Ariana dla WS | Blogger | X X

piątek, 30 listopada 2018

Love&Gelato - Jenna Evans Welch

Autorka: Jenna Evans Welch
Tytuł: Love&Gelato
Ilość stron: 328
Gatunek: Powieść młodzieżowa 
Wydawnictwo: Dolnośląskie


Jakiś czas temu, bodajże latem na instagramie można było zobaczyć dużo zdjęć z książką „Love&Gelato”, a oprócz zdjęć dużo pozytywnych opinii. Ja z reguły nie zbyt często czytam o czym jest książka, bardziej skupiam się na opiniach. Potem ewentualnie jak mnie książka jakoś do siebie przyciągnie - sprawdzam na własnej skórze. 

Zresztą oprócz opinii przyciągnął mnie też fakt, że fabuła dzieje się we Włoszech - można wywnioskować z tytułu. We Włoszech byłam raz - w Rzymie, ale tak nam się tam podobało, że powiedzieliśmy sobie, że na pewno tam jeszcze wrócimy. Oczywiście najlepiej byłoby następnym razem polecieć do innego miasta, ale zobaczymy :) Jeśli nie byliście w Rzymie - polecam serdecznie, jest tam pięknie i tak jakoś magicznie. Nie wypowiem się o reszcie kraju, bo nie byłam, ale mogę się domyślać, że jest równie pięknie. 


O czym jest książka? 

Lina jest nastolatką, którą spotkało w życiu wielkie nieszczęście - jej mama zmarła na raka, zupełnie niespodziewanie, dwa miesiące po diagnozie. Dziewczyna jest kompletnie rozbita, bowiem z mamą była naprawdę blisko. Kobieta, jednak miała jedno życzenie do córki. Poprosiła ją, aby ta po jej śmierci udała się do Włoch, do jej przyjaciela Howarda. 
Dziewczyna zupełnie nie rozumie, dlaczego jej matce tak na tym zależy, nie widziała przecież tego człowieka kilkanaście lat, a Lina kompletnie go nie zna. Dlaczego miałaby jechać do obcego człowieka i obcego kraju? 

Mimo, że Lina nie jest chętna na wyjazd, to jej babcia skutecznie ją do tego namawia. Wyznaje nawet dziewczynie, że Howard jest jej ojcem. Teraz Lina jest prawdopodobnie jeszcze bardziej skołowana. Kompletnie nie rozumie, dlaczego wszystkim tak zależy, aby tam pojechała, tym bardziej, że jakoś ojciec nie zainteresował się nią przez szesnaście lat. Skąd to nagłe zainteresowanie? 

Dziewczyna przeżyje przygodę życia, tak naprawdę nie dość, że odkryje przeszłość matki, to jeszcze dowie się istotnej rzeczy o samej sobie - wszystko okaże się być zupełnie inne niż jej się wydawało. W dodatku być może ona również zazna miłości we Włoszech? 




Moim zdaniem: 

Książka należała do naprawdę przyjemnych. Najwidoczniej czasem można pójść za tłumem. Wiecie, czasami lubię przeczytać takie ciepłe powieści i uważam, że ta się do tego zalicza. Nie brakuje oczywiście w niej nieszczęść, co by nie było zbyt cukierkowo, ale happy end wynagradza wszystko. Pamiętajmy, że jest to młodzieżówka, więc nie nastawiajcie się na niewiadomo co. To po prostu romantyczna powieść, taka z pięknym tłem, bo Florencją. Teraz jeszcze bardziej chciałabym udać się do Włoch i znowu przechadzać się tymi pięknymi uliczkami. 

„Love&Gelato” to ciekawa książka, zwłaszcza dzięki bohaterom, którzy zostali wykreowani naprawdę porządnie. Moje serce skradł Lorenzo i Howard, chociaż i główna bohaterka - Lina, również zyskała moją sympatię. 

Książkę będę na pewno polecać młodzieży, ale również i starszym czytelnikom, mnie bardzo przypadła do gustu i mimo migreny, która mnie dopadła, nie chciałam jej odkładać. Czytałam ją do późnej nocy, bo byłam ciekawa jak potoczą się losy bohaterki, czym okaże się „prawda o niej”i jak sobie z tym poradzi. 

Jeśli szukacie przyjemnej lektury, której akcja dzieję się w pięknym kraju, to polecam Wam tę książkę. Jeśli natomiast czytacie tylko kryminały lub thrillery i nie przepadacie za romansami czy młodzieżówkami, to może lepiej się wstrzymajcie. Wszystko zależy od tego w czym się lubujecie. Ja jestem fanką kryminałów, aczkolwiek lubię sobie poczytać również młodzieżówki lub dobre romanse, trzeba czasami zmieniać gatunki, co by się nie znudzić :) 


Jestem ciekawa kolejnej części, która nosi tytuł: Love&Luck :)

poniedziałek, 26 listopada 2018

Tatuażysta z Auschwitz - Heather Morris

Autorka: Heather Morris
Tytuł: Tatuażysta z Auschwitz 
Ilość stron: 320
Gatunek: Fikcja historyczna, biografia fabularyzowana (źródło: google)
Wydawnictwo: Marginesy

O tej książce słyszałam wiele dobrego, tak naprawdę nie spotkałam się jeszcze z nieprzychylną opinią. Wiadomo, że o książce poruszającej tematykę obozu koncentracyjnego ciężko jest mówić „podobała mi się”, aczkolwiek wiadomo o co chodzi.. 

Postanowiłam sprawdzić na własnej skórze czy i mi ta książka przypadnie do gustu. 

Skupmy się najpierw na fabule. 



O czym jest książka? 

Autorka spisała historię Lale - tatuażysty z Auschwitz. To jego wybrano na to stanowisko, mimo że również był Żydem odpowiadał za tatuowanie wszystkich więźniów i więźniarek. Lale nie był zadowolony z tego co musiał robić, ale jak sam ciągle powtarzał - zrobiłby wszystko by przeżyć. Wkrótce, podczas wykonywania tatuażu udaje mu się nawiązać kontakt wzrokowy z jedną z więźniarek i Lale zakochuje się od pierwszego wejrzenia. 
Ta miłość, jednak nie będzie prosta jak w zwykłym życiu, nie zapominajmy, że oboje tkwią w obozie koncentracyjnym. 

„Tatuażysta z Auschwitz” to po prostu historia Lalego, od momentu, w którym się znalazł w obozie. 



Moim zdaniem: 

Jest to książka, która zdecydowanie pobudza do emocji i przemyśleń. Książka, która wiele uświadamia. Niby te tematy przerabialiśmy w szkole, więcej lub mniej, ale każdy wie co się działo, jednak mam wrażenie, że do tego trzeba dojrzeć, aby faktycznie zrozumieć co się wydarzyło. Teraz, podczas czytania naprawdę współczułam tym biednym ludziom, którzy zostali skazani na śmierć za nic, tak naprawdę. 

