrazić jak wyglądała, nie mam jej twarzy przed oczami wyobraźni i to powoduje we mnie panikę, ale z czasem i do tego da się przyzwyczaić. W końcu trzeba jakoś żyć, strata nie może każdego dnia powodować w nas rozpaczy, bo nie zostanie w nas już nic. 

                                                                 * * * 

"Piękno, które pozostanie" to książka z wielkim ładunkiem emocjonalnym. To historia trzech osób, których łączy muzyka, ale w pewnym sensie również strata bliskiej osoby, choć początkowo nawet nie wiedzą, że każdemu z nich coś takiego się przytrafiło. 

Shay straciła siostrę bliźniaczkę. Autumn swoją najlepszą przyjaciółkę. Logan swojego byłego chłopaka. 

Każdy z nich próbuje w jakiś sposób żyć dalej po stracie bliskich, ale nie jest to łatwe. Czeka ich mnóstwo potknięć i przykrości, ale czy się poddadzą? 

Czują pustkę, której nie powinni odczuwać w tak młodym wieku. Powinni być szczęśliwi i mieć swoich bliskich wokół siebie. Tym bardziej nie powinni się obwiniać o coś co nie było ich winą, ale... przecież tak łatwo jest siebie krytykować. 

Jedynym wytchnieniem pewnego rodzaju jest muzyka, zwłaszcza zespół, który niestety się rozpadł, ale ich piosenki dają ukojenie wielu osobom. Z tym zespołem również wiążę się historia, o której wiedzą nieliczni. 


Moim zdaniem: 

Mam wrażenie, że książkę docenią osoby, które również kogoś straciły i być może nie umiały sobie z tym poradzić. Zresztą, nieważne czy umiały czy nie, ale fakt, że wiedzą jakie to uczucie. Ta książka zawiera w sobie dużo smutku, ale też w pewnym sensie podnosi na duchu. Z jednej strony wywołuje w nas ogromne współczucie i jest taka dosyć melancholijna, a z drugiej daje nadzieje na lepsze jutro, pokazuje, że warto podzielić się z kimś naszym smutkiem. 

W przypadkach śmierci bliskiej osoby często nie mamy z kim o tym porozmawiać, tłumimy cały ból i rozpacz w sobie, ale ona w końcu prowadzi nas do autodestrukcji. Tak ważne jest, żeby rozmawiać, nawet jeśli ma to się zdarzyć dopiero po kilku latach tak jak to było u mnie. W końcu powiedziałam komuś, że jest we mnie trochę winy, że nie zadzwoniłam po pogotowie szybciej, że moja mama nie została w szpitalu, kiedy namawiali ją do tego lekarze. Ta osoba powiedziała mi: NIE JESTEŚ TEMU WINNA. NIE OBWINIAJ SIĘ. TO NIE TWOJA WINA. NIE MOGŁAŚ WIEDZIEĆ. I wiecie, co? Te słowa podziałały. Nie nagle, nie w tym samym momencie, ale zaczęłam to rozpracowywać, powtarzać sobie i w końcu w to uwierzyłam. Nie mogę zmienić biegu wydarzeń i nie zrobiłam celowo nic co by pogorszyło stan mojej mamy. Nie mogłam wiedzieć co się wydarzy i nie mogłam zareagować szybciej, bo byłam tylko dziesięcioletnim dzieckiem, przerażonym dzieckiem. 

To samo chciałam powiedzieć tym trzem bohaterom książki, którzy w pewien sposób się obwiniali. To nie jest Wasza wina. Autorka sprawiła, że poczułam więź z bohaterami i ogromnie im kibicowałam. Naprawdę chciałam, żeby im się powiodło, żeby ich życie znów nabrało sensu i żeby udało im się funkcjonować bez osób, które stracili. Nie tylko funkcjonować, ale żyć w pełni, nawet jeśli często wydaję nam się, że nie powinniśmy już być szczęśliwi, że nie powinniśmy się uśmiechać. 
To nie prawda. Jestem pewna, że te osoby, które straciliśmy, chciałyby, żebyśmy byli szczęśliwi, a nie za nimi rozpaczali. Jestem pewna, że moja mama byłaby ze mnie dumna, nawet jeśli ja nie do końca z siebie jestem. 

Uważam, że jest to książka, którą młodzież powinna przeczytać, choćby dlatego, aby umieć postąpić w sytuacji, kiedy to nasi przyjaciele stracą kogoś bliskiego. Trzeba umieć być wsparciem dla drugiego człowieka, a to często wymaga wiele nauki. "Piękno, które pozostaje" pokazuje nam również jak nauczyć się samoakceptacji - Logan, który jest gejem, nie miał pojęcia o swojej odmiennej orientacji, dopóki Bram go nie pocałował. Nie wiedział, że kręcą go mężczyźni i po zerwaniu z chłopakiem, tak naprawdę to do niego dociera i zaczyna akceptować ten stan rzeczy. 

Wiecie jak określiłam tę książkę tuż po jej skończeniu? 
PIĘKNA. I z tym słowem Was pozostawię, a Wy zdecydujecie czy chcecie po nią sięgnąć czy nie. Nie namawiam, aczkolwiek mam ochotę wcisnąć ją w rękę każdej napotkanej osoby i zmusić do czytania i przemyśleń, ale no cóż.. lepiej, aby ktoś sięgnął po nią z własnej, nieprzymuszonej woli. 

poniedziałek, 18 lutego 2019

Kroniki Jaaru. Tajemne imię - Adam Faber

Hej Kochani :) 

Może część już z Was wie, że Kroniki Jaaru zdecydowanie przypadły mi do gustu, a to dlatego, że świat przedstawiony przez Adama Fabera w pierwszym tomie przypominał mi świat Harry'ego Pottera, który uwielbiam. Z każdym kolejnym tomem nie zwracałam już uwagi na podobieństwa, bo po prostu pochłonął mnie Jaar. To świetnie wykreowany świat, z ciekawymi postaciami i dużą dawką magii. Seria jest ściśle ze sobą powiązana, dlatego należy czytać każdy tom po kolei. Jeśli jeszcze nie jesteście zaznajomieni z Jaarem, zapraszam do zapoznania się z recenzjami na moim blogu :) 
Mam nadzieję, że ten świat spodoba się Wam tak bardzo jak mi. 




"Tajemne imię" to już czwarty tom Kronik Jaaru. Kate Hallander jest wciąż w Tir-Na-Nog i powoli zaczyna odkrywać tajemnice tej krainy. Niektóre odkrywa sama, innymi dzieli się z nią sama królowa, która z jakiegoś powodu zdaje się być mocno zainteresowana dziewczyną. Oczywiście nie ciężko zgadnąć o co chodzi, ale Kate wciąż nie do końca rozumie w jakim celu królowej potrzebny jest kamień, który znajduję się  w jej ciele. 

Niestety Strażnicy do tej pory nie doszli do porozumienia i wciąż są rozdzieleni. Nie służy to korzystnie ich misji, ale nie bardzo wiedzą jaki krok powinni wykonać, by wszystko wróciło do normy. Można powiedzieć, że nastąpił rozłam wszystkich relacji jakie miały miejsce w poprzednich tomach. Nic już nie jest takie samo i ten tom był nieco mroczniejszy. 

Wszystko wskazuje na to, że fery z obu krain w końcu będą musiały stanąć do walki. 

Z kolei Mel odkrywa w sobie pokłady mocy, o których nigdy by siebie nie podejrzewała. Niestety jej życie nie przebiega w sposób w jaki by chciała. Jej moc stanie się jej przekleństwem. 

A do sklepu Selene zawita tajemniczy mag. Dlaczego nagle zjawił się w Londynie? Czy kierują nim dobre zamiary czy może wręcz przeciwnie? 

Komu można ufać? 




Moim zdaniem: 

Ta część była zdecydowanie bardziej mroczna, bardziej przykra i taka.. brutalniejsza? Pierwszy tom byłam gotowa podarować mojemu siedmioletniemu chrześniakowi (jeszcze tego nie zrobiłam, bo bałam się, że będzie prosił o drugi i kolejne, które nie do końca są odpowiednie dla dzieci w jego wieku), ale kolejne są skierowane do starszych czytelników. Myślę, że wiek licealny byłby tutaj odpowiedni. Jaar to niesamowita kraina, która momentami kusi swoim pięknem, ale innym razem straszy tymi mroczniejszymi elementami. 

Kate Hallander może Wam przypominać nieco Harry'ego Pottera, a to dlatego, że jest osobą, którą imają się problemy i różnego rodzaju tarapaty, chociaż również z tego względu, że jakby nie patrzeć, to jest ona główną postacią tych serii. Są momenty kiedy jej czyny bywają dla mnie niezrozumiałe, przyznam, że nie jest taką moją faworytką, choć ze wszystkich Strażników, to ją najbardziej lubię i Jonahtana. Zdecydowanie, jednak nie wiedzieć czemu, najbardziej lubię Fiona. Mam wrażenie, że to taki najporządniejszy fer i taki, który nie ma złych zamiarów ani nie zdobyłby się na żaden podstęp. 

Zdecydowanie w tej części górę grał mrok i różnego rodzaju kłótnie czy po prostu wrogie nastawienie. Pierwszy tom to było takie, można powiedzieć, łagodne wprowadzenie, tutaj już zdecydowanie działo się wiele! Widać było, że bohaterowie są już nieco bardziej zaznajomieni ze swoją mocą i lepiej potrafią się odnaleźć w świecie magii. 

Tym razem na szali będzie życie ferów i całego Jaaru. Czy ta walka naprawdę ma sens? 

Ciężko jest mi ocenić ten tom na zasadzie czy podobał mi się bardziej od poprzednich czy nie. Myślę, że trzy pierwsze na pewno pochłonęłam z większymi wypiekami niż tom czwarty, ale to być może temu, że tutaj przeszkadzała mi ta niezgoda na każdym kroku. Miałam wrażenie, że od całego świata bije wrogość i już nic nie będzie takie samo. W takim wypadku zdecydowanie wolę tom pierwszy, kiedy wszystko jest takie niewinne - podobnie jak z Harrym jeśli chodzi np. o filmy, wolę oglądać pierwszą część, takie wprowadzenie niż część szóstą czy siódmą kiedy dzieję się już naprawdę wieeeele złego.