Historia Lalego jest nieco pokrzepiająca pod tym względem, że jakoś potrafił przetrwać w obozie, mimo że bywało ciężko. Nie każdy miał tyle szczęścia, czego możemy dowiedzieć się z książki, ale również możemy się po prostu tego domyślić. 

Książkę czyta się łatwo i niektórzy uważają to za minus, mówią, że książek o takiej tematyce nie powinno czytać się łatwo. Ja uważam, że nie ma w tym nic złego, bo autorka po prostu wydała to jako powieść, nie jako reportaż. Czyta się szybko, dlatego że jest napisana w przystępnym języku i uważam, że gdyby w taki sposób opowiadano nam historię to zdecydowanie więcej zostałoby mi w głowie. Oczywiście sam poruszony temat do łatwych nie należy i były momenty kiedy napływały mi łzy do oczu, nie mogłam znieść tego, że to wydarzyło się naprawdę. Ciężko jest uwierzyć, że człowiek człowiekowi może robić takie straszne rzeczy. 

Jeśli chodzi o wątek miłosny, bo to na nim bardziej autorka położyła nacisk, to.. jest to naprawdę piękna historia. Nie spodziewałam się, że to potoczy się w taki sposób, ale to było po prostu coś pięknego. Myślę, że właśnie to ta miłość do Gity sprawiła, że Lale nie oszalał i starał się robić wszystko by przeżyć. 

Nie chcę mówić, że książka mi się podobała, bo to zabrzmi tak jakby rajcowało mnie czyjeś cierpienie. Nie jest tak. Przyznam, że czytanie jej momentami mnie kosztowało wiele wysiłku, ostatnio staję się coraz bardziej wrażliwsza na cudzą krzywdę. Jednak, mimo wszystko uważam, że to jedna z lepszych książek jakie przeczytałam w tym roku i polecam zapoznanie się z nią. Myślę, że warto i to bardzo. Czasami trzeba przeczytać i te cięższe historie, ale dobrze jest i w taki sposób sobie uświadamiać. 


środa, 21 listopada 2018

Woła mnie ciemność - Agata Suchocka

Autorka: Agata Suchocka 
Tytuł: Woła mnie ciemność (Daję Ci wieczność - tom 1)
Ilość stron: 384
Gatunek: Erotyk, romans, fantastyka 
Wydawnictwo: Initium


Książkę "Woła mnie ciemność" wygrałam w konkursie u Angeliki (@angeli_and_books) i przyznam szczerze, że miałam wobec niej spore oczekiwania. Dlaczego? A no, dlatego, że Angela jest mi znana z dosyć wybrednego gustu, jeśli chodzi o książki. Oczywiście nic w tym złego, każdy ma inny gust, ale ciężko byłoby mi określić czy dana książka przypadłaby jej do gustu czy nie.. pomyślałam, więc, że skoro ta jej się spodobała i to bardzo, to powinna spodobać się również i mi. 
Kiedy, więc tylko uporałam się z moim recenzenckim stosem, postanowiłam wziąć się właśnie za tę książkę. 

Ostatnio rzadko kiedy czytam opisy z tyłu książek. Zauważyłam, że są one zdradliwe i często za bardzo się na coś nastawiałam, a okazywało się słabe. Tym razem zaufałam Angeli i nie czytałam opisu, po prostu zabrałam się od razu za książkę. Jedynie co do mnie dotarło to wieści, że książka jest ponoć dosyć wulgarna i kontrowersyjna. Zaciekawiło mnie to jeszcze bardziej. 

No, ale przejdźmy do fabuły. 


O czym jest książka? 




Armagnac Jardineux wyrusza w podróż do Europy, aby zdobyć wykształcenie i zaznać nieco rozrywek popularnych na Starym Kontynencie. W trakcie jego podróży, wojna pustoszy Południe, a co za tym idzie jego rodzinny majątek przepada, jego bliscy giną, więc Armagnac zostaje w Londynie sam. Chłopak jest bezradny, w jednej chwili miał wszystko, w drugiej zostaje bez niczego, zaczyna topić swoje smutki w alkoholu. Jedyne co mu pozostało to gra na fortepianie i właśnie podczas tej czynności poznaje pewnego młodego i przystojnego skrzypka - Lothara, który wkrótce poznaje go również ze swoim mecenasem - lordem Huntingtonem. 

Mecenas roztacza opiekę nad dwójką artystów, oczywiście w dużej mierzę tą materialną. Armagnac i Lothar zaznają sławy, której nigdy wcześniej nie znali, będą się pławić w bogactwie, co w pewnym momencie przestanie być dla nich tak piękne jak było na początku. 

Armagnac przede wszystkim jest wielce zaskoczony tym, do czego jest zdolny. Nigdy nie podejrzewał siebie o skłonności do pożądania mężczyzny, a odkąd poznał Lothara, stało się to dla niego prawie naturalne. Skrzypek postrzega tę sprawę zupełnie inaczej, nie ma wyrzutów sumienia, nie przejmuje się stereotypami czy szablonami, po prostu robi to co sprawia mu przyjemność. 

Armagnac, jednak ciągle się niepokoi, świat lorda jest dla niego jedną wielką zagadką. Kiedy decyduje się na przeczytanie starego pamiętnika swojej babki, zaczyna zauważać wiele podobieństw do swojej obecnej sytuacji. Czy to możliwe, aby jego babka miała jakieś powiązania z lordem? Przecież to stało się tak dawno temu, a lord wygląda tak młodo. Niemożliwe, aby znał jego babkę i był jej mecenasem. 

O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego lord zaopiekował się kimś kogo nie znał i kto nie przedstawiał żadnej wartości dla tak znanego mecenasa? Czy możliwe, aby chodziło tylko o jego grę na fortepianie czy może o coś zupełnie innego? 
Dokąd zaprowadzi go wiedza z pamiętnika babci? 





Moim zdaniem:


Ja jestem absolutnie zachwycona. Ta książka mnie do siebie przyciągała jak magnes, choć momentami jednocześnie odpychała. To z pewnością nie jest lektura dla osób wrażliwych lub takich, które po prostu nie lubią czytać o homoseksualistach. Będzie tego dużo, będzie to głównie o tym, aczkolwiek nie tylko. 

Cieszy mnie fakt, że z tyłu okładki mamy napisane, że nie jest to książka przeznaczona dla wszystkich, na pewno nie dla zbyt młodych czytelników, może być po prostu zbyt wulgarna, jednak dla tych dojrzalszych jak najbardziej. 

Tytuł książki jest adekwatny do tego co ze mną robiła. "Woła mnie ciemność"? Mnie ewidentnie wołała do siebie ta powieść, leżąc na parapecie czy też innym miejscu w jakim ją zostawiałam, zmuszona iść do pracy czy wykonać obowiązki domowe. Po prostu czułam to przyciąganie i nie mogłam się doczekać, kiedy po nią sięgnę. Nie wiem, czy to za sprawą zupełnie innej tematyki, tak odważnej i zupełnie innej niż ostatnie przeczytane przeze mnie książki, czy to za sprawą ciekawości co tam jeszcze się wydarzy, kim jest ten lord i o co w tym wszystkim chodzi. 

Miałam jeden mały zawód jak dowiedziałam się więcej o życiu lorda Huntingtona, bo nie spodziewałam się takiego kierunku, aczkolwiek autorka szybko mi to wynagrodziła, dając niesamowitych wrażeń ciąg dalszy. 

Ja byłam pod mega wrażeniem, być może temu, że kompletnie mnie zaskoczyła, choć tak naprawdę nie było o to ciężko, bo ja w ogóle nie wiedziałam o czym ta książka jest. Słyszałam jedynie, że jest nieodpowiednia dla niepełnoletnich no i że jest wulgarna. Niewiele mi to powiedziało tak naprawdę, więc może stąd to zaskoczenie. 





"Nasz związek nie ma jednak nic wspólnego z połączeniem ciał, jesteśmy spętani ze sobą duszami, a to małżeństwo o wiele trwalsze i trudniejsze do zerwania niż cielesny romans."


Polecam, jeśli ktoś jeszcze nie czytał, chociaż mam wrażenie, że tylko ja tak późno się za nią zabrałam. 
Jeśli już czytaliście, chętnie poczytam Wasze opinie. Co uważacie? 

PS. Niedługo pojawi się drugi tom i powiem Wam szczerze, że już nie mogę się doczekać. Tym bardziej, że wydawać by się mogło, że jest to jednotomowa powieść, a jednak.. coś czuję, że autorka jeszcze nie raz nas zaskoczy. Mnie kupiła już po pierwszym tomie, jakkolwiek to brzmi :D 

wtorek, 20 listopada 2018

Kastor - Wojtek Miłoszewski

Autor: Wojtek Miłoszewski 
Tytuł: Kastor
Gatunek: Kryminał
Ilość stron: 352
Wydawnictwo: W.A.B. 





Kastor przyciągnął mnie swoją okładką i opisem z tyłu okładki. Ciekawiło mnie jak autor przedstawi czasy,  których nie mogę pamiętać, bo nie było mnie wtedy na świecie. Miałam duże oczekiwania wobec tej książki i.. bardzo mi się podobała, ale o tym więcej poniżej. 

Tak jeszcze pomyślałam, że warto wspomnieć jak Wydawnictwo W.A.B. oraz Wojtek Miłoszewski prezentowali książkę na Targach Książki w Krakowie. Nie było mnie tam osobiście i bardzo żałowałam, zwłaszcza jak zobaczyłam promocję "Kastora" na instagramowych zdjęciach. Wiecie, ortalionowe dresy, typowe jak dla lat 90. okularki, czapki, stary polonez, po prostu klimacik. ;) 


O czym jest książka? 

Kastor to policjant, który po śmierci żony prowadzi dosyć nudne życie, tak naprawdę oprócz pracy niewiele się dzieje w jego życiu. Któregoś dnia dostaje zgłoszenie o zaginięciu pewnego biznesmena. Do pomocy dostaje nowego chłopaka, który wydaję się być bardziej przeszkodą niż pomocą, aczkolwiek z czasem Kastor zaczyna go akceptować. 

Sprawa zaginięcia staje się coraz bardziej skomplikowana, policja zaczyna podejrzewać seryjnego mordercę, chociaż nikt nie chce za bardzo w to wierzyć. Dodatkowo osoba, która zgłosiła zaginięcie, okazuję się być kimś zupełnie innym niż ta za kogo się podaje. Kastor zaczyna węszyć tam gdzie nie powinien, a jak wiadomo niektóre sprawy zaczynają być dużo bardziej niebezpieczne niż by na to wyglądały na początku. 

Policjant w końcu przełamuje się również zaangażować bardziej w sprawy sercowe, w końcu nie samą pracą człowiek żyje, a od śmierci jego żony minęło już trochę czasu.. Sprawa nie jest łatwa, ale w chwili odwagi Kastor rejestruje się w agencji matrymonialnej. Czy coś z tego wyjdzie? W końcu do takiej agencji zgłaszają się chyba tylko zdesperowani ludzie... 

Ale najważniejsze pytanie jest takie... kto uprowadził biznesmena? I pomyśleć, że to tylko wierzchołek góry lodowej. 


Moim zdaniem: 

Aby nie zdradzać Wam za wiele, ciężko było streścić fabułę tak, aby zaciekawiła, jednak liczę, że moja opinia Was zachęci bardziej. 

Po pierwsze: Książka podobała mi się za klimat jaki autor stworzył, coś niesamowitego, momentami czułam się jakbym żyła w tych czasach i wiedziała dokładnie o co chodzi. Wiadomo, ze względu na fakt, że urodziłam się nieco później, to niektóre sytuacje nie do końca były dla mnie zrozumiałe, ale wierzę, że takie były czasy. 

Po drugie: Bohaterowie, dialogi. Wszystko w tej książce wydawało się być na swoim miejscu, dialogi były po prostu naturalne, bohaterowie ciekawi, zwłaszcza postać Kastora, któremu bardzo kibicowałam. Smucił mnie jego los, kiedy mu się nie powodziło, a cieszył kiedy mu się układało. Wydawał się być naprawdę porządnym człowiekiem, chciałoby się, żeby tylko tacy policjanci istnieli. 

Po trzecie: Pewna sytuacja wzbudziła we mnie autentyczne współczucie i smutek. Zaskoczyło mnie tu zupełnie (oczywiście nie mogę zdradzić co) i naprawdę nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. To samo było z zakończeniem, było po prostu bardzo dobre. Autor znowu mnie zaskoczył i można powiedzieć, że wszystko było cacy. 

"Kastor" to naprawdę dobra książka. Można powiedzieć, że to kwintesencja polskich kryminałów, taka polska rzeczywistość. Oczywiście nie podobało mi się, że takie rzeczy się wydarzyły, bo domyślam się, że na pewno miały swoje odzwierciedlenie w prawdziwym życiu (może nie identyczne, ale na pewno podobne sytuacje miały miejsce). Po tej powieści widać, że autor ma naprawdę dobry warsztat i z chęcią poznam resztę jego twórczości. Jak już wyżej wspomniałam, wspaniały klimat sprawił, że czytanie było wielką przyjemnością, pomijając fragmenty, które były po prostu smutne, co i tak uważam za zasługę autora, bo nie każdy potrafi pisać tak, by wzbudzić prawdziwe emocje w czytelniku. Panu Miłoszewskiemu się udało! 