Mimo wszystko uważam tom za obowiązkowy, jeśli rozpoczęliście swoją przygodę z Jaarem, a jeśli nie, to koniecznie to zmieńcie! Moim zdaniem Adam Faber wykonał świetną robotę kreując ten świat i należy mu się ogromny szacunek. Teraz pozostaje czekać na przetłumaczenie książek na inne języki i może ekranizację? Z chęcią bym obejrzała!


Czytaliście? Macie w planach? 



niedziela, 17 lutego 2019

Mia i biały lew - film Gilles'a De Maistre

Czytacie swoim dzieciom do snu? Może już są w tym wieku, że sami czytają? Bez znaczenia, na które pytanie odpowiecie TAK, mam dla Was doskonałą propozycję. 



„Mia i biały lew” to trzy wersje jednej książki wydane przez wydawnictwo Media Rodzina. Możemy wybrać wersję odpowiedniejszą dla młodszych czytelników (skrócona opowieść plus zdjęcia z filmu) oraz dla tych nieco starszych.

Mia jest nieszczęśliwą dziewczynką, a to z tego powodu, że musiała się przeprowadzić z Londynu do Afryki co oznaczało dla niej utratę kontaktu z przyjaciółmi, zmianę szkoły i całkowite oderwanie się od swojego otoczenia. Mia ma ciagle żal do rodziców i można powiedzieć, że na każdym kroku im to pokazuje. 
Dziewczynka ma również starszego brata, który jednak jest tak wrażliwy i skryty, że mógłby uchodzić za młodszego od niej. Chłopiec uwielbia legendę o białym lwie i często prosi mamę by mu ją opowiedziała. Wierzy, że to nie legenda, lecz prawdziwa historia. 
Gdy któregoś dnia rodzice kupują im białe lwiątko, chłopiec jest przekonany, że to właśnie ten lew ma do wypełnienia ważną misję. Lew, choć przeznaczony był dla Mike’a bardziej stara się o względy Mii, która początkowo jest dla niego bardzo szorstka. W końcu, jednak daje za wygraną. 

Czy można zaprzyjaźnić się z lwem? Czy można ufać dzikiemu zwierzęciu? 

Moim zdaniem:

„Mia i Biały Lew” to bardzo ciepła opowieść o przyjaźni ponad podziałami, o przyjaźni tak silnej, że nic nie jest w stanie jej zniszczyć. Książka pokazuje nam jak ważna jest przyjaźń nawet jeśli występuje ona pomiędzy ludźmi i zwierzętami. 

Trzeba ją traktować, jednak z dużym przymrużeniem oka, bo wiadomo, że w życiu realnym lepiej, żeby nasze dzieci nie podchodziły do lwów, ale mam wrażenie, że tutaj bardziej należy zastanowić się nad zachowaniem Mii oraz pochylić się nad jej odwagą i poświęceniem dla lwa. Dziewczynka przeszła dużą przemianę, dzięki lwu. Okazało się, że zastąpił on jej przyjaciela z Londynu, który przestał utrzymywać z nią kontakt, co bardzo ją zraniło. Dziewczynka, mimo swojego młodego wieku i początkowej szorstkości, zdobyła się na coś bardzo szalonego, po to by ratować życie swojemu przyjacielowi. 

Jestem ogromnie ciekawa filmu, bo mam wrażenie, że jest piękny i wart obejrzenia. 

Dzięki temu, że opowieść ta została wydana na różne sposoby, mamy możliwość podarować ją młodszym czytelnikom i tym nieco starszym i każdemu z nich będzie łatwa w odbiorze. Pierwszy raz spotkałam się z takim zabiegiem i uważam to za świetne rozwiązanie. 

Moim zdaniem jest to historia warta przeczytania oczywiście dla dzieci i młodzieży. Myślę, że nadałaby się również do czytania dzieciom przed snem. Wiadomo, że dla mnie, jako starszej czytelniczki, to była raczej bajeczka na niecałą godzinkę, ale myślę, że spodoba się ona młodszym. Mam zamiar podrzucić ją mojemu chrześniakowi i dam Wam znać jak on odebrał tę historię :) 




niedziela, 17 lutego 2019

Twarzą w twarz - Agata Suchocka

Twarzą w twarz” to drugi tom z cyklu „Daję Ci wieczność” Agaty Suchockiej. To kolejna polska autorka, która piszę na miarę zagranicznych autorów, których tak bardzo lubimy. Jej książki się po prostu pochłania i jeśli jeszcze nie czytaliście tomu pierwszego, czyli „Woła mnie ciemność” to serdecznie Wam polecam. Zobaczycie, będziecie zaskoczeni jak bardzo ta książka Wam się spodoba. 



Przejdźmy do tomu drugiego. 


Lotharowi ciężko się pozbierać po śmierci jego ukochanego. Do tego dochodzi fakt, że ich mentor - Edgar, dalej nie daje znaku życia. Nie wiadomo co się z nim stało, dlaczego zniknął. Lothar wyrusza w podróż w poszukiwaniu Huntingtona, chce trafić na jego ślad, z jednej strony kieruje nim nienawiść, z drugiej ogromna tęsknota. 


Jednak podczas swojej podróży spotyka wyjątkowego człowieka, osobę dla której jego serce ponownie zabiło. Okazuje się, że chłopak jest niesamowicie podobny do jego zmarłego ukochanego. Czyżby Armagnac miał jakieś sekrety przed Lotharem? 



Czy Lothar odnajdzie Huntingtona? Czy uda mu się rozkochać w sobie chłopaka i przeprowadzić go na stronę życia wiecznego? 




Moim zdaniem: 

Początkowo miałam wrażenie, że kontynuacja to już nie będzie to samo, że nie będzie tak dobra jak pierwsza część. Jednak kiedy już zaczęło się dziać, to po prostu nie przestawało! Ciagle zastanawiałam się co nowego się wydarzy, czym autorka znów mnie zaskoczy i przyznam, że ona naprawdę ma ogromny talent do wprowadzania człowieka w pole. Naprawdę, to jest po prostu niesamowite. 

Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę się zachwycała wampirami, a już zwłaszcza tymi homoseksualnymi, to bym go/ją wyśmiała. A tu proszę.. 
Mówiłam, że ta autorka to po prostu czarodziejka! Ten jej styl to bajka! 

Wiecie, że łatwiej się piszę o książkach, które się nie podobają, człowiek jakoś tak już ma, że krytyka przychodzi mu łatwiej. Ja co prawda mam nieco inaczej, bo mi chyba komplementowanie przychodzi łatwiej, ale nie wiem co mogę Wam jeszcze powiedzieć.

Dzieje się i to sporo. Osoby, które już czytały pierwszy tom, będą mieli wielkie zaskoczenie i to podejrzewam, że nie tylko jeden raz. Tego się nie spodziewaliście. 

I.. jeszcze tylko powiem, że mimo tematyki, książka nie jest wulgarna, przynajmniej w moim odczuciu. Nie ma tandetnych tekstów jak w zwykłych erotykach. Nie, nie, nie - tego nie dostaniecie u Pani Suchockiej. 


Powiem tyle.. ja czekam z niecierpliwością na tom trzeci! ☺️

niedziela, 17 lutego 2019

Mózg. Podręcznik użytkownika. - Marco Magrini

Mózg jest niesamowicie ciekawą sprawą i do tej pory nie został do końca zbadany. Wiadomym jest, że każdy go posiada, choć nie każdy w pełni używa :) Wiemy, jednak że nieprawdą jest, że człowiek używa tylko 10% swojego mózgu i to jest fakt potwierdzony. Marco Magrini umieścił w swojej książce szereg ciekawostek dotyczących mózgu i jego funkcjonowania. Na początku mamy informacje, które przypominają nieco lekcje biologii i ta partia mnie nieco nudziła, ale kiedy już przeszliśmy do rożnego rodzaju ciekawostek, to przyznam, że autor nie raz mnie zaskoczył. 



  • Czy wiedzieliście, że nasze jedzenie ma wpływ na nasze mózgi? Kiedy nie dostarczymy mu odpowiedniej ilości glukozy, mogą wystąpić problemy z samokontrolą i podejmowaniem decyzji. Natomiast jeśli poziom glukozy jest zbyt wysoki, cały system się spowalnia. 
  • Jedzenie może również powodować zapominalstwa i trudności z koncentracją (Ja i moje zapominalstwo). 
  • Wiedzieliście, że najwiecej synaps mamy w trzecim roku życia? Z biegiem lat ich liczba SPADA. 
  • Kwas omega-3 pozytywnie wpływa na osoby cierpiące na deficyt uwagi i agresywne zachowania. 
  • Podczas snu głębokiego nasz mózg czyści się ze szkodliwego białka, które pogarsza pamięć, co może prowadzić do choroby Alzheimera, dlatego tak ważne jest, by o to zadbać. 
  • To nie prawda, że podczas snu mózg nie pracuje. 
  • Dimitrij Mendelejew wyobraził sobie zarys tablicy okresowej pierwiastków przysypiając na krześle w swoim laboratorium. 
  • Należy wprowadzać do swojego życia diety zróżnicowane, zawierajace dużą ilość owoców i warzyw z niewielkim dodatkiem czerwonego mięsa. Przesypiać 7-8 godzin na dobę, przy czym dzieci i nastolatkowie powinny spać 9 godzin na dobę. Idealnie byłoby, gdybyśmy ćwiczyli aerobowo co najmniej dwie i pół godziny tygodniowo. 

To tylko kilka ciekawostek oraz wskazówek, które znajdziecie w tej książce, a jest ich mnóstwo. 
Początkowo dostajemy wiedzę mocno biologiczną, ale później robi się coraz ciekawiej. Przyznam, że wyciągnęłam kilka wniosków z książki, zwłaszcza na temat odżywania się i ćwiczeń oraz snu, bo te trzy czynności zazwyczaj zaniedbywałam. Chyba trzeba będzie to zmienić. 