Polecam, jeśli lubicie kryminały, ten tutaj można nazwać takim klasyczkiem. :) 

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu W.A.B. 








sobota, 17 listopada 2018

Żona - Meg Wolitzer

Autorka: Meg Wolitzer
Tytuł: Żona
Ilość stron: 256
Gatunek: Literatura współczesna
Wydawnictwo: W.A.B.

Meg Wolitzer ma zupełnie inny styl od autorów, których do tej pory czytałam. Jej książka, choć nie jest obszerna, to zajęła mi nieco więcej czasu, a to ze względu na wymagane skupienie podczas lektury, o które ciężko jeśli się nie mieszka samemu. (:D) Jak wiadomo, jednak inny nie znaczy gorszy i to właśnie chcę Wam pokazać. 

O czym jest książka? 



Książka opowiada o pewnym małżeństwie o wieloletnim stażu. Mężczyzna jest znanym pisarzem i u boku swojej żony wyrusza w podróż do Finlandii, aby odebrać najważniejszą dla siebie nagrodę literacką. Kobieta, jednak nie jest już szczęśliwa w tym związku, zaczyna coraz bardziej zauważać wady swojego męża i wyrusza w podróż zwaną przeszłością. Wspomina dobre chwile, jak i złe. Przetrząsa wspomnienia, szuka powodów, dla których wytrzymała z nim tyle lat, szuka wskazówek jak powinna postąpić. 

Czy postąpiła słusznie wychodząc za niego? Czy zawsze taki był, a ona tego nie widziała? Czy może zmienił się odkąd zaczął być znanym pisarzem? 

Kobieta ma w głowie milion pytań, przede wszystkim wie, że nie chce już oglądać jego twarzy i po powrocie do kraju chce separacji. Jeszcze tego nie oznajmiła swojemu małżonkowi, który niczego nieświadomy myśli, że ona zawsze bedzie u jego boku, nieważne czy postępuje słusznie czy nie. 

Ich czasy młodzieńcze, to czasy kiedy żony bez względu na wszystko musiały wspierać swoich mężów, tak wypadało. Zazwyczaj nie pracowały, zajmowały sie domem. W tym świecie liczyło sie tylko zdanie mężczyzn, kobietom ciężko było sie wybić. Tytułowa Żona zawsze chciała być pisarką, ale odkładała to wciąż na później, chciała najpierw, żeby jej mąż Joe stanął na nogi, a dopiero wtedy może pomyślałaby o swojej karierze. 

Czy warto tkwić w takim małżeństwie? Z drugiej strony czy powinno sie odchodzić po tylu wspólnie spędzonych latach? 

Moim zdaniem: 



Muszę przyznać, że początkowo ciężko było mi się wgryźć w te książkę. Nie spodziewałam się takiego stylu i takiej formy opowieści, myślałam że będzie to lekka, zwykła książka. Myliłam sie. Choć temat jest dosyć nieskomplikowany, ot kobieta opowiada o swojej przeszłości wplatając w to wydarzenia z teraźniejszości.. ale, ale.. chodzi o to w jaki sposób to opowiada i CO opowiada. 

Kiedy usiadłam za drugim razem, po lekkiej przerwie, książkę przeczytałam praktycznie na jeden raz. Wiedziałam już czego się spodziewać, wiedziałam, że potrzebuję się bardziej skupić niż przy innych lekturach i czytanie jej stało się przyjemnością. Nie wiem, może trafiłam w dobry moment? 

Urzekła mnie historia tego małżeństwa, a raczej tej kobiety. Chodzi o to, że w przeszłości kobietom naprawdę nie było łatwo. W świecie liczyli się tylko mężczyźni, to ich chciano słuchać, ich chciano czytać. Kobietom ciężko było sie przebić i byc zaakceptowanym. To był zupełnie inny świat niż ten dzisiaj. 
Fakt, jak kobieta poświęciła swoje życie i karierę po to, by wspierać swojego męża, był po prostu.. szokujący. Oczywiście moim zdaniem postąpiła głupio, ale czy tak naprawdę miała inny wybór? Czy żyjąc w tamtych czasach, my byśmy postąpiły inaczej? I przede wszystkim, czy miłość nie idzie w parze z poświęceniem? Tylko ile można poświęcać, tak żeby został w nas jeszcze duch i ten człowiek, ten kim byliśmy na początku? Nie możemy, przecież całkowicie zatracić siebie, poświęcając się dla dobra drugiej połowy.. zwłaszcza, kiedy druga połowa uważa, że jej się to całkowicie należy i nie widzi w tym nic złego, nie daje od siebie nic, umie tylko brać. Czy taki związek można już nazwać jako toksyczny czy może typowe małżeństwo w dawnych czasach? Ja będę pracował, ja mam coś do powiedzenia, ja się liczę, a Ty kobieto siedź i pilnuj domu, gotuj obiad i nie waż się wyrażać swojego zdania, nie waż się mieć swojego zdania i nie waż się samodzielnie myśleć. W końcu to ja mam rację i tylko ja, bo jestem mężczyzną! 

Serio? 

Podsumowując: 

"Żona" to kawał dobrej powieści, mam wrażenie, że przeniosła mnie do czasów nieznanych nam, urodzonym wiele lat później. Autorka ma w sobie coś przyciągającego, naprawdę. Z chęcią obejrzę ekranizację tej powieści, jestem pewna, że będzie to dobre widowisko. 

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu W.A.B. 





środa, 14 listopada 2018

Zapach prawdy - Iga Karst

Do zrecenzowania powieści "Zapach Prawdy" zgłosiłam się sama, widząc ogłoszenie na profilu instagramowym autorki. Cieszę się, że to zrobiłam, bo czas spędzony przy książce był przyjemny. 

Iga Karst ma na swoim koncie już kilka książek, "Zapach prawdy" nie jest jej debiutem. Autorka zadebiutowała, bowiem w roku 2005 powieścią dla dzieci o przygodach Pana Samochodzika pt. "Perły księżnej Daisy". Teraz głównie specjalizuje się w pisaniu kryminałów.




O czym jest książka?

W lesie zostają odnalezione zwłoki znanego i cenionego przez wszystkich profesora Adama Korczyńskiego. Jest to postać znana mieszkańcom, każdy darzył go szacunkiem i pewnym uwielbieniem. Wiadomość o jego śmierci jest dla wielu druzgocząca, zwłaszcza dla jego gosposi, lecz dla jego syna, nie wydaję się być wielkim zaskoczeniem. Czy człowiek ten zwyczajnie ma problem z okazywaniem uczuć czy może ma coś wspólnego ze śmiercią ojca?

Policja będzie miała twardy orzech do zgryzienia, profesor bowiem nie miał żadnych wrogów, a przynajmniej nikt nie wie o kimś takim. Oprócz wykładów, zajmował się również uprawą orchidei, był botanikiem i to zajęcie pochłaniało go bez reszty. Po jego śmierci zauważono, że z jego domu zniknął tajemniczy album, który dla profesora miał ogromną wartość. Czy możliwe jest, aby ktoś zabił go dla tego albumu?

Sebastian, wnuk profesora, namawia swoją przyjaciółkę z dzieciństwa, obecnie adwokatkę - Anitę Herbst do prowadzenia prywatnego śledztwa. Oboje często spędzali czas w domu profesora, dla kobiety był on również jak dziadek, bardzo poruszyła ją jego śmierć, postanawia więc pomóc przyjacielowi i trafia na trop, którego policja zdaję się nie odkryła. Trop prowadzi ich do dalekiej przeszłości, nie wiadomo jednak czy chodzi tylko o przeszłość profesora, czy może kogoś kto mieszkał w tym domu przed nim. Anita odnajduje również pamiętnik należący do nieznanej jej kobiety, zakochanej w profesorze w czasach młodzieńczych. Kim jest owa kobieta? Czy mogła mieć jakiś związek ze śmiercią profesora?

Zagadki tylko się mnożą, tropów jest coraz więcej, nie wiadomo jednak który jest prawdziwy, a który stanowi tylko ślepą uliczkę. Kto szybciej dojdzie do prawdy? Adwokatka czy policjanci?

Moim zdaniem:

Książkę uważam za dobry kryminał, autorka ma przyjemny styl, dzięki czemu książkę czytało się szybko. Bohaterowie mogliby być nieco bardziej dopracowani, gdyż nie czułam zbytnio przywiązania do nikogo. Wiadomo, kibicowałam złapaniu zabójcy, było mi szkoda ofiary, ale to za mało. 

Zaskoczyło mnie bardzo zakończenie książki, a raczej rozwiązanie sprawy, nie spodziewałam się czegoś takiego. Oczywiście nie mogę Wam zdradzić szczegółów, ale myślę, że naprawdę ciężko będzie wytypować Wam zabójcę. Autorka sprawnie poprowadziła nas w maliny i to niejednokrotnie.

Kolejnym małym minusem tej powieści były informacje o orchideach, które były dla mnie nużące. Nie przepadam za kwiatami, a już tym bardziej nie interesują mnie informacje związane z hodowlą czy uprawą roślin, aczkolwiek rozumiem, że autorka musiała je wprowadzić, bo w końcu ofiarą był botanik, więc należało nam przybliżyć to czym się zajmował.

Fabuła sama w sobie była naprawdę ciekawa, fakt jak autorka poprowadziła tę historię zaskoczył mnie i to dosyć mocno. Książka, mimo opisów roślin nie należy do złych.

Niestety, obawiam się, że to książka, która nie skłoniła mnie do wielu refleksji i nie zostanie w mojej pamięci na dłużej, aczkolwiek czas z nią spędzony nie należał do czasu zmarnowanego. Nie każda powieść ma tę moc, aby pozostać w naszej głowie na dłużej, co nie oznacza, że to zła literatura. :)

Jedyne pytanie jakie rodzi się tutaj, to:

Jaki jest Wasz stosunek do rodziny? Czy normalne wydaję się dla Was nieprzejmowanie się czyjąś śmiercią? Chodzi mi o to czy to źle świadczy o nas, czy jest to całkiem normalne i zrozumiałe, jeśli nie żyliśmy z daną osobą jakoś bardzo blisko, mimo że był/a członkiem naszej rodziny? Jak się na to zaopatrujecie?

Za egzemplarz recenzencki dziękuję autorce Idze Karst oraz Wydawnictwu Szara Godzina ;)







poniedziałek, 12 listopada 2018

Wyrok Diabła - Adrian Bednarek

Autor: Adrian Bednarek
Tytuł: Wyrok Diabła (tom 4)
Gatunek: Thriller 
Ilość stron: 382
Wydawnictwo: Novae Res


"Wyrok Diabła" to czwarta i ostatnia część przygód Kuby Sobańskiego, czyli tytułowego Diabła. Sporo z Was już tego bohatera zna, jedni są na początku przygody, jedni już ją skończyli, a jeszcze inni dopiero są przed poznaniem jego losów. 

Ważne jest, by książki czytać w kolejności, dlatego jeśli jeszcze nie słyszeliście o tej serii, to polecam przejrzeć poprzednie recenzje, które znajdziecie na blogu. Powiem Wam, że książki mają moc i to ogromną. W życiu nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę kibicować książkowemu mordercy i że książka wywoła we mnie tyle sprzecznych emocji. Adrian Bednarek ma niesamowity talent i pokazał to właśnie w swojej serii o Diable. 





Skupmy się na ostatnim tomie, czyli "Wyroku Diabła": 

Kuba jest blisko związany ze swoją dawną klientką - Sonią Wodzińską. Co prawda wydaje mu się, że jest to spowodowane tylko układem jaki zawarli, ale kiedy dziewczyna okazuje się być w niebezpieczeństwie, dociera do niego, że naprawdę mu na niej zależy. Zupełnie inaczej niż na Adzie czy Klarze, bo Soni nie ma zamiaru krzywdzić, mimo że bardzo nadszarpnęła jego zaufanie i bezpieczeństwo. 

Sonia dalej walczy ze swoimi demonami, które spowodowane są zachowaniem jej brata, którego po latach cierpienia i upokorzenia, zepchnęła z balkonu. Teraz dziewczyna szuka kogoś podobnego do niego, by przeżyć ten ekscytujący dla niej moment (morderstwo) raz jeszcze. Razem z Kubą udają się na polowanie i szybko znajdują kogoś, kto nadawałby się do ich celów w sam raz. Adwokat, jednak naciska dziewczynę, by nie działała pochopnie i informowała go o każdym swoim kroku, w końcu zamordowanie człowieka bez pozostawienia żadnych śladów, nie jest czynnością prostą, ani taką, którą wykonać mógłby każdy. Nastolatka, jak to nastolatka, popełnia masę błędów, działa impulsywnie, w ogóle nie myśli racjonalnie, przez co doprowadza Kubę przed oblicze sądu. 

Kuba, bowiem wziął na siebie jej winę i teraz toczy walkę o swoją wolność w raju. Mianowicie, chodzi o zamordowanie w obronie Soni nastolatka, który ją gwałcił na oczach Kuby. Czy sąd uwierzy Kubie? Czy to możliwe, aby Rzeźnik Niewiniątek stanął w końcu przed sądem i to przez czyn, którego się nie dopuścił? 

Czy to możliwe, aby tak niebezpieczna osoba skończyła tak... pospolicie? 