Myślę, że ten podręcznik zawiera wiele ciekawych informacji, ale poleciłabym go tylko osobom, które faktycznie są zainteresowane tematem i chcą się czegoś dowiedzieć. Moim zdaniem warto, choć nie będzie to raczej książka, którą przeczytacie w jeden wieczór.

A może ktoś z Was czytał lub interesuje się tematem? Moim zdaniem to bardzo ciekawe dowiedzieć się jak funkcjonuje nasz mózg i dlaczego mamy problemy z pamięcią, czasami ze snem, samokontrolą, jak powstają choroby i dlaczego np. jedna osoba ma lepszą orientację w terenie od drugiej. 


wtorek, 12 lutego 2019

Srebrna Zatoka - Jojo Moyes

Na tę książkę zdecydowałam się, dlatego iż dwoma innymi byłam zachwycona. Liczyłam na kolejną piękną miłosną historię i się nie przeliczylam, mimo początkowego lekkiego zawodu. 

O czym jest książka? 



Można powiedzieć, że książka opowiada o życiu pewnego dobrze usytuowanego mężczyzny - Mike’a. Ma dobrą pracę (pracuje u swojego przyszłego teścia), narzeczoną, ma pieniądze. Wszystko ładnie - pięknie. Razem ze swoim teściem wpadają na doskonały pomysł, stworzą hotel spa wraz ze sportami wodnymi w Stebrnej Zatoce. Przekonali już inwestorów, teraz pozostaje załatwić pozwolenia na budowę i można zacząć działać. 

Miłe wyrusza do Srebrnej Zatoki. Trafia do hotelu, w którym mieszka starsza kobieta, kobieta legenda, która będąc nastolatką złowili rekina. Jest znana w miasteczku i szanowana. Jej siostrzenica oraz kilka innych osób pracują na życie organizując rejsy podczas, których można oglądać wieloryby. 

Tak naprawdę Srebrna Zatoka to ich całe życie, wieloryby są dla nich jak dzieci, dbają o nie w pewien sposób, mocno zależy im na ich życiu i komforcie. 
Zwłaszcza Lizie, kobiecie, która przed czymś lub przed kimś się ukrywa w Zatoce. Ma uroczą córeczkę, która szybko łapie kontakt z biznesmenem. 


Mike stanie przed trudnym wyborem. Czy w jego sercu biznesmena znajdzie się miejsce, by przejąć się losem mieszkańców Srebrnej Zatoki? Czy uda mu się odkryć sekret Lizy?

Moim zdaniem: 

Najpierw chcę Wam powiedzieć, że nie czytałam opisu książki, zgodziłam się na współpracę w ciemno, bo lubię tę autorkę. Nie wiedziałam o czym będzie ta książka i przez pierwszych, myślę, 50 stron, nie podobała mi się wcale. Nie przepadam za takim tłem, a oprócz tego autorka wprowadziła również wielu bohaterów. Trochę się gubiłam, postanowiłam jednak czytać dalej i to była dobra decyzja. 

Książka jest obszerna i zawiera dużo postaci oraz porusza sporo wątków, ale jak już załapiemy bohaterów to nie ma żadnego problemu. Oczywiście, mimo że wielbię kryminały to jest we mnie trochę z romantyczki i kibicowałam Mike’owi żeby wszystko mu się dobrze poukładało. Jak wiadomo losy dwójki bohaterów się splotą i nie obędzie się bez trudności. Najbardziej ciekawiło mnie, dlaczego Liza jest jaka jest i przed czym lub przed kim się ukrywa. Co jej zagraża? 

Bardzo szybko można było polubić bohaterów, a już zwłaszcza kibicować Mike’owi. Choć początkowo nabroił, to dobrze kombinował jak z tego wybrnąć. Myślę, że gdyby nie „dama z rekinem” to dawno byłby na straconej pozycji! 

Być może nie była to najlepsza powieść autorki, nie wiem, nie przeczytałam wszystkich, więc ciężko mi się wypowiedzieć. Mimo kiepskiego (dla mnie) początku, okazała się być naprawdę wciągająca i taka pokrzepiająca. Ja jestem na tak, chociaż jak już mówiłam wieloryby i ochrona ryb to nie moje klimaty. 

Myślę, że osoby, które lubią czytać romanse, znajdą w tej książce coś dla siebie :) 


Polecam, jeśli lubicie romantyczne klimaty.   ☺️☺️

wtorek, 12 lutego 2019

[Przedpremierowo] Winna - Alicja Sinicka

"Winna" to bardzo dobra powieść polskiej autorki - Alicji Sinickiej. Premiera książki odbędzie się jutro (tj. 13 lutego) i gorąco Was zachęcam do zakupienia jej. Oczywiście, jeśli lubicie thrillery. Proszę również nie sugerować się, że polska autorka, to pewnie słabe - o nie, nie. No, ale o tym wszystkim poniżej. Tyle słowem zachęty do przeczytania całej recenzji, a teraz skupmy się na fabule. 

O czym jest książka? 


WENDY JEST WINNA.  A przynajmniej w swoich własnych oczach oraz w oczach swojego ojca. Być może również w oczach swojego byłego chłopaka, który ją zdradził i ma jej za złe, że mu nie wybaczyła? 

WENDY CZUJE SIĘ WINNA. Na okrągło. Kiedy wydaje jej się, że już poukładała sobie świat,  wystarczy jedno słowo ojca, jedno jego spojrzenie, aby to wszystko co budowała, runęło w jednej sekundzie. I znów wraca uczucie, że to wszystko jej wina. 

Wendy ma 25 lat, do niedawna miała również bardzo udany związek, który pomagał jej utrzymywać z ojcem w miarę przyzwoite relacje. Jej były - Warren, pracuje z jej tatą i bardzo dobrze się z nim dogaduje, często więc bronił Wendy, jeśli ten zbyt daleko się zagalopował w swoich oskarżeniach bądź wyrzutach. Niestety ta bajka dobiegła końca, Warren przyznaje się do zdrady i nie może pogodzić się z tym, że Wendy nie ma zamiaru mu przebaczyć i chwilę po rozstaniu, zaczyna się spotykać z nowo poznanym żołnierzem. Warrenowi bardzo się to nie podoba i zaczyna być nieco niebezpieczny. 

Wszystko do tej pory sugeruje, że jest to powieść romantyczna, co? 

No nie. A to dlatego, że coś tu jest bardzo nie tak. Tylko co? 

Moim zdaniem: 



Alicja Sinicka zdecydowanie odwaliła tutaj kawał dobrej roboty. Nie dość, że wprowadzając zagraniczne imiona oraz akcję, która dzieję się w Ameryce, sprawiła, że miałam wrażenie, że nie jest to polska autorka, to w dodatku doskonale poradziła sobie ze zrobieniem czytelnika w bambuko. 

Początkowo mamy wrażenie, że to romans. Bohaterka właśnie zakończyła bardzo udany związek, chwilę później poznaję innego mężczyznę, który okazuje się być o niebo lepszym od jej byłego, aczkolwiek ona ciągle ma rozterki. Z jednej strony powiecie banał, a moim zdaniem, autorka idealnie pokazała SAMO ŻYCIE. Ile z nas by tak nie miało? Z jednej strony zdradził nas partner, ale nie sądzę by ktokolwiek potrafił w ułamku sekundy przestać kochać. Na pewno jakiś czas, by nas ciągnęło mimo wszystko do tej osoby. Podobało mi się w bohaterce to, że była prawdziwa. Tak naprawdę jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby nie relacja z ojcem, który w pewien sposób ciągle obwiniał ją za to co się stało dawno temu i to nie z jej winy. To wydarzenie i jego podejście do niej, zrujnowało jej psychikę i mimo że sama została psychologiem i radzi innym jak poradzić sobie z różnymi traumami, to sama nie była w stanie pomóc sobie. 

Czy to nie jest ironią losu? Osoba, która pomaga innym, nie radzi sobie sama ze sobą? Łatwiej jest nam radzić innym. "Łatwo ci mówić", co nie? 

"Winna" okazała się być naprawdę dobrą książką. Serio. Początkowo bałam się tych zachwytów, bo zazwyczaj wtedy mi nie bardzo się książki podobają. Tutaj było naprawdę wow. Zwłaszcza, że ja podeszłam do niej bez żadnych zgadywanek co się wydarzy i tak dalej, dlatego się zdziwiłam i to bardzo, tym bardziej, że początkowo książka przypomina romans i nie byłam przygotowana, że może tu się wydarzyć coś takiego. 

Co tu dużo mówić kochani moi? Jak dla mnie bardzo dobra powieść. Autorka porusza problem jakim jest silne poczucie winy. Bohaterka czuła się winna, głównie przez swojego ojca, który swoim zachowaniem, zakorzenił w niej te poczucie. To było tak okropne postępowanie i tak niszczące jej psychikę, że mimo iż nie zawiniła, stale się obwiniała. Myślę, że wiele z nas doświadcza takiego traktowania, choć pewnie w mniejszym stopniu jak nasza bohaterka. Ile razy ktoś obarczał nas winą za coś co nią kompletnie nie było? Mówię tutaj nawet o błahostkach, które gdyby się powtarzały, zakorzeniłyby w nas poczucie beznadziei oraz poczucie winy. A czasem wystarczy zwykła, szczera rozmowa, by to wszystko jakoś wyjaśnić i sobie poukładać. Tylko tak ciężko się do tego zebrać. 

"Winną" oceniam na 9/10! 