Moim zdaniem: 

"Wyrok Diabła" to kolejna dobra część serii. Autor wielokrotnie mnie zaskoczył, nie spodziewałam się, że Kuba kiedykolwiek stanie przed sądem i że wydarzy się to wszystko co się wydarzyło. Tak jak w poprzednich tomach w większości kibicowałam Rzeźnikowi Niewiniątek, chociaż za każdym razem było mi żal jego ofiar i obrzydzały mnie opisy morderstw (co rzadko mi się zdarza). Zdarzały się też, jednak momenty kiedy go nie lubiłam, ale mimo wszystko jakaś część mnie myślała, że Kuba nigdy nie stanie przed sądem. W tym tomie, jednak wszystko poszło nie po myśli głównego bohatera. 
W końcu dobre czasy zawsze kiedyś się kończą. 

Jeśli miałabym ocenić bohaterów ze wszystkich czterech tomów, to przyznam szczerze, że oprócz Kuby nie było chyba nikogo kogo bym darzyła sympatią. Julia Merk jak dla mnie była sztuczną panienką, dla której liczy się tylko impreza i popularność, oczywiście przed jej heroinowym nałogiem. Później ciężko było mi ją rozgryźć, ale fakt, że planowała dla Kuby tak okropną przyszłość, nie przyczynił się do tego, bym ją polubiła. Chyba najbardziej denerwowało mnie zachowanie Soni, bo choć potrafiła mordować z zimną krwią, to jej zachowanie było naprawdę bardzo niedojrzałe. Zachowywała się jak wariatka, dosłownie. Wielokrotnie wybuchała, krzyczała na Bogu ducha winnych ludzi, paliła za sobą mosty i zamiast starać się być w cieniu, to zawsze musiała być tą najbardziej zauważalną. Dziewczynie przydałby się porządny psycholog, bo to dosłownie tykająca bomba, o czym mieliśmy okazję się przekonać. 

Choć postępowanie Kuby nie należało do normalnego czy dobrego w żaden sposób, to autor tak wykreował swoją postać, że czytelnicy naprawdę przejmowali się jego losem i jakoś potrafili stanąć po jego stronie i to jemu kibicować, a nie jego ofiarom, które były przecież niewinnymi kobietami. To wszystko jest dla mnie mega niezrozumiałe i takie hm.. magiczne, bo przecież każdy normalny człowiek chciałby, aby morderca został schwytany i zazwyczaj takie książki czytamy, że to morderca jest tym złym, a my kibicujemy policjantom, aby go schwytali. Tutaj Autor naprawdę wykazał się dużym talentem, ukazał nam mordercę z krwi i kości, jego codzienność, jego przeszłość i przyczyny, dlaczego stał się takim człowiekiem.. wszystko to zaowocowało pewnym przywiązaniem się do jego osoby. 

Z drugiej strony cykl o Diable naprawdę mnie przeraził. Idąc samej po zmroku często przypominały mi się fragmenty książki, zastanawiałam się czy przypadkiem ktoś mnie nie obserwuje. Wiem, powiecie, że to głupie, bo to tylko książka, ale takie rzeczy dzieją się naprawdę. Zwłaszcza w dobie internetu, kiedy ludzie uzewnętrzniają się na portalach społecznościowych, informują kiedy są sami w domu, ewentualnie kiedy ich w domu nie będzie, dodają informację o miejscu zamieszkania, telefonie komórkowym. Tak naprawdę sami podajemy siebie na tacy, chociaż wydawać by się mogło, że wstawianie zdjęć z urlopu czy innych postów jest przecież niewinne. Musimy naprawdę uważać na to ile pokazujemy siebie w sieci, to naprawdę niebezpieczne. Kiedyś nie zdawałam sobie z tego sprawy, że przecież ktoś mógłby to wykorzystać przeciwko nam. Wystarczy chwila "researchu", a ktoś będzie wiedział gdzie pracujemy, w jakich godzinach, kiedy nie ma nas w domu lub co robimy w wolnej chwili. 

I jeszcze jedna myśl, która zagościła w mojej głowie po przeczytaniu twórczości Adriana Bednarka. Jak Waszym zdaniem zachowuje się lub wygląda morderca? Kiedyś myślałam, że to ktoś o kim mówi się "typ z pod ciemnej gwiazdy", wiecie ktoś kto na pierwszy rzut oka wygląda nam na osobę, która mogłaby dopuścić się czegoś okropnego. Jednak.. nic bardziej mylnego. Czemu często słyszymy od rodziny czy przyjaciół, bądź sąsiadów mordercy słowa: "Nigdy bym się tego nie spodziewała, to taki dobry i miły człowiek, taki pomocny.", "Niemożliwe, żeby on kogoś zamordował, to przecież ciągle uśmiechnięty i jakże towarzyski, przystojny młody człowiek". Ludzie zawsze są zdziwieni, bo zbrodni dokonuje ktoś kto np. często im pomagał, zawsze się uśmiechał, zagadywał do nich i w ogóle w życiu nie pomyśleliby, że ktoś taki mógłby dokonać czegoś tak okropnego. Przecież logicznym wydawałby się fakt, że morderca to raczej ktoś kto stroni od ludzi, nie wychyla się zbytnio ze swojej nory, nie dopuszcza do siebie innych, jest samotny i zdziwaczały, nie dba o swój wygląd, może pije, albo ma inne nałogi, ogólnie jest to ktoś kogo nie chcielibyśmy widzieć blisko swoich dzieci lub siebie. Tylko, że morderstwo nie jest logiczne, nie można go przypisać osobie, która wygląda na mordercę w naszym wyobrażeniu. Pamiętajcie, że POZORY MYLĄ i to bardzo często. W końcu ktoś kto dopuścił się morderstwa, będzie chciał udawać, że jest całkowicie normalny, tak aby trop nigdy nie doszedł do niego, tak aby nigdy nikt go nie podejrzewał, będzie miły dla sąsiadów i przyjaciół, będzie pomagał innym, starał się jak najczęściej przebywać wśród ludzi. 

Straszne jest to, że ktoś z naszego otoczenia mógłby robić tak okropne rzeczy, a my nigdy nie bylibyśmy tego świadomi. W końcu najciemniej pod latarnią, jak to mówią. Człowiek po przeczytaniu takich książek zaczyna się poważnie zastanawiać nad swoim otoczeniem i doszukiwać się w ludziach morderczych skłonności :D Och, Adrianie Bednarku, cóż Ty z nami czytelniczkami i czytelnikami zrobiłeś?! 

Polecam ogromnie, ten cykl dostarczy Wam wielu skrajnych emocji, nie dość, że będziecie się bali, to również po raz pierwszy będziecie kibicować mordercy i poznacie go z każdej strony, każdy szczegół jego życia oraz jego osobowości. 

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Novae Res :)



niedziela, 11 listopada 2018

Ana - Roberto Santiago

Autor: Roberto Santiago
Tytuł: Ana
Ilość stron: 992
Gatunek: Thriller
Wydawnictwo: Muza 




Zastanawialiście się kiedyś nad uzależnieniem od hazardu? Może ktoś z Waszego otoczenia mierzy się z tym problemem lub może zauważyliście na własnej skórze jak bardzo jest to uzależniające? Kiedyś, mając koło lat 15 często chodziłam z kuzynką do pubu, w którym nigdy nie pytano nas o wiek, sprzedawano nam alkohol, pozwalano grać na maszynach, dopiero kiedy wygrałam najwięcej w swoim życiu, czyli jakieś 15 zł czy coś koło tego, zapytali mnie o dowód, którego oczywiście nie miałam i wtedy dopiero zakazano nam siadać do maszyn. Z biegiem lat ta historia jest dosyć śmieszna, ale i niepokojąca. Dlaczego nikt nie zainteresował się wcześniej? Zawsze wyglądałam na młodszą niż jestem i nawet teraz kiedy mam prawie 25 lat, zawsze jestem pytana o dowód. Zastanawia mnie, dlaczego nikt w tym obskurnym pubie, nie zainteresował się, że przesiadują tam nieletni, piją piwo i "uprawiają hazard", bo przecież granie na maszynach do hazardu jest zaliczane. Pamiętam do dziś jak bardzo mnie to wkręcało, nawet jeśli największą kwotą jaką "wygrałam" to było piętnaście złoty, których nawet nie dostałam do ręki, bo zauważyli dopiero wtedy, że nie jestem pełnoletnia. Pamiętam jak spędzałam tam godziny, bo chciałam grać, choć oczywiście nie wrzucałam tam dużych kwot, bo takich nie miałam, ale samo to klikanie w przycisk wydawało się być taką super rozrywką. Oczywiście szybko o tym zapomniałam, przestało mi to sprawiać radość, nie wkręciłam się na tyle, aby mieć problem ze zrezygnowaniem. Kolejny raz zagrałam z przyjaciółmi dopiero w tym roku, bardziej świadomie, dla zwykłego zabicia czasu będąc na promie. Ciągle wygrywaliśmy, chociaż również nie były to duże kwoty, ale wyszło na to, że wydaliśmy jedynie trzy funty, a wyszliśmy z sumą bliską stu funtów, więc jakby nie patrzeć wyszliśmy na plus, ale choć faceci łatwo potrafili od maszyny odejść i cieszyć się wygraną, tak ja z koleżanką chciałyśmy jeszcze grać i wygrać jeszcze więcej. Na szczęście nas nie posłuchali i moja historia z hazardem również skończyła się szybko i bez większych problemów. Chociaż oba te wydarzenia uświadomiły mi, że bardzo szybko można się w to wkręcić, zwłaszcza jeśli się wygrywa. Człowiek taki już jest, zawsze chce więcej i więcej..

Moje przykłady są naprawdę niewinne, w porównaniu do tego jak inni ludzie potrafią niszczyć życia sobie i swoim bliskim, tylko po to żeby grać. Zaczyna się oszukiwanie, okradanie bliskich, zawieranie dziwnych układów polegających oczywiście na dostaniu pożyczki od niezbyt bezpiecznych typów, tylko po to by móc dalej grać. Normalnemu człowiekowi jest to nie do pomyślenia, jak można tak rujnować siebie i swoich bliskich? Ja również tego nie rozumiałam, ale po przeczytaniu "Any" ten problem wydaję się być nieco bardziej zrozumiały.

Przed lekturą powinniście zadać sobie pytanie: Czy osoba uzależniona od hazardu, taka która każdą wolną chwilę spędza w kasynie bądź w innych przybytkach służących hazardowi stała się taka całkowicie przez siebie czy może za ów problem należy winić kasyno i ludzi w nim pracujących?

Mianowicie, chodzi o to, że grać w pokera można grać również online, obstawiać mecze, wyścigi koni czy inne sporty lub gry hazardowe. Nie wiem jak to działa, ale podejrzewam, że ustawę o wieku również można jakoś przejść i wcale nie trzeba być pełnoletnim, żeby grać. Czy Kasyno powinno reagować na fakt, że przychodzą tam ludzie, którzy widocznie są uzależnieni i rujnują sobie życie? Moim zdaniem tak. Tak samo uważam, że portale z zakładami nie powinny być reklamowane, a strony z grami online powinny być bardziej restrykcyjne.

No i tym małym wykładem pozwoliłam sobie zacząć recenzję o książce, w której o hazardzie przeczytamy bardzo dużo, ale również o konsekwencjach pewnych zachowań, o tym czy to kasyno ponosi odpowiedzialność za uzależnienie od hazardu czy może ludzie uzależnieni? Mówi się, że każdy jest kowalem swojego losu, ale czy to prawda?

Przejdźmy, więc do recenzji :)





O czym jest książka?

Tytułowa Ana, to osoba o bardzo sprzecznych cechach charakteru, z jednej strony mamy osobę uzależnioną od leków, osobę, która nie znosi pożegnań, nie ufa nikomu i właściwie niezbyt lubi towarzystwo innych ludzi, a z drugiej strony osobę, która przygarnie każdą zbłąkaną duszyczkę, nawet jeśli musiałaby ponieść konsekwencje czy to natury prawnej czy moralnej; osobę, która potrafi walczyć za innych i to nie zawsze czysto; prawniczkę, która nie boi się skutków swoich czynów, nawet jeśli bezpośrednio zagrażają jej życiu. Ana jest bardzo rozchwiana emocjonalnie i na ten fakt złożyło się wiele czynników, dotyczących zarówno jej dzieciństwa jak i życia małżeńskiego. Kiedyś to była znakomita prawniczka, postrach na sali sądowej, a teraz? Mamy osobę wyniszczoną przez leki połączone z alkoholem, osobę, która miewa ataki paniki, która ledwo wiążę koniec z końcem, sypia z przypadkowymi, młodszymi od siebie mężczyznami, jest zupełnie nieodpowiedzialna.

Któregoś dnia Ana dostaje telefon od swojego brata, którego nie widziała kilka lat i z którym nie rozmawiała nawet telefonicznie przez ten czas. Mężczyzna ma poważne kłopoty, siedzi w więzieniu i jest oskarżony o morderstwo szefa Kasyna w Robredo. Oprócz tego, Ana dowiaduję się, że jej brat jest winny kasynie blisko miliona euro, których oczywiście nie miał. Alejandro prosi siostrę, by ta go reprezentowała w sądzie i ta oczywiście się zgadza, mimo że nie jest to coś co chciałaby robić, jednak Ana już taka jest, zawsze próbuje ratować ludzi.

Sprawy, jednak przybierają zupełnie niespodziewany obrót, otóż Ale popełnia samobójstwo, a jego siostra ma zamiar dowiedzieć się dlaczego, ale również oskarżyć kasyno o doprowadzenie jej brata do takiego stanu psychicznego, do zrujnowania życia sobie i swojej rodzinie oraz do udowodnienia, że Alemu groził zarząd kasyna, że kazali mu grać i sami pożyczali mu pieniądze, których oczywiście nigdy nie mógłby im oddać.