środa, 6 lutego 2019

Krocząc wśród cierni - Mariusz Leszczyński

"Krocząc wśród cierni" to debiut Mariusza Leszczyńskiego, który wydany został w ubiegłym roku. Autor zaproponował mi egzemplarz recenzencki i przyznam, że zgodziłam się nie tylko, dlatego że zainteresował mnie opis, ale również dlatego, że zawsze mi w jakiś sposób szkoda autorów, którzy muszą sami zajmować się takimi sprawami. Mam wrażenie, że zostali niedocenieni i chciałabym, aby się to zmieniło. Później już miałam trochę więcej obaw, zwłaszcza gdy rozmawiałam z jedną z bookstagramerek i okazało się, że jej nie spodobała się ta książka, a mamy podobne gusta czytelnicze. No, ale starałam się nastawić neutralnie i rozpoczęłam czytanie. 


O czym jest książka? 

Wyobraź sobie siebie w skórze młodego bawidamka, którego rodzice są dobrze usytuowani i tak naprawdę niczego waszej rodzinie nie brakuje. Masz jeszcze dwie siostry, ale jesteś typem, który często znika z domu, aby wykorzystać młodzieńcze lata w pełni. Któregoś dnia, po trzydniowym imprezowaniu, wracasz do domu i zastajesz pustkę.. okazało się, że cała Twoja rodzina nie żyje, zostałeś sam ze swoją służbą oraz doktorem, który był również przyjacielem rodziny. Wszystko momentalnie traci sens, Twoje życie zmienia się całkowicie. 

Z biegiem lat zaczynasz uczyć się życia w pojedynkę, z czasem wychodzisz na prostą, poznajesz nowych ludzi, tracisz ich, ale gdzieś z tyłu głowy masz świadomość, że nagła śmierć całej rodziny jest nieco podejrzana. Co z tym zrobisz? Jak to wyjaśnisz?

Moim zdaniem: 

Na początek chcę powiedzieć, że książka jest naprawdę maleńka objętościowo i to uważam za minus, bo można było tutaj nieco przeciągnąć akcję w czasie, trochę ją rozwlec, oczywiście nie do przesady, bo co za dużo to nie zdrowo. Tutaj, jednak czytając miałam wrażenie, że autor za bardzo goni, nie zatrzymuje się, jakby nie chciał przynudzać. Nie jest to tragiczny minus, bo książkę można polecić osobom, które nie czytają zbyt wiele i na początek krótsza, ale treściwa lektura byłaby w sam raz. 
Ja momentami miałam po prostu niedosyt. 

Gdybym miała wyrazić opinię w jednym zdaniu, powiedziałabym: Ciekawa, momentami wciągająca, ale nie na tyle, żeby polecać ją każdemu. Trzeba tutaj, jednak dopowiedzieć, troszkę wyjaśnić o co konkretnie mi chodzi. A mianowicie, o to, że przyznam się bez bicia, że książka naprawdę mi się spodobała, ale jako powieść obyczajowa z domieszką kryminału. Można byłoby to przekwalifikować gdyby, autor skupił się bardziej na sprawie kryminalnej, a mniej na samej osobie głównego bohatera, aczkolwiek wyszedł z tego dosyć ciekawy pamiętnik. 

Nie będzie to mrożąca krew w żyłach, ale sam pomysł na fabułę uważam za naprawdę niezły. Był moment, kiedy autor mnie zaskoczył, a w jednym nawet zasmucił, bo nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. 

Uważam, że debiut Mariusza Leszczyńskiego był udany. Wiadomo, nie będzie tutaj książkowego kaca czy nie wiadomo jakich emocji, ale myślę, że osoby, które lubią czytać powieści obyczajowe, powinny się dobrze bawić. Z kolei osoby, które potrzebują więcej krwi i zaskoczeń, mogą się przy niej nieco nudzić. Warto byłoby zaznaczyć, że książka przypomina bardziej pamiętnik, dlatego też sięgną po nią świadomi czytelnicy i unikną rozczarowania. 

Podsumowując: 

- Nie zmarnowałam czasu przy tej książce. 
- Mogło być lepiej - wiadomo, ale nie było źle - potencjał jest, myślę, że z kolejną książką będzie coraz lepiej. 
- Nie oczekujcie emocji jak przy Carterze, bardziej nastawcie się na powieść obyczajową, a być może mile się zaskoczycie. 
- Komu przypadnie do gustu? Myślę, że osobom lubiącym właśnie bardziej obyczajówki, pamiętniki z domieszkami kryminału/sensacji. 
- Czy sięgnę kiedyś jeszcze po książkę autora? Nie mówię, że nie, być może z ciekawości bym spróbowała, chociaż ze spokojniejszymi książkami nie zawsze mi po drodze. 
- Oceniam na 6,5/10 

poniedziałek, 4 lutego 2019

Czas przeszły - Lee Child

Przyznaję się bez bicia, że nie przeczytałam jeszcze żadnej książki Lee Child'a. Serio. Słyszałam co nie co o tym autorze, jego nazwisko gdzieś mi się przewijało czy to na facebookowych grupach czy na instagramie, aczkolwiek jakoś nie było okazji po niego sięgnąć. Aż do premiery najnowszej jego książki, czyli "Czas przeszły". Byłam podekscytowana, kiedy sięgałam po tę powieść, liczyłam na naprawdę utalentowanego autora i wielkie emocje podczas czytania. Czy to otrzymałam? O tym poniżej. Najpierw przejdźmy do fabuły.