Nastaje historyczna chwila, której będziemy mogli być świadkami. Osoba prywatna po raz pierwszy oskarża kasyno o tak poważne uchybienia, nie mając praktycznie żadnych dowodów. Czy to się w ogóle może udać?

Oprócz tej niesamowicie ważnej i niebezpiecznej sprawy, Ana zostaje poproszona również o reprezentowanie swojej przyjaciółki, bowiem ta oskarżyła swojego męża o znęcanie się fizyczne i teraz walczyć będzie o prawo do opieki nad dziećmi.

Czy Ana, osoba rozchwiana emocjonalnie, całkowicie nieodpowiedzialna, z własnym ciężkim bagażem doświadczeń jest w stanie pomóc wdowie po zmarłym bracie oraz przyjaciółce? Czy nie mając grosza przy duszy jest w stanie prowadzić dwie, tak ważne dla niej sprawy? Czy nie ufając nikomu, będzie w stanie znaleźć sobie wspólników i dokonać niemożliwego?

Świadkowie tajemniczo znikają lub zmieniają swoje zeznania w ostatniej chwili, adwokatka zostaje zaatakowana przez nieznanego jej napastnika, ledwo uchodzi z życiem, groźby, napaści, manipulacje.. tego wszystkiego będziemy świadkami.. wszystko po to, by prawda wyszła na jaw i aby sprawiedliwości stało się zadość. Czy to, jednak możliwe?




Moim zdaniem:

Ta książka samymi swoimi gabarytami jest w stanie nam powiedzieć, że dużo się będzie działo. Oczywiście, nie zawsze objętość książki odpowiada ilości zdarzeń, zaskoczeń i pozytywnych aspektów książki, aczkolwiek tutaj.. wyobraźcie sobie, że praktycznie na każdej stronie COŚ się działo. Na jaw wychodziły co chwile niespodziewane sytuacje, zaskakujące fakty, różnego rodzaju problemy, trudności, ale również i dobre nowiny dla drużyny Any. To po prostu 990 stron akcji, 990 stron trzymania w napięciu, bo choć książki często się kończą happy endem, to tutaj do ostatniej strony nie wiadomo jak potoczy się akcja, zapewniam. W książce naprawdę ciągle coś się dzieje, nie ma chwili na nudy, bo ta sprawa jest po prostu zupełnie nieobliczalna, ale przede wszystkim PRZEJMUJĄCA. Człowiek zaczyna się zastanawiać kto ma rację.. czy każdy odpowiada za swoje czyny, czy każdy jest kowalem swojego losu, czy może za nasze czyny powinniśmy obwiniać silniejszych od siebie?

Mówiłam Wam, abyście przed lekturą zadali sobie pytanie. Ja zadawałam je sobie dosyć często podczas czytania "Any". Czy to Alejandro jest sam sobie winien, że skończył tak jak skończył, czy może to zarząd kasyna doprowadził go do takiego stanu? W końcu nie każdy jest w stanie znosić groźby, nie każdy jest w stanie odrzucić manipulację i uciec uzależnieniu.

"Ana" to powieść, która otwiera nam oczy na to jak wielkim problemem jest hazard. Jak łatwo jest zaprzepaścić swoje życie i życie swoich bliskich, jak niewielka granica dzieli nas od uzależnienia. To książka, która skłania nas do wielu przemyśleń, ale również pokazuje nam jak bardzo świat jest niesprawiedliwy. Jak często sprawy są zamiatane pod dywan tylko, dlatego, że ktoś ma pieniądze i nimi posługuje się, aby zatuszować swoje czyny. Czy szary człowiek ma jakąkolwiek szansę wygrać w starciu z wielką rybą, osobą, która śpi na pieniądzach?

Jeśli chodzi o główną bohaterkę, to wielokrotnie mnie ona irytowała swoim zachowaniem, często działała zupełnie nieprzemyślanie, zupełnie na nieswoją korzyść, sama przysparzała sobie masę problemów, była dla mnie kompletnie niezrozumiała. Po czasie, jednak zaczynałam czuć do niej sympatię, zaczynałam rozumieć jej zagubienie, akceptować jej wybryki, choć oczywiście nie stała się dla mnie nagle nieskazitelna. Uważam, że postać Any naprawdę da się polubić, mimo wielu sprzeczności jakie sobą reprezentuje, to jest to osoba, która zasługuje na podziw. Wielokrotnie mnie zaskoczyła swoją przebiegłością i sprytem, dzięki czemu książkę czytało się jeszcze szybciej i z jeszcze bardziej zapartym tchem.

Książka dzieli się na krótkie rozdziały, czyta się ją szybko, mimo wielu stron jakie posiada, akcja jest naprawdę szybka, ciagle coś się dzieje i autor zdecydowanie nie pozwala nam się nudzić. Sama rozprawa jest niezwykle ciekawa, pokazuje nam problem, z którym nie często mamy do czynienia na kartach innych powieści. Zmusza nas do refleksji, do zastanowienia się jak sprawa z kasynami i grami online powinna wyglądać. Pomysł na fabułę uważam za bardzo ciekawy i dobry, bo jak już wyżej wspomniałam, nie często autorzy sięgają po problem uzależnienia z hazardem, częściej jest to uzależnienie od alkoholu czy narkotyków. Ogromny plus dla autora za to, że książka w ogóle, nawet momentami mnie nie nudziła, mimo że trochę się na to nastawiałam widząc ile stron mnie czeka. Oczywiście, nie oceniam książki po ilości stron, nawet byłam trochę podekscytowana widząc, że czeka mnie taki "grubasek", w końcu nie często autorzy wydają takie tłuścioszki, ale wiadomo.. trzeba się liczyć, że możemy spotkać w takiej książce lanie wody, bo w końcu jak można zapisać tyle stron ciągle utrzymując czytelnika w napięciu? A jednak można i Roberto Santiago jest tego doskonałym przykładem.

"Ana" na pewno zostanie w mojej głowie na dłużej, zwłaszcza przez to, że na pewno nie jest to powieść z oczywistym przebiegiem fabuły czy też oczywistym zakończeniem i również przez to, że porusza istotny problem i zmusiła mnie do pewnych refleksji. Trzeba niesamowicie uważać podczas grania w różnego rodzaju gry na pieniądze, bo jest to niezwykle szybko uzależniające. Nie dajmy się w to wciągnąć, nie dajmy sobie zrujnować życia. Zobaczcie sami, że ludzie bogaci wcale nie są szczęśliwsi od nas, często kończą swoje życie w młodym wieku, są uzależnieni od różnego rodzaju narkotyków bądź alkoholu, rozwodzą się.. jakoś nie tak wyobrażam sobie szczęśliwe życie.

Polecam ogromnie "Anę" i zapewniam, że nie będziecie się nudzić. To kawał naprawdę dobrej powieści!

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Muza :)