O czym jest książka?



Jack Reacher jest byłym policjantem wojskowym. Obecnie wylądował niby przypadkowo w mieście, w którym mieszkał jego ojciec oraz dziadkowie i postanawia dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Niestety poszukiwania nie idą mu zbyt łatwo, wszystkie rejestry mówią, że takie osoby nie istniały, jednak po czasie w końcu trafia na jakiś trop. Jack Reacher to osoba, która nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać, tak samo jak nie pozwoli innym ranić niewinnych. Jego charakter wprawia go w kłopoty i to nie u jednej grupy ludzi, lecz u dwóch. Teraz nie dość, że poszukują go niebezpieczne typy z innego miasta, to w dodatku nadepnął na odcisk również osobom, do których należy teren, który go interesuje. Reacher nie wydaję się, jednak być w jakiś sposób przejęty, nie chciałby tylko narobić problemów tutejszym policjantom, z którymi dosyć dobrze się dogaduje.

Nieopodal pobytu Jack'a, młoda para kanadyjczyków wynajmuje pokój w motelu. Wybrali się w podróż po lepszą przyszłość, niestety zepsuty samochód popsuł im plany i musieli zatrzymać się w pobliskim motelu. Nie mieli zbyt wielkiego wyboru, gdyż okolica wydaję się opustoszała. W motelu również nie ma nikogo, ale nie dziwi ich to, bo sezon właśnie się skończył. Dostają nowo wyremontowany pokój, a przynajmniej tak dowiadują się od właściciela - Mark'a. Motelem zarządza czterech mężczyzn, jeden z nich obiecuje nawet zajrzeć do samochodu Patty oraz Shorty'ego, aby sprawdzić co dokładnie mu "dolega". Właściciele wydają się mili, momentami aż za bardzo i kanadyjczycy mają ich momentami dosyć. W dodatku zauważają pewne nieścisłości w tym co mówią i nie do końca wiedzą co jest grane. Kiedy dowiadują się, że w tym miejscu nie ma zasięgu, a telefon obecnie nie działa, przez co nie mogą dodzwonić się do mechanika i ruszyć dalej w drogę, sprawy zaczynają wyglądać bardziej podejrzanie...

Moim zdaniem:



Podczas czytania książki, kilka osób powiedziało mi, że o książkach Lee Child'a panuje opinia, że lubi się powtarzać. Podobno w wielu jego książkach, jeśli nie w każdej - Jack Reacher wyrusza w jakąś podróż i zawsze dochodzi do bójki. Jak już wyżej wspominałam, to moje pierwsze spotkanie z twórczością autora, więc nie podchodziłam do tego w sposób: "znowu?". Dla mnie to były nieodkryte lądy i zaskoczyła mnie postawa głównego bohatera. Przyznam, że choć Reacher jest dosyć specyficzny, to naprawdę da się go lubić, jednak.. jest małe "ale". Przyłapałam się na tym, że bardziej interesowały mnie losy Patty i Shorty'ego niż Jack'a Reachera. Serio. Rozdziały, w których była mowa o kanadyjczykach wydawały mi się ciekawsze, może dlatego, że bardzo mnie zaciekawił ten motel i zastanawiałam się jakie motywy przyświecają właścicielom.

Autor ma również dosyć specyficzny styl. Czytając pierwszych kilka stron, dziwiłam się nieco temu, ale szybko się przyzwyczaiłam i nie raziło mnie już to tak, jak na początku. Być może dzięki temu zagadkowemu motelowi, nie mogłam się oderwać od książki, do póki nie dowiedziałam się o co chodzi. Tutaj trochę spotkał mnie zawód, bo choć sprawa okazała się ciekawa, to miałam wrażenie, że autor mógł to nieco dłużej przeciągnąć i nieco dłużej trzymać czytelnika w niepewności.

Jeśli chodzi o fabułę, to okazała się naprawdę ciekawa, aczkolwiek można było ją opowiedzieć nieco w inny, bardziej ciekawszy sposób. Książka mi się podobała, ale jednocześnie momentami troszkę mnie zawiodła, głównie rozdziałami o głównym bohaterze, które przecież powinny zaciekawić mnie najbardziej.

Czy sięgnę kiedyś po tego autora? 
Niestety najprawdopodobniej nieprędko. Nie chcę mówić, że nigdy, bo nie wiadomo co będzie za rok czy dwa, ale nie zaciekawił mnie na tyle, żebym pobiegła do księgarni i kupiła jego książki. 

Komu bym ją poleciła? 
Myślę, że to książka odpowiednia dla osób, które lubią powieści sensacyjne, bo myślę, że można ją podczepić pod ten gatunek. Ja chyba bardziej jestem zwolenniczką śledztw policyjnych i tajemniczych seryjnych morderców. 

Aby ułatwić sobie i Wam podsumowanie, to powiem po prostu na ile ocenię tę książkę.
Myślę, że w skali od 1-10, zasłużyła sobie na 7, bo choć mi się podobała, to nie było tutaj WOW i było kilka minusików, aczkolwiek myślę, że fani Child'a powinni być zadowoleni